- Skaczesz ze mną?- odezwał
się chłopak podając mi swoją lewą rękę. Wyglądał jakby się nie bał, ale w środku
czuł się pewnie tak jak ja. Wystarczył
tylko mały krok, aby przekroczyć granicę między życiem, a jak w naszym
przypadku - piekłem. Słońce leniwie zachodziło świecąc nam w twarz. Lekko
pomarańczowe niebo dodawało wszystkiemu trochę grozy. Dół jakby wołał mnie,
jakby ciągnął do siebie. Urwisko miało wysokość około 10 metrów . Serce zaczęło
mi bić mocniej widząc twarz mojej miłości. Spojrzałam w jego karmelowe oczy i
nagle przypomniało mi się wszystko …
Siedziałam na czerwonym
krześle nalewając kawę brodatemu klientowi. Co jakiś czas wpatrywałam się w okrągły
zegarek wiszący na brązowej ścianie. Odliczałam ostatnie kwadranse mojej
zmiany. Za szybą świat wyglądał tak pięknie. Ludzie chodzący, śmiejący się,
wolni. Już ciągnęło mnie wręcz do wyjścia, gdy zanosiłam zamówienie do
stolików.
- Proszę- podałam talerze
z kawałkami śliwkowego placka starszym państwu. Mężczyzna mocno trzymał kobietę
za jej starą, pomarszczoną dłoń. Wyglądali na szczęśliwych. Mieli około 70 lat.
Starsza pani cały czas się uśmiechała. Wyglądała na szczęśliwą. Miała osobę,
którą kochała. Odeszłam z westchnieniem od stolika i powróciłam na swoje
wcześniejsze miejsce obserwując ich miłość.
- Dziś mija nasza
czterdziesta rocznica- usłyszałam zachrypnięty głos dobiegający z ust starszego
pana.
- A ja z każdym dniem
czuję się młodziej- odpowiedziała kobieta patrząc z zachwytem na swego męża.
W środku zrobiło mi się
tak ciepło, ale również i smutno, ponieważ ja nikogo nie miałam, nikogo, kto
mógłby mnie tak samo przytulić.
Chwyciłam twarz w dłonie i oglądałam całe
zdarzenie.
- Destiny, za ile
kończysz?- zaskoczyła mnie od tyłu koleżanka z pracy – Susan.
- Za chwilę. A co
wybieracie się gdzieś?
- No właśnie idziemy na
imprezę do Taylor’a. Idziesz z nami?- zaproponowała z uśmiechem.
- Nie, dzięki. Mam jeszcze
sporo roboty w domu- próbowałam się sprytnie wymigać.
- Ej no, chodź z nami.
Mamy wakacje!- szturchnęła mnie w ramię.
- Nie, nie dzisiaj-
zostałam przy swoim.
Imprezy to nie dla mnie. Ja
wolałam zostać w domu przy książce. Byłam typem samotnika. Nie lubiłam tłumów.
Od zawsze byłam tą skrytą i cichą.
- Jak chcesz- mruknęła. Zawiesiła
swój biało-granatowy fartuszek na wieszaku i po prostu wyszła.
Zbliżała się 21:00. Lokal
został zamknięty. Wszyscy goście już wyszli. Pozostało mi tylko posprzątać.
Urobiłam się po pachy, ale było warto. W końcu mogłam wyjść na wolność.
Przebrałam się i założyłam bluzę. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę domu. Dziś
postanowiłam pójść krótszą drogą, ponieważ chciałam się już znaleźć w
cieplutkim łóżeczku. Mijałam ciemne ulice. Doszłam do klubu. Głośna muzyka była
słyszalna już na początku alejki. Uliczne lampy słabo oświetlały całą drogę. Założyłam
kaptur od bluzy na głowę i minęłam budynek zabaw. W ciemnej uliczce usłyszałam
odgłosy szarpaniny. Zwróciłam głowę w stronę dziwnych krzyków. Zobaczyłam dwóch
mężczyzn, a raczej chłopaków bijących się ze sobą. Jeden stał nad leżącym i
kopał go w brzuch. Jęki bólu odbijały się o ceglane ściany. Oparłam się plecami
o jedną z nich i ukradkiem patrzyłam na poczynania zwycięzcy. Zaczęłam nerwowo
szukać telefonu, aby wezwać pomoc. Znalazłam go w prawej kieszeni. Szybko
zaczęłam wstukiwać numer na policję. Nacisnęłam zieloną słuchawkę. Usłyszałam
sygnał połączenia, gdy nagle poczułam czyjąś wielką dłoń na mojej kostce u
ręce. Przestraszyłam się, gdy zobaczyłam wysoką sylwetkę tuż obok mnie. Serce
zaczęło mi mocniej bić, a oczy wyszły na wierzch.
- Odłóż telefon-
usłyszałam ostry głos mężczyzny. Moja roztrzęsiona ręka upuściła urządzenie, a
ono rozbiło się o betonowe podłoże. – Cii- wyszeptał nadal trzymając mnie za
rękę.
- Będę cicho, nikomu nie
powiem- próbowałam wymigać się z sytuacji. Nie chciałam odnieść obrażeń.
- Wiem o tym- powiedział
pewny siebie.
super <3 :D
OdpowiedzUsuńxoxo