Music

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 17. "Nie jestem damskim bokserem..."

**************Perspektywa Destiny**************
Leżałam niespokojnie obawiając się o wszystko. Wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam się „co dalej?”. Nie mogłam mieszkać tu w Las Vegas i to jeszcze z Justinem. Dziwnie się czułam w jego towarzystwie, szczególnie po naszym przelotnym pocałunku. Już zapomniałam jak smakują jego usta, zapominałam jak on wygląda, ale on się znów ukazał w tą przeklętą noc. On był seryjnym mordercą.
„Ja też jestem zabójcą”- pomyślałam zaciskając oczy, z których wydobyła się łza. Bolała mnie ta myśl. Po woli stawałam się nim. Moje życie nie miało już sensu. Dobre uczynki i reputacja grzecznej i niewinnej dziewczyny poszły się topić przez jeden głupi błąd. On zepsuł wszystko. Nadal myślałam nad tym, dlaczego on po mnie wrócił. Dlaczego wrócił?
„Może mu na mnie zależało? Nie! Na pewno nie! To seryjny morderca! Zabija bez skrupułów. Patrzy się jak jego ofiary umierają w cierpieniach i czerpie z tego satysfakcje. To chore!”- nadal walczyłam z własnymi myślami.
Musiałam stąd uciec. Nie mogłam tu być. Zerwałam się na równe nogi pędząc do głównych drzwi. Delikatnie pociągnęłam złotą klamkę w dół. Nic z tego, ani drgnęły. Nie widziałam tam dziurki na klucz. Pewnie były zamykane i otwierane przez jakieś urządzenie. Udałam się pośpiesznym krokiem do kuchni szukając w szafkach czegoś, co przypominałoby, choć trochę pilot od drzwi. Ręką błądziłam po różnych przedmiotach. Przejechałam palcem po czymś ostrym. Impulsywnie wyjęłam rękę z szafki. Ostrze pozostawiło po sobie ślad na moim kciuku. Syknęłam pod nosem. Natychmiast przyłożyłam ranę do ust próbując ochłodzić ją moim dmuchaniem. Złapałam za szmatkę i przyłożyłam do krwawiącego miejsca. Nagle poczułam na moim ramieniu czyjąś wielką dłoń. Odwróciłam się z zaskoczeniem. Przede mną stał zaspany Justin. Jego włosy były nieułożone, a na sobie miał tylko szorty. Twarz wyglądała już lepiej. Widać było kilka siniaków, ale chłopak zadbał, aby wszystkie urazy zostały zakryte. Mój wzrok zatrzymał się na jego wyrzeźbionym torsie, na którym było widać kilka tatuaży. Jeden zaciekawił mnie najbardziej. Była to rzymska data na lewej stronie jego żeber.  Szybko schowałam dłonie za plecami. Nie chciałam, żeby zobaczył, że jestem słaba.
- Co ty robisz?- spytał zaspanym głosem patrząc na moje ramię.
- Nic.
- Nic?- powtórzył podejrzliwie oglądając się po otwartych szafkach.- Czego szukasz w moim domu?- złapał mnie mocno za podbródek. Jego oczy z karmelowych stały się wręcz czarne.
- Puść mnie!- krzyknęłam odpychając go dłońmi.
- Czego szukałaś w moim domu?!- powtórzył wściekle.
- Wal się!- odpyskowałam. Nie mogłam się opanować.
Ze złością w oczach przycisnął mnie trzymając mocno za nadgarstki do ściany.
- Co powiedziałaś?!- warknął zaciskając zęby.
- Wal się!- powtórzyłam pewnie.
- Zaraz walnę ciebie!- zagroził unosząc rękę.
 Moje serce waliło jak szalone, a w środku omal nie mdlałam, lecz próbowałam to ukryć. Patrzyłam na niego z oczekiwaniem, aż mnie uderzy. Spojrzałam w jego oczy i wiedziałam, że tego nie chce. Nie chciał mi zrobić krzywdy, a jedynie zastraszyć. Wziął głęboki wdech i opuścił dłoń. Moje nadgarstki powędrowały bezwładnie na swoje wcześniejsze miejsce. Otarłam się plecami o brązową ścianę. Kolor jego oczy znów stał się taki jak wcześniej.
- No, dlaczego mnie nie uderzyłeś?- rzuciłam pewnie.
- Nie jestem damskim bokserem- wysyczał odwracając się do mnie plecami. Wszedł po schodkach nie patrząc na mnie nawet przez chwilę. Głęboko wypuściłam powietrze z moich płuc. Jednego byłam pewna – że nie uderzy nigdy dziewczyny. Tyle miał okazji, aby mnie porządnie stłuc na kwaśne jabłko, a nawet i zabić, lecz on tego nie zrobił. Miał honor. Gdy wszedł na górę, usłyszałam mocny trzask drzwi. Wywróciłam oczami i wyjęłam z szuflady chusteczki. Opatrzyłam ranę. Po chwili krew przestała płynąć.
Nadal nie rozumiałam jego zachowania. Raz próbował wręcz mnie zabić, a drugi był troskliwy i miły. Zachowywał się gorzej niż kobieta. Popatrzyłam się przez okno. Wychodziło ono z drugiej strony domu. Ujrzałam mały ogródek przepełniony różnokolorowymi kwiatami. Na środku leżały dwa leżaki oraz sofa huśtana w kolorze brązowym. Słońce bardzo mocno grzało. Było wręcz upalnie. Weszłam na górę zapominając już o zamkniętych drzwiach i automatycznym kluczu. Udałam się na koniec korytarza rozglądając się za Justinem. Usłyszałam rozmowy zza drzwi sypialni chłopaka. Przyłożyłam ucho do drewnianej powierzchni i nasłuchiwałam.
************************Perspektywa Justina*******************
Destiny strasznie mnie zdenerwowała grzebaniem po moich szafkach. Czego ona tam szukała? Może pilota od drzwi? Pewnie tak. Ona wydawała się taka twarda, kiedy krzyczałem na nią. Była pewna siebie, jakby się mnie nie bała. Wiedziałem, że tak jest, bo wyznała mi to w lesie. Wiem, że nie powinienem na nią podnieść ręki, ale i tak ją to nie ruszyło. Nie wyczułem strachu w jej oczach, ani grama. Powoli zaczynałem się bać, że niedługo w ogóle nie będzie miała do mnie szacunku. Gdy udałem się wściekły nam na siebie do góry, zadzwonił Evan.
- Cześć, Justin. Słuchaj mamy robotę. Dziś w klubie „Spotlight” będzie Raymund. Chce się z tobą spotkać i porozmawiać o sprawie z tą laską. Mam nadzieję, że albo ją załatwiłeś, albo gdzieś schowałeś. Wiesz, że nie przepuści żadnej okazji, aby ją zabić- mówił swoim chrypliwym głosem z przestrogą. Dobrze o tym wiedziałem. Raymund był osobą poważną i jak sobie wyznaczył cel, to zawsze go osiągał. Ludzie z gangu bali się go, mimo że nie byli gorsi od niego.
- Spokojnie, o to się nie martw. Ona sobie da radę, nie jest taka jak myślisz. A Raymund już mnie nie przeraża. Wiem, że stać go na wiele, ale jestem taki sam jak on- odpowiedziałem z luzem w głosie.

- Wiem, Justin. Ale i tak radzę ci na nią uważać. Pamiętaj dzisiaj o 22:00 w klubie. Nie radzę ci się spóźnić- powiedział poważnie. W jego głosie wyraźnie wyczułem ostrzeżenie.

Evan był w gangu Raymunda. Razem ze mną zabijał. On zawsze miał jakieś lepsze serce, co do kobiet. Nie skrzywdziłby żadnej. Można powiedzieć, że się „kumplowaliśmy”. 
W głębi duszy obawiałem się o Dest. Jej życie było zagrożone, ale nadal czułem, że da sobie radę, tak jak wtedy. Ona nie mogła się dowiedzieć, gdzie idę. Nie mogła ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz