Music

wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 56. "Trening"

„Ja i Justin jesteśmy przyjaciółmi”- ta myśl ciągle krążyła w mojej głowie.
Jakoś nie mogło do mnie dotrzeć, że ja i Justin moglibyśmy się przyjaźnić.
Próbowałam sobie jakoś to wyobrazić.
„Taa… przyjaciele z wesołego podwórka”.
- Ubieraj się! Zaraz zaczynamy!- usłyszałam głos chłopaka, dochodzący z ogrodu przed domem.
- Co zaczynamy?!
- Trening!
„Trening?! Ja i trening?! Ugh…”
- To się nie skończy dobrze- powiedziałam sama do siebie.
Zaczęłam nerwowo bawić się palcami. Odetchnęłam przerażona na samą myśl o treningu z Justinem. Już wyobrażałam sobie wycisk, na jaki nie byłam przygotowana. Przecież tyle lat nie uprawiałam żadnego sportu, no jeśli nie liczyć ostatnich ucieczek przed śmiercią. Co on by wymyślił? Zapasy? Biegi? Strzelenie z broni? W tym wszystkim bym z im przegrała. W szkole nigdy nie wyróżniałam się sportowymi umiejętnościami. Jeśli chodziło o ucieczkę przed szkolnym terrorystą, nawet wtedy mnie dopadał. Byłam ciemna w sprawach ruchu.
Zebrałam się leniwie z łóżka, sama zniechęcając się do tego. Odłożyłam ostatni kawałek napoczętego tosta, który zdążył już wystygnąć. Powolnym i pełnym „entuzjazmu” krokiem ruszyłam do szafy. Dwie półki były moje i tylko moje.
Sięgnęłam po jakąś szarą bluzkę i dresy. Wyglądałam jak jakaś pokraka. Odetchnęłam ze zmęczeniem na samą myśl o porannym treningu.
Udałam się do łazienki, aby nieco ogarnąć moje poustawiane w każdym kierunku świata włosy. Stanęłam przed lusterkiem. Znów widziałam w nim tą samą osobę, ale jednak trochę inną. Jej twarz nieco się zmieniła – stała się bardziej wyraźna. Na ramieniu widniała blizna. Wydarzenia z tego okropnego wieczoru wróciły, a twarz Raymunda minęła mi przez oczami. Kąciki ust lekko opadły, a oczy były duże i zaszklone. Otrząsnęłam się i uśmiech znów zawitał na mej twarzy. Jakbym nie znała osoby, która była w lustrze, pomyślałabym, że pochodzi ze szczęśliwej rodziny, a blizna na jej ramieniu spowodowana jest nieuwagą podczas zabawy z rodzeństwem. Ten świat całkowicie różnił się od szarej rzeczywistości. Jedyną bliską mi osobą stał się Justin. To on był moim pocieszycielem i przyjacielem. Teraz mogłam powiedzieć mu wszystko i wiedziałam, że nikomu nie zdradzi moich tajemnic. Liczyłam się jednak z tym, że niektóre sekrety muszę zachować dla siebie i TYLKO WYŁĄCZNIE DLA SIEBIE.
- A więc jaki trening chcesz zacząć?- spytałam zawieszając dłonie na biodrach. Byłam ciekawa, co wymyślił.
- Wszystko, co teraz ci pokażę, zostaje tylko między nami- jego ton był poważny i surowy. Ani trochę nie przypominał tego z rana, kiedy wparował do sypialni ze śniadaniem.- Tego wszystkiego nauczył mnie Worston, Raymund i życie- złączył swoje dłonie w uścisku wyginając je tak, że w moich uszach rozbrzmiało strzykanie kości.
Justin krążył po zielonym trawniku, bawiąc się palcami. Na błękitnym niebie widniało słońce i kilka chmur, które swoim wyglądem przypominały zniekształcone zwierzęta. Kwiaty posadzone w nieładzie wyglądały, jakby nie były podlewany już dłuższy czas. Jakby jedynym dostępem wody był życiodajny deszcz. Mimo tego nadal było widać ich jasną barwę przybliżoną do koloru żółtego.

- Twoje zadania wymagają znajomości tych umiejętności, w razie wypadku, gdyby coś poszło nie tak- nagle zatrzymał się i spojrzał na mnie, kiedy oglądałam różnokształtne chmury- ty mnie w ogóle słuchasz?!- spytał oburzony.
________________________________________________________________
I jak podoba Wam się? Ciekawi jak pójdzie trening biednej Destiny z Justinem?

5 komentarzy: