Włącz to : http://www.youtube.com/watch?v=_DCd23vQ3Ik
____________________________________________________________
- Oczywiście, że nie. Prześpisz się na kanapie- powiedział oschle.
____________________________________________________________
- Oczywiście, że nie. Prześpisz się na kanapie- powiedział oschle.
- Okej- mruknęłam.
- Idę spać. Masz nikomu
nie otwierać. W salonie jest gdzieś jakiś koc- rzekł poważne.
Czy byłam zadowolona, że
musiałam spać na kanapie? Oczywiście, że nie! Ale to był jego dom i on w nim
rządził.
Kiwnęłam głową. Bez słowa
udał się na koniec korytarzu i wszedł przez drewniane drzwi do swojego pokoju. Zeszłam
na dół do salonu. Usiadłam w głębokim wdechem na kanapę próbując trochę
uspokoić swoje myśli. Byłam w Las Vegas - mieście, w którym nikt mnie nie znał.
Zatopiłam swoją twarz w dłoniach. Miałam
potworne wyrzuty sumienia. Jednak uratowałam życie bezbronnej osobie, osobie
która chciała stracić wszystko dla mnie. Tak mi się przynajmniej wydawało, gdy
patrzyłam w jego pełne blasku oczy. Tym razem widziałam w nich coś jeszcze –
obawę. To było rzadkim widokiem u jego osoby, wręcz niespotykanym. Położyłam
się na kanapie. Moje nogi w końcu mogły się wyprostować. Wpatrywałam się w
czarny, wyłączony telewizor. Widziałam przed sobą okładającego pięściami
martwego już mężczyznę. Wzrok Justina dotknął mnie szczególnie. Był taki pełen
podziwu, ale i zdziwienia, wręcz zszokowania. Oparłam głowę na miękkiej
poduszce i zamknęłam oczy. Chciałam aby to wszystko okazało się tylko złym snem
spowodowanym zbyt długim czytaniem kryminałów.
*************Perspektywa
Justina**************************
Byłem jej wdzięczny za to,
co zrobiła, mimo że na pewno tego nie chciała. Dlaczego stawiłem się za nią,
skoro nic nas nie łączyło oprócz jednego ulotnego pocałunku? Otóż nie chciałem
żeby zginęła. Czułem jak jej serce bije wtedy w lesie i nie mogłem sobie
wyobrazić, że miałoby przestać. Brad, bo tak miał na imię napastnik, był
człowiekiem Raymunda. Tylko skąd dowiedział się o Destiny? Próbowałem być taki
ostrożny. Obawiałem się, że ona może być w niebezpieczeństwie. Wiedziałem
jednak, że da sobie radę, tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy trzymała w swoich
delikatnych dłoniach broń i nacisnęła spust. Widziałem w jej oczach przerażenie
i strach. Wiedziałem, jakie to było dla niej poświęcenie. Zacząłem ją szanować
z tego powodu, dlatego zabrałem ją ze sobą do Las Vegas, aby tu była
bezpieczna. Gdy spała w moim aucie, część zabójcy w moim umyśle wręcz błagała,
abym wyciągnął z kieszeni nóż i po prostu ją zabił, ale druga chciała ją
chronić. Dwie strony kłóciły się ze sobą. Wygrała ta dobra, gdy dziewczyna
odwróciła nieświadomie twarz w moją stronę i lekko pochrapywała ze zmęczenia. Uśmiechałem
się pod nosem wiedząc, że odpoczywa, że nikt jej tu nie zadźga, chyba, że moja zła
strona zacznie się wyrywać. Na szczęście tak się nie stało. Co chwila zerkałem
na jej osobą widząc, jak walczy ze swoimi myślami. Jej pierwsze zabójstwo i na
pewno nie ostatnie…
Przypomniałem sobie, jak ja pierwszy raz
zabiłem. Była to zima. Miałem wtedy piętnaście lat. W tym wieku wstąpiłem na
ścieżkę zła. Szedłem ciemną ulicą mijając podejrzanych ludzi z mojej dzielnicy.
Idąc usłyszałem w jednym z zaułków rozpaczliwy krzyk kobiety. Chciałem zachować się jak
bohater i udałem się w stronę odgłosu. Zauważyłem tam dorosłą kobietę z
długimi, blond włosami i mężczyznę. Jego postura ją powalała. Na szyi miał wydzierany
wielki tatuaż ze smokiem. Przywarł ją do czarnej ściany, na której widniały
graffiti. Zobaczyłem, że kobieta cierpi, z jej oczu poleciała łza. Z
przerażeniem wpatrywała się na napastnika. Nie zauważyli mnie, gdy chowałem się
za stojącymi tam śmietnikami. Jego ciężka dłoń powędrowała z prędkością na jej
policzek. Przez chwilę zastanawiałem się, co zrobić. Miałem trzy wyjścia:
uciekać, zadzwonić na policję i działać samemu. Wybrałem ostatnią opcję. Obawiałem
się, że gdy funkcjonariusze przyjadą, to będzie za późno, a gdybym uciekł,
przez całe życie zadręczałbym się świadomością, że ta kobieta nie żyje przeze
mnie. Sięgnąłem po leżącą przy śmietniku metalową rurę. Była ciężka. Serce biło
mi jak opętane, a puls znacznie przyśpieszył. Czułem przypływ adrenaliny.
Przycisnąłem dłonie wokół trzymanego przedmiotu i ruszyłem cicho w stronę
damskiego boksera. Stał do mnie plecami skupiając się na swojej ofierze. Bez
skrupułów składał kolejne uderzenie na jej lekko zakrwawionej i popuchniętej
twarzy. Moja uwaga skierowała się na szyję mężczyzny. Zacisnąłem zęby i z całej
mojej dotychczasowej siły uderzyłem go. Zaprzestał swoich ruchów i bezwładnie
upadł na ziemię. Na policzku kobiety widniały liczne rany, z których sączyła
się krew. Spojrzała na mnie z przerażeniem. Wypuściłem rurę, a ona z trzaskiem
uderzyła obok martwego ciała. Schyliłem się nad mroczną postacią. Położyłem
palec wskazujący i środkowy na miejscu pulsu u jego szyi. Nic nie poczułem,
żadnej reakcji. Zabiłem go. Kobieta spojrzała na mnie pytająco, kiedy klękałem
przy trupie.
- Żyje?- zapytała uważnie spoglądając na moją
reakcję.
- Nie- odpowiedziałem z grobową miną.
Wstałem opierając się na kolanie. Kobieta
zaczęła płakać. W środku poczułem rozpacz, że to zrobiłem, że zabiłem
człowieka. Ból w moim sercu stawał się coraz bardziej potężny, gdy zostawiłem
klęczącą kobietę nad martwym ciałem. Wyszedłem z ciemnego zaułka, zachowując
pozory opanowanego i normalnego nastolatka. Zacisnąłem szczękę i ruszyłem w
swoim kierunku omijając ludzi. Ale jak zostałem zabójcą? Otóż ktoś musiał
podpatrzeć całe zdarzenie, ktoś taki jak Raymund. A kim właściwie jest Raymund?
Jest on szefem grupy gangsterskiej. Wykonuje ona zlecane zabójstwa. Raymund
zagroził mi, że jeśli nie wstąpię do gangu, to wyda mnie policji. Nie chciałem
w wieku piętnastu lat trafić do pudła. Uciekłem z mojego domu i razem z kompanami
z grupy krążyliśmy po świece zabijając. Z czasem zaczęło mi się to podobać.
Strach i przerażenie w oczach ofiar – to kręciło mnie najbardziej. Ich błagania
„Proszę nie rób tego. Daj mi żyć”, „Zrobię, co zechcesz” były muzyką dla moich
uszu. Powodowało to u mnie zachwyt i satysfakcję, że ja rządzę i ustalam
zasady. Z każdy
m kolejnym rokiem byłem coraz lepszy w tych klockach, prawie tak
dobry jak Raymund…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz