- Wiem o tym- powiedział
pewny siebie.- Nie piśniesz nawet słowa- jego głos wywołał u mnie przerażenie. Nagle
jego ręka owinęła mi się od tyłu wokół szyi.
- Proszę, nie rób mi
krzywdy – szepnęłam błagalnym głosem biorąc do płuc powietrze.
Nawet nie wyobrażasz
sobie, co wtedy czułam. Groza w jego każdym ruchu powodowała u mnie paraliż. Modliłam
się tylko do Boga, aby mnie puścił, abym zaraz się obudziła w moim domku z
kryminałem w ręku. Przypomniała mi się jedna z scenek, w których bohaterka
opowiadania została porwana przez swojego oprawcę. Zawsze znajdowała jakieś
wyjście. Na zewnątrz próbowałam zachować spokój, ale od środka czułam, że się
rozpadam, że zaraz będzie po mnie. Jego potężna postura przytwierdziła mnie do
ściany.
- Nie rób mi krzywdy, nie
zabijaj mnie –t e słowa znam już na pamięć- szepnął mi do ucha, a po moim ciele
przeszły dreszcze. Ostry ton sprawił, że coś się we mnie drżało. Kąciki jego
ust lekko się podniosły widząc mój strach.
Nagle poczułam na moim
policzku chłodne kropelki spadającego deszczu. Spojrzałam na jego kamienną
minę, przeraziła mnie. Z całej twarzy wyłoniły się dwie iskierki, które wręcz
hipnotyzowały swoim urokiem. Wpatrywał się w moją twarz jakby chciał zapamiętać
każdy centymetr. Zaczęło padać jak z cebra. Usłyszałam dźwięki klaksonu na
ulicy, a tuż potem jadące auto. To odwróciło uwagę chłopaka.
„To moja szansa”- pomyślałam w duchu mając
nadzieję. Wyrwałam się i zaczęłam uciekać w stronę domu. Mięśnie moich nóg
pracowały na pełnych obrotach, jednak ja nie usłyszałam biegnących kroków za
mną.
- Jeszcze się spotkamy!-
usłyszałam drwiący śmiech, który odbił się po całej ulicy.
Popędziłam jak z wiatrem
jak najdalej od tego miejsca. Nigdy tak szybko nie biegłam. Skręciłam w uliczkę
prowadzącą do domu. W połowie drogi zwolniłam. Nie miałam już siły. Byłam już
blisko, więc czułam się w miarę bezpiecznie. Na alejce nie było ani żywej
duszy. Cóż miasto, w którym mieszkałam nie było zbyt wielkie. Otworzyłam białe drzwi oglądając się ostatni
raz za mną. Zatrzasnęłam je i zsunęłam się plecami po powłoce. Zaczęły mi
lecieć z przerażenia łzy. Puls nadal był szybki, a serce mocno biło. Spróbowałam
się opanować. Drżącymi rękami powiesiłam mokrą bluzę na drewnianym wieszaku
stojącym koło komody. Zapaliłam światła i weszłam do salonu. Usiadłam na
czarnej kanapie. Schowałam twarz w dłoniach myśląc o brutalnym mężczyźnie. Jego
głos nadal huczał mi w głowie. „Jeszcze się spotkamy!” to zdanie zapamiętałam
do końca życia. Mój żołądek zacisnął się i mimo, że przez cały dzień nic nie
jadłam, nie mogłabym teraz przełknąć ani gryza. Kropelki deszczu uderzały w
okna. Rozplątała się burza. Za każdym razem, gdy piorun uderzał, czułam, że
zaraz uderzy we mnie. Poszłam się kąpać. Ciepła woda próbowała zmyć ze mnie
doświadczenie z wieczoru. Położyłam się do przytulnego łóżka. Moja głowa
spoczęła na wygodnych poduszkach, dając tym samym odciążenie dla mojego kręgosłupa.
Okryłam się ciepłą, satynową kołdrą i chciałam zapomnieć o wszystkim. Zamknęłam
powieki i widziałam widok leżącego, półmartwego mężczyzny. Odwróciłam wzrok na
sufit. Zaczął wydawać się taki interesujący. Wzroki na nim zaczęły wirować, a
ja zatraciłam się w głębokim śnie, a raczej koszmarze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz