Music

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 2. "Jeszcze się spotkamy ..."

- Wiem o tym- powiedział pewny siebie.- Nie piśniesz nawet słowa- jego głos wywołał u mnie przerażenie. Nagle jego ręka owinęła mi się od tyłu wokół szyi.
- Proszę, nie rób mi krzywdy – szepnęłam błagalnym głosem biorąc do płuc powietrze.
Nawet nie wyobrażasz sobie, co wtedy czułam. Groza w jego każdym ruchu powodowała u mnie paraliż. Modliłam się tylko do Boga, aby mnie puścił, abym zaraz się obudziła w moim domku z kryminałem w ręku. Przypomniała mi się jedna z scenek, w których bohaterka opowiadania została porwana przez swojego oprawcę. Zawsze znajdowała jakieś wyjście. Na zewnątrz próbowałam zachować spokój, ale od środka czułam, że się rozpadam, że zaraz będzie po mnie. Jego potężna postura przytwierdziła mnie do ściany.
- Nie rób mi krzywdy, nie zabijaj mnie –t e słowa znam już na pamięć- szepnął mi do ucha, a po moim ciele przeszły dreszcze. Ostry ton sprawił, że coś się we mnie drżało. Kąciki jego ust lekko się podniosły widząc mój strach.
Nagle poczułam na moim policzku chłodne kropelki spadającego deszczu. Spojrzałam na jego kamienną minę, przeraziła mnie. Z całej twarzy wyłoniły się dwie iskierki, które wręcz hipnotyzowały swoim urokiem. Wpatrywał się w moją twarz jakby chciał zapamiętać każdy centymetr. Zaczęło padać jak z cebra. Usłyszałam dźwięki klaksonu na ulicy, a tuż potem jadące auto. To odwróciło uwagę chłopaka.
 „To moja szansa”- pomyślałam w duchu mając nadzieję. Wyrwałam się i zaczęłam uciekać w stronę domu. Mięśnie moich nóg pracowały na pełnych obrotach, jednak ja nie usłyszałam biegnących kroków za mną.
- Jeszcze się spotkamy!- usłyszałam drwiący śmiech, który odbił się po całej ulicy.

Popędziłam jak z wiatrem jak najdalej od tego miejsca. Nigdy tak szybko nie biegłam. Skręciłam w uliczkę prowadzącą do domu. W połowie drogi zwolniłam. Nie miałam już siły. Byłam już blisko, więc czułam się w miarę bezpiecznie. Na alejce nie było ani żywej duszy. Cóż miasto, w którym mieszkałam nie było zbyt wielkie.  Otworzyłam białe drzwi oglądając się ostatni raz za mną. Zatrzasnęłam je i zsunęłam się plecami po powłoce. Zaczęły mi lecieć z przerażenia łzy. Puls nadal był szybki, a serce mocno biło. Spróbowałam się opanować. Drżącymi rękami powiesiłam mokrą bluzę na drewnianym wieszaku stojącym koło komody. Zapaliłam światła i weszłam do salonu. Usiadłam na czarnej kanapie. Schowałam twarz w dłoniach myśląc o brutalnym mężczyźnie. Jego głos nadal huczał mi w głowie. „Jeszcze się spotkamy!” to zdanie zapamiętałam do końca życia. Mój żołądek zacisnął się i mimo, że przez cały dzień nic nie jadłam, nie mogłabym teraz przełknąć ani gryza. Kropelki deszczu uderzały w okna. Rozplątała się burza. Za każdym razem, gdy piorun uderzał, czułam, że zaraz uderzy we mnie. Poszłam się kąpać. Ciepła woda próbowała zmyć ze mnie doświadczenie z wieczoru. Położyłam się do przytulnego łóżka. Moja głowa spoczęła na wygodnych poduszkach, dając tym samym odciążenie dla mojego kręgosłupa. Okryłam się ciepłą, satynową kołdrą i chciałam zapomnieć o wszystkim. Zamknęłam powieki i widziałam widok leżącego, półmartwego mężczyzny. Odwróciłam wzrok na sufit. Zaczął wydawać się taki interesujący. Wzroki na nim zaczęły wirować, a ja zatraciłam się w głębokim śnie, a raczej koszmarze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz