Music

sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział 73. "Gdzie jesteś, Justin?"



- uczyłem się w renomowanej szkole tańca, ale nie mówmy teraz o mnie - złapał moją dłoń i spojrzał mi głęboko w oczy- Claro spodobałaś mi się i muszę ci to powiedzieć. Nie chcę rozmawiać o tańcu, szkole i innych rzeczach, które i tak nas nie interesują, ale chcę poznać ciebie...- zbliżył swoją twarz bliżej mnie, tak że czułam ciepło jego oddechu na mojej szyi- ... głębiej.
Zaniemówiłam, zdrętwiałam i zszokował mnie. Byłam w kropce, a w słuchawce nadal panowała głucha cisza...
W mojej głowie panował totalny zamęt. Przystojny młodzieniec stojący naprzeciwko mnie, chcący mnie poznać bliżej, może aż za blisko. Zrobiło mi się gorąco. Spojrzałam w stronę, gdzie ostatnio stał Justin. Zniknął. Na jego miejscu rozmawiało dwóch mężczyzn tak samo elegancko ubranych, trzymając w dłoniach lampki z szampanem. Teraz wiem co ogarnęło mój rozum – strach, niepokój, dezorientacja.
-Claro..-głos Jamesa wybudził mnie z rozmyśleń
„Cholera Justin, gdzie jesteś?!” -krzyczałam w środku, modląc się o to bym chociaż usłyszała jego głos w słuchawce.
Wiedziałam jednak, że moim celem jest znalezienie skradzionego towaru i na tym musiałam się skupić.
- O czym myślisz?- mruknęłam uśmiechając się zadziornie.
- Chodź pokażę ci – złapał moją dłoń i zaczęliśmy iść w stronę wind.
Mijaliśmy tłumy osób, które były zbyt zajęte rozmową i piciem wina niż nami. Wyszliśmy z balowej Sali, a James kierował mnie wzdłuż korytarza, gdzie na końcu znajdowały się windy. Ciągle trzymał moją dłoń, jakby nie chciał żebym uciekła. Ani przez moment nie przestałam oglądać się za Justinem. Moje serce biło szybko i można powiedzieć, że czułam każde jego uderzenie w mojej piersi. Niepewnym lecz szybkim krokiem weszłam do jednej z wind nadal trzymana przez Jamesa. Jego dłoń była ciepła w przeciwieństwie do mojej. Ruchem palca nacisnął guzik piętra, a drzwi zamknęły się.
-Gdzie mnie prowadzisz? -spytałam po pewnej chwili gdy już jechaliśmy do góry.
-Powiedzmy, że mam dla ciebie niespodziankę- kącik jego ust uniósł się, ale nie spojrzał na mnie. Jego wzrok utkwił na elektrycznej tablicy pokazującej na którym piętrze jesteś.
Piętro 10. Winda się zatrzymała, a James mocniej ścisnął moją dłoń, lecz ani razu nie spojrzał na mnie. Drzwi się otworzyły, a on ruszył pewnym krokiem przed siebie ciągnąc mnie za sobą. Nie przypominał tego Jamesa, który przywitał się ze mną jakbym była księżniczką, a on księciem. Teraz był bardziej bezpośredni i obcy. Jakby nie chciał spojrzeć mi w oczy, jakby w ogóle nie było w nim tego blasku, którego widziałam w Sali balowej.
Szliśmy długim korytarzem. Na każdej ścianie wisiały stare obrazy z lat 50., a farba na ścianie nie wyglądała na nową. W słuchawce nadal panowała cisza. Bałam się o każdy mój następny krok.
„Co robić? Co robić?”- pytałam się sama siebie. Teraz moja wewnętrzna „ja” siedziała cicho, kiedy jej najbardziej potrzebowałam. Jej i jej pozornie głupich rad.
Drewniane, ciężkie drzwi z numerkiem 124 zostały pchnięte przez zielonookiego. Wnętrze pomieszczenia niczym nie odróżniały się od innych hotelarskich pokoi z tych wszystkich filmów. Ściany były koloru przyćmionej czerni, na środku stało duże, małżeńskie łóżko z śnieżnobiałą kapą, a naprzeciwko znajdował się telewizor. Jedyne co bardzo mi się podobało to, że z wielkich okien zajmujących całą ścianę, można było zobaczyć to wielkie miasto.
Podeszłam bliżej i zajrzałam zza zasłonę oglądając widok innych wysokich budynków. Światło bijące z ulicznych neonów oświetlało dzielnice.
- Los Angeles nigdy nie śpi- szepnął cicho łapiąc mnie w pasie swoimi ciepłymi dłońmi- i my też dzisiaj nie będziemy…
Piękny widok już przestał się dla mnie liczyć. Teraz wszystko wydawało się chore i straszne. Poczułam jak w moim przełyku tworzy się gula, która utrudniała mi oddech. Ścisnęłam dłoń w pięść, jakbym w niej chciała schować cały swój lęk i złość. Złość na Justina, że siedział cicho, właśnie wtedy kiedy chciałam żeby dużo gadał.
- Daj mi chwilę. Gdzie łazienka?- odsunęłam się, gdy jego usta zaczęły muskać moją szyję. Wzdrygnęłam się.
Zaśmiał się, a ja śpiesznym krokiem ruszyłam w stronę drzwi łazienkowych.
Zatrzasnęłam je i przekręciłam kluczyk.
-Czekam na ciebie!- usłyszałam głos chłopaka zza drewnianej powłoki.
Jak najszybciej chciałam się skontaktować z Justinem. Teraz nie liczyło się dla mnie nic, żadne narkotyki, żaden James i jego słodki uśmiech. Chciałam po prostu stamtąd uciec. Najlepiej do domu, mojego domu, gdzie miałam swoją pracę, moją Sarę i kochane łóżko, w którym czytałam moje ukochane kryminały. Teraz mogłabym napisać jeden z nich. Mogłabym go umieścić w kategorii „Na faktach, z nieznanym zakończeniem”.
-Justin, cholera jasna! Odezwij się! Czemu mnie zostawiłeś?! Co mam robić?!
Szeptałam wręcz próbując krzyczeć. Gdyby nie to, że James był w pokoju obok, na pewno bym się wydarła.
Żadnej odpowiedzi… kompletna cisza. Czy on mnie w ogóle słyszał?
Spojrzałam w lustro wiszące nad umywalką. Byłam blada, blada jak ściana. Pasemka włosów zdążyły już uciec z ideału mojej fryzury, czerwona szminka straciła swój odcień.
-Destiny, kim ty jesteś?- rozpoczęłam rozmowę sama ze sobą. Mój wzrok nie opuszczał odbicia lustra. – W coś ty się wpakowała?- zrobiło mi się głupio samej przed sobą.
Stałam w łazience, bez kontaktu Justina, niewiedząc, co czynić dalej, za drzwiami stał chłopak liczący na gorącą noc, a ja rozmawiałam sama ze sobą, do tego użalając się nad sobą.
- Claro, jestem gotowy, a ty?- doszedł do mnie głos Jamesa.
Czy byłam gotowa? Absolutnie nie. 


___________________________________________
I jak wam się podoba? Mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy ;)
Postanowiłam, że rozdziały będę dodawać mniej więcej 3 razy w tygodniu. 
Bardzo bym chciała poznać waszą opinię. ;)

piątek, 29 stycznia 2016

Wielki powrót!

Moi drodzy czytelnicy, jeśli w ogóle jeszcze tu jacyś zostali..., chciałabym wam ogłosić, że wracam do pisania tego FANFICTION z Justinem i Destiny w roli głównej. Minął kawał czasu odkąd ostatni raz się tu pojawiłam, ale moje życie zmieniło się o 180 stopni i nie mogłam skupić się na tworzeniu nowych rozdziałów. Teraz jednak moja dawna wena i moc do pisania wróciły i zamierzam to wykorzystać. Rozdział 73. powstanie w ten weekend i będzie dostępny do czytania. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda i spodoba wam się kontynuacja .

Buziaki wasza Poziomka <3

środa, 2 października 2013

Rozdział 72 "Głębsza znajomość"

Ciągle nie mogłam uwierzyć, że tańczę z kimś takim jak James. On wydawał się naprawdę uroczy. Gdy omal się nie przewróciłam,  złapał mnie i wtedy mogłam zatopić się w jego szmaragdowych oczach. Mężczyzna operował mną w tańcu,  jakby znał mnie całe życie,  a ja umiała tańczyć. Co jakiś czas spoglądałam na Justina. Mocno ściskał kieliszek wina. Można było to zobaczyć po pobielonych kostkach jego palców. Wzrok miał skupiony na nas, jakby oglądał film,  który nie za bardzo wpadł mu w gust. Czułam to palące spojrzenie. Jego twarz wyrażała złość,  jakby chciał kogoś zabić. Wiedziałam, że tą osobą stał James. Cisza,  która panowała w słuchawce trochę mnie niepokoiła, gdyż nie mogłam stwierdzić, co mam dalej czynić i jak się zachowywać. Powiem szczerze,  że to co robiłam do tej pory, bardzo mi się podobało.
- Jakie imię nosi moja śliczna partnerka?- spytał głos anioła, gdy taniec skończył się.
- Nazywam się...- czułam,  że się czerwienię, ale nie mogłam dać się omotać. Musiałam zachować trzeźwy umysł.-... Clara Berry- wymyślam szybko.
"Co to w ogóle za imię?! Kobieto?! Clara?!"- krzyczała moja wewnętrzna "ja". Ona napewno wymyśliłaby coś lepszego,  gdyby była na moim miejscu.
- witam cię, Claro- jego słowa brzmiały tak dostojnie. Głęboki głos i szarmanckie zachowanie powodowały, że naprawdę zapomniałam, że nazywam sie Destiny Williams, a nie jakaś Clara Brington.
- A twe imię poznać mogę?- chciałem wywołać u niego ten sam  podziw elegancji, ale cóż wyszło jak wyszło, lekko zachichotał. Nie wiedziałam czy to dobrze, czy to źle. Może w tamtej chwili powinnam była uciec?
- James Orte, ale mów mi James - jego ton głosu nagle z pełnego elegancji stał się normalny, lecz nadal głęboki - a ja będę ci mówić Claro, dobrze?
Poczułam się pewniej. Już nie musiałam udawać wielkiej szychy ze spokojnym i opanowanym głosem i mogłam się wyluzować.
- Więc...- zastanawiam się, o czym mam mówić, przecież nie należę do grona ludzi wykształconych i eleganckich tak jak on. To nas różniło.
- Widzę, że taniec nie jest twą najsilniejszą stroną - zaczął.
Razem usiedliśmy przy pustym stoliku. Byłam tak blisko niego, ale czułam jak oczy Justina wiercają się we mnie.
- nie jestem w tym najlepsza, za to ty dajesz radę- sama nie zauważyłam, kiedy do moich ust dostał się słodki smak czerwonego wina.
- uczyłem się w renomowanej szkole tańca, ale nie mówmy teraz o mnie - złapał moją dłoń i spojrzał mi głęboko w oczy- Claro spodobałaś mi się i muszę ci to powiedzieć. Nie chcę rozmawiać o tańcu, szkole i innych rzeczach, które i tak nas nie interesują, ale chcę poznać ciebie...- zbliżył swoją twarz bliżej mnie, tak że czułam ciepło jego oddechu na mojej szyi- ... głębiej.
Zaniemówiłam, zdrętwiałam i zszokował mnie. Byłam w kropce, a w słuchawce nadal panowała głucha cisza...

_________________________________
Mam nadzieję, że się podoba. Następny w sobotę! Wolicie żeby rozdziały były krótsze i częstsze?

niedziela, 29 września 2013

Rozdział 71. "Ten facet"

Widok odchodzącego Justina sprawił, że znòw poczułam się nieswojo. Stojąc sama pod ścianą zastanawiałam się, w jaki sposób miałam zagadać do młodego przystojniaka znanego jako James Orte. Jego duży uśmiech, który ukazywał te śnieżnobiałe zęby powodował, że rozpływałam się. Moje fantazje chyba stały się widoczne w mojej mimice, gdyż sama nie zauważyłam, gdy kąciki moich ust same się uniosły.
- Ogarnij się!- usłyszałam w słuchawce wyraźnie zdenerwowany głos Justina. W moim uchu rozbrzmiał straszliwy pisk.
Wzdrgnęłam się łapiąc się za ucho.
-Coś nie tak ?- wtedy przede mną pojawił się wcześniej wspomniany James Orte, stanowiący mój cel podrywu.  Myślałam, że zapadne się pod ziemię, gdy spojrzałam na niego śmiało uśmiechającego się do mnie. Jego wzrok wzrok sprawił, że na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
- Ymm... wszystko dobrze- wyjąkałam szybko chowając słuchawkę do ucha.
-Czy zaszczyci mnie pani jednym tańcem?
"Idź! Idź! Idź!"- krzyczała moja wewnętrzna "ja". Gdyby przybrała ona postać ludzką, niezależną ode mnie, pewnie sama wyrwałaby go na parkiet.
Zawahałam się przez sekundę, ale przypomniałam sobie, po co tu jestem i że super ciacho stoi przede mną i czeka na moją odpowiedź. Sama nie mogłam uwierzyć w moje szczęście. To było jak sen : cudownie ozdobiona sala, przystojny książę i ja.
- Z chęcią- odpowiedziałam już pewniej z usmiechem. Starałam się, aby wyglądał na najpiękniejszy. Chyba mi się to udało, gdyż James wyciągnął rękę w moją stronę i delikatnie chwycił mą dłoń. Wtedy poczułam jak po moim ciele przechodzą ciarki ekscytacji. Moja wewnętrzna "ja" zaczęła swój własny taniec zwycięstwa, a ją ruszyłam z przystojnym ciachem na parkiet dołączając do innych świetnie bawiących się gości. Mężczyzna ciągnął mnie na sam środek sali wciąż nie puszczając mojej dłoni. Nawet nie chciałam żeby jego dotyk nagle zniknął. Zatrzymaliśmy się. Znów stanął przede mną w całej okazałości z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Uniósł powoli moją prawą dłoń do swoich ust ciągle patrząc mi w oczy. Badał moją reakcję. Jego wargi spoczęły na  skórze zewnętrznej części mojej kończyny i zaraz się oderwały. Teraz czułam jak palę się na twarzy. Wokół zrobiło się tak gorąco. Mężczyzna ułożył swoją lewą rękę na mojej talii przygotowując się do tańca, ale zrobił to z taką gracją, jakby znał każdy centymetr mojego ciała.
************perspektywa Justina*****
Stałem tam jak debil pod ścianą, zmuszany oglądać jak jakiś facet kładzie swoje brudne łapska na mojej Destiny. Co było najgorsze? Jej się to widocznie podobało. Ciągle się uśmiechała, a na jej polikach pojawiły się rumieńce. Wcześniej tylko dzięki mnie widniały na jej twarzy. Przysięgam, że gdyby nie to, że moja siostra jest zagrożona, zabiłbym go jednym ciosem noża. Czułem jak złość we mnie narasta, gdy jego duża dłoń ujęła jej drobną. Czarne, idealnie pomalowane paznokcie odbijały płynące z diamentowego żyrandola światło. Obcasy jej butów delikatnie uderzały o drewniane podłoże, gdy stawiała kolejne kroki w tańcu z tym wstrętnym gościem. Ze zdenerwowania chwyciłem kieliszek czerwonego wina. Próbowałem opanować swoją zazdrość, ale czułem, że zaraz eksploduję. Tylko że nie mogłem być na nią zły, bo robiła to przeze mnie i moje wcześniejsze głupoty.

___________________________________________

Krótki ale jest! W końcu! Przepraszam ale nie mam czasu.
Następny w piątek prawdopodobnie.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 70. "Zmiana planów"

Na miejsce dotarliśmy dosyć szybko. Evan to świetny kierowca. Gdy auto zatrzymało się, moim oczom ukazał się wielki, wysoki, podświetlany hotel. Można powiedzieć, że wyglądał jak posypany złotym pyłem. Byłam nim oczarowana. Wpatrywałam się w budynek z zachwytem i zszokowaniem. Zastanawiałam się jak osoby, które handlują narkotykami, mogą spotykać się w takich luksusach. Evan zatrzymał się na ulicy. Wysiadł z auta i zręcznym ruchem ręki otworzył moje drzwi, kłaniając się tym samym. Czułam się jak gwiazda filmowa idąca po czerwonym dywanie.
- Wysiądź z auta i spokojnie wejdź do środka. Zaraz będę- usłyszałam głos Justina w słuchawce.
Zrobiłam jak kazał. Gdy moje szpilki dotknęły podłoża, cała reszta zaraz była poza pojazdem.
- Dasz radę- szepnął Evan, tak że tylko ja go usłyszałam.
Dumnym krokiem skierowałam się do wejścia. Chciałam wyglądać jakbym robiła to już setny raz, ale nie umiałam. Mój wzrok co chwila znajdował jakiś obiekt, który mnie zachwycał. Czy to był pięknie wystrzyżony żywopłot umieszczony w złotej donicy w różne wzory, czy może srebrne auta najwyższej klasy podjeżdżające pod to samo miejsce, gdzie znajdowałam się ja. Przy złotych drzwiach wejściowych stał starszy mężczyzna ubrany w zielony kombinezon roboczy. Uśmiechnął się do mnie, kłaniając się głową. Odwzajemniłam gest i spokojnym, choć dygocącym krokiem przeszłam przez wejście. W tamtym momencie szczęka omal mi nie opadła. Wielka sala przypominająca kształtem kwadrat, cała świeciła. Wielki, kryształowy żyrandol zwisający z wysoko położonego sufitu dodawał blasku całemu pomieszczeniu. Ściany pokoju pomalowane były na złoto-zielono. Zieleń była ciemniejsza, bardziej szmaragdowa. Z zachwytem oglądałam całą przestrzeń. Po bokach znajdowały się okrągłe stoły, przy których mogło się zmieścić po pięć osób. Ciemnozielone obrusy zwisały ze stolików, a złote krzesła były do nich przysunięte. Na środku znajdowała się scena, a na niej podium, zapewne na różne wypowiedzi bogatych mieszkańców. To wszystko wyglądało jak zaczarowane.
- Ocknij się- obudził mnie głos Justina w słuchawce.
- Co mam robić?- spytałam, kierując głos do małego mikrofonu przyczepionego do mojego stanika.
- Zachowuj się naturalnie. Cały czas cię widzę. Podejdź do stolika i po prostu usiądź.
Zrobiłam jak kazał. Jednym ruchem odsunęłam krzesło, a moja pupa usadowiła się na nim.
Czekałam na następną wskazówkę Justina. Cisza. Czułam się trochę niekomfortowo, gdy siedziałam tak sama. Ludzie zaczęli się zbierać i rozmawiać ze sobą. Nagle cała sala wypełniła się, a koło mnie usiadły kolejne osoby. Uśmiechałam się lekko, gdy ktoś gestem mnie powitał. To było jak pierwszy dzień w nowej szkole. Nie znasz nikogo, a musisz się dostosować. Po chwili światła w całym pomieszczeniu zgasły, a jedynym źródłem jasności stała się zwisająca lampa, oświetlająca podium. Przy nim stał starszy mężczyzna ubrany w garnitur, jak wszystkie osoby płci silnej. Kobiety nosiły cudowne suknie wieczorowe, a ich szyje obwieszano brylantami. Zapewne były to żony zebranych tu biznesmenów.
- Witam państwa bardzo serdecznie- przemówił mężczyzna, na którego padało światło.- Miło mi to państwa znów widzieć. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić. Niestety nie ma dzisiaj z nami pana Bruce’a Orte, ale za to możemy powitać tu jego syna. James pokaż nam się- oznajmił z wielkim uśmiechem.
Z tłumu wyłonił się młody mężczyzna. Jego garnitur idealnie leżał na dobrze zbudowanej sylwetce. Skłonił się w każdą stronę. Nasze oczy spotkały się. Mimo tego, że nie sala nie była idealnie oświetlona, ja zobaczyłam ten blask w oczach. Szmaragdowy kolor odbił się o moje źrenice. Czułam jak się czerwienię, gdy uśmiechnął się w moją stronę.
„Dziewczyno! Opanuj się! Ale czekaj! Skoro jego starego ojca nie ma, a jest za to ten przystojniak, to co ty masz robić?!”- krzyczała moja wewnętrzna „ja” doprowadzając mnie do porządku.
Mężczyzna usiadł, ale znów czułam na sobie jego spojrzenie. Próbowałam nie spoglądać w jego stronę i skupić wzrok na przemawiającym. Nagle przypomniałam sobie, że gdzieś tu jest Justin. Zaczęłam się oglądać do tyłu w jego poszukiwaniu. Stał oparty o ścianę. Widać było, że zadowolony to on nie był, gdy zobaczył, że uśmiechnęłam się do innego mężczyzny. Może był zazdrosny? Patrzył na mnie przeszywającym wzrokiem. Wróciłam do dawnej pozycji, znów wpatrując się w przemawiającego. Nie słuchałam go. Po mojej głowie chodziła jedna myśl „Zrobić to, czy nie?”.
- Bawcie się dobrze i dziękuję- to były ostatnie słowa stojącego na scenie mężczyzny.
Wielki, kryształowy żyrandol znów oświecił całą salę. Mój wzrok od razu powędrował w stronę Justina. Kiwnął głową, przywołując mnie do siebie. Wstałam ostrożnie z krzesła i udałam się w jego stronę, przeciskając się przez tłum ludzi.
- Zmiana planów- oznajmił. Widziałam jak jego szczęka zaciska się z wściekłości- twoim celem jest James Orte- wykrztusił.
Ucieszyłam się w środku jak małe dziecko, które dostało lizaka. Nie musiałam męczyć się z jakimś staruszkiem, a mogłam zaszaleć z młodym i bardzo przystojnym szmaragdookim.
- Pamiętaj, obserwuję cię- dokończył szepcząc mi do ucha. – A teraz idź i uważaj na każdy swój ruch.

Zmarszczyłam brwi. Czy on mi zagroził? Postanowiłam zrobić wszystko, by misja się udała, tylko że tym razem chciałam zrobić też sobie przyjemność i trochę podenerwować Justina. Uznajmy to za moją zemstę.

____________________________________________________________
Przepraszam Was najmocniej, że tak długo czekaliście na nowy rozdział. 
Po prostu wena mnie na chwilę opuściła, ale wróciła. 
Następny w czwartek. 
Jeśli chcecie być powiadamiani na bieżąco o nowych rozdziałach i planach na nie, obserwujcie mnie na TT. 

Komentujcie ! 

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 69. "Sobota"

Dwa dni później…
Sobota. Dzień, w którym moje życie mogło się skończyć. Ostatnie dni poświęciłam na dopracowanie moich nowych umiejętności pod okiem Evan’a i Justina. A co do zemsty, zostawiłam sobie ją na dni, kiedy nie będę czuła tego narastającego stresu związanego z moją misją. Chłopcy przez cały czas chodzili jak w zegarku. Wiedzieli, co ich może czekać. Żaden nie podskoczył mi. Bali się jeść moje posiłki, więc gotowali sami. Evan pomógł mi się udoskonalić. Od samego rana chodziłam zestresowana. Wyuczyłam się wszystkiego o biznesmen’ie, którym miałam się dzisiaj zająć.
W karcie pisało wiele informacji.
Imię : Bruce
Nazwisko : Orte
Wiek : 56 lat
Zainteresowania : Dziwki, auta, narkotyki
Te hobby pojawiały się dosyć często przy innych osobach. Najbardziej obrzydzał mnie fakt, że był aż taki stary. Musiałam to zrobić dla Justina i jego siostry.
- I jak wyglądam?- spytałam wychodząc niepewnym krokiem do sypialni w nowej sukience, którą kupiłam wcześniej. Szpilki spoczywające na moich stopach dodawały mi kilka centymetrów wzwyż. Justin stał przy lustrze poprawiając muszkę w garniturze. On miał iść ze mną. Znał tamtych gości, ale oni nie mogli się dowiedzieć, że my się znamy. Wtedy wyszłoby wszystko na jaw.
- Jest prawie idealnie. Musisz założyć jeszcze to- z kieszeni spodni wyjął małe urządzenie składające się z pudełeczka i słuchawki.
Wiedziałam, co to jest – podsłuch.
- Po co mi to?
- Muszę wiedzieć, co się będzie działo. Co jeśli coś nie pójdzie z planem?- odpowiedział.- Odwróć się.
Stanął za mną. Jego dłonie wsunęły małe pudełko pod moją prawą łopatkę. Było mi trochę nie wygodnie. Świadomość, że jakaś rzecz przyczepiona jest do mojego ciała, sprawiała, że czułam się niekomfortowo.
- Nie można gdzie indziej tego wsadzić?- zmarszczyłam brwi z niezadowolenia.
- Nie- jego ton był surowy i poważny. Przypominał tego dawnego Justina, który tak mnie przerażał. – Schowaj to do ucha- podał mi słuchawkę- i załóż to- dodał wyjmując z szafy czarny żakiet ozdobiony złotą nitką.
Nałożyłam na siebie część garderoby. Faktycznie, dzięki niej nie było widać kabelka wystającego z moich pleców. Słuchawkę zakryłam wyprostowanymi włosami.
- Justin…- mruknęłam.- Boję się.
- Pamiętaj- stanął naprzeciwko mnie. Czułam w moich nozdrzach zapach jego cudnych perfum- wystarczy jedno słowo, a wpadam do pokoju. Przez to  urządzenie nie tylko mogę się z tobą skontaktować, ale i cię namierzyć. Będziesz bezpieczna.
Uspokoiłam się, choć nadal wiedziałam, że jestem w niebezpieczeństwie. W tamtym momencie bardziej zależało mi na siostrze Justina niż na własnym życiu.
- Nie martw się- przejechał swoją dłonią po mojej twarzy, delikatnie ją gładząc- Dasz radę.
- Przytul mnie- zażądałam.
Objął mnie swoimi ramionami. Nie chciałam, aby ta chwila się kończyła. Mogłam tak zostać, aż do chwili, w której umrę, czyli długo bym nie czekała.
- Gołąbeczki! Chodźcie już!- krzyknął Evan.
Oderwałam się od Justina, zabrałam torebkę, poprawiłam włosy i makijaż.
Kazano mi wsiąść do auta mężczyzny, gdy Justin miał jechać swoim. W końcu się nie znaliśmy, prawda? Usiadłam na tylnych siedzeniach obłożonych skórą w czarnym jak smoła samochodzie, który bardziej przypominał limuzynę niż zwykły wóz. Ręce mi się trzęsły, a serce biło bardzo, bardzo mocno. Stresowałam się i bałam.
- Spokojnie, młoda- usłyszałam wyluzowany głos Evana. Spojrzałam w górne lusterko i zobaczyłam jak się uśmiecha. Na głowie miał kapelusz szofera, a na sobie garnitur. – Będzie dobrze. Wierzymy w ciebie.
Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam przez pociemnianą szybę, w której widziałam auto Justina. Siedział za kierownicą, mocno ściskając ją palcami. Wyglądał na zdenerwowanego. Kostki u jego dłoni pobielały, mocno zaciskał usta. Odwrócił się i spojrzał w moją szybę. Jego wzrok przepełniony był bólem, jakby nie chciał, abym znajdowała się w tym aucie. Czułam, że najchętniej zabrałby mnie stamtąd, zaprowadził w bezpieczne miejsce i utulił.
- No to jedziemy- odezwał się zielonooki, przekręcając klucz w stacyjce.

Silnik w aucie się uruchomił, a ja poczułam wibracje przechodzące przez całe moje ciało. Bałam się tego, co miał przynieść ten wieczór. Co jeśli miał się stać ostatnim spokojnym wieczorem w moim życiu?
___________________________________________
 AAAA rozdziaaał 69 !! Jak to szybko mija! 
 69 - Jerry czuwa . Hahahah ! 
I co myślicie?
Zostawiajcie komentarze!!! 
Następny w sobotę. 
Będzie się dziaaaaało . !!!!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 68. "Obawy"

Już od rana planowałam moją zemstę, tylko nie wiedziałam jeszcze, kiedy ją wykorzystam. Evan spał na kanapie w salonie, Justin w łóżku, a ja popijałam zieloną herbatę w kuchni. W mojej głowie pojawiały się różne scenariusze, kiedy to oboje dostają za swój ostatni wybryk. Zepsuty ser w sałatce? Piekący sos chili w bułce? Nie! To by było słabe. Musiałam wymyślić coś lepszego.
Zaczęłam nakładać gotową już jajecznicę, gdy do kuchni weszli Just i jego przyjaciel.
- Co tu tak pachnie?- spytał wdychając powietrze mężczyzna.
- Zrobiłam wam jajecznicę. Siadajcie.
Mój ton głosu był milszy niż zwykle. Nałożyłam ostatnią porcję dania na talerz i odeszłam zabierając ze sobą kubek chłodnej już herbaty.
- Wygląda pysznie. Stary, ty to masz szczęście- usłyszałam Evana, gdy wchodziłam do łazienki.
*************************Perspektywa Justina*********
- Wiem- odrzekłem, siadając przy stole.
Para unosząca się nad ciepłymi jajkami sprawiła, że zapach rozniósł się po całej kuchni. Nałożyłem na widelec kawałek posiłku. Już miałem zacząć kosztować, kiedy przypomniałem sobie słowa Destiny „Ja też mam dla ciebie niespodziankę”, co oznaczało bardziej zemstę niż prezent. Zamyśliłem się chwilę. Evan usiadł koło mnie i również nabrał na sztućca kawałek śniadania.
- Nie rób tego!- krzyknąłem ciszej, tak aby Destiny nie usłyszała.
Wyrwałem widelec z jego dłoni, a on z hukiem uderzył o stół.
- Co ci jest?- spytał zdezorientowany wpatrując się we mnie.
- Wydaje mi się, że Dest coś tutaj dodała- szepnąłem.
To mogła być prawda. Ona nigdy sama nie wstałaby tak wcześnie rano i nie zrobiłaby nam śniadania. Zawsze to ja ją budziłem, a teraz miała idealny powód, aby się zemścić.
- Co niby? Myślisz, że chce nas otruć?
- Otruć może nie, ale mogła tutaj dać jakiś środek przeczyszczający czy coś. Ona jest cwana.
Zapadła cisza, podczas której obserwowaliśmy jajecznicę.
- Może chcesz tosta?- spytałem odrywając wzrok od dania.
- Tak będzie bezpieczniej. A co z tym?- spojrzał wskazując brodą przygotowany przez Dest posiłek.
- Trzeba się tego pozbyć. Wyrzucę to- szepnąłem biorąc w dłonie talerze. Jednym ruchem cała ich zawartość wylądowała w śmietniku, a naczynia w zlewie. W tamtym momencie zacząłem się bać o każdy ruch dziewczyny.
Co jeszcze mogła wymyślić?
 __________________________________________________

Dokładnie wiedziałam, że oni zaczynają się bać. Od śniadania chodzili zestresowani, oglądali się za wszystkim. Bali się mojej zemsty. Ja mogłam to wykorzystać.
- Robimy dzisiaj trening?- spytałam przysiadając się brązowookiego i Evana na kanapie.
- Dzisiaj? Może lepiej nie- w jego głosie wyczułam lęk.
„Wygrywasz”- szepnęła moja wewnętrzna ja- „Oby tak dalej, mała”.
- Dlaczego?- wydęłam wargi.
- Nadal bolą mnie genitalia po wczorajszym.
- Co ona ci zrobiła?- wtrącił się zaskoczony Evan.
- Pokazywałem jej, jak ma się bronić i udało się- odpowiedział Just.
- Także lepiej na mnie uważajcie- zasmiałam się.
Zapadła grobowa cisza. Znów zaczęli się bać. Spojrzeli na siebie z kamienną miną, która według mnie wyrażała lęk.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, wiedząc jak na nich wpływam.
- Evan, tak właściwie, co tu robisz?- w końcu musiałam zadać to pytanie.
- Przyjechałem w tu, bo chciałem was ostrzec. Gang Raymunda wydał na was wyrok. Na razie nie wiedzą, gdzie jesteście. Szukają was gdzieś w Las Vegas. Myślą, że wróciliście tam. Przynajmniej tak mi powiedział Sam.
„Gang Raymunda wydał na was wyrok”- te słowa odbijały się w mojej głowie niczym kauczuk.
- Czekaj, czekaj- wtrąciłam- Mówisz, że oni chcą się zemścić?
Justin oparł głowę na łokciach, a twarz zatopił w dłoniach. Wyglądał na przerażonego.
- W końcu załatwiliście przywódcę.
- Ty go załatwiłeś- rzekłam.
- Ale to Justin się mu sprzeciwił i teraz myślą, że to właśnie ty go zabiłaś, skoro udało ci się z Brad’em- oznajmił.
- Dostałam wyrok za to, czego nie zrobiłam?- spytałam lekko oszołomiona informacjami, które dostarczył mi mężczyzna.
On tylko kiwnął głową na „tak”.
- Jesteś w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jeśli cię znajdą, to nie licz na szansę- moje serce zaczęło mocniej bić.- Justin, musisz ją chronić- skierował się w jego stronę.
Chłopak wrócił do prostej pozycji i mocno mnie przytulił, całując w głowę.
- Obiecuję, że zrobię wszystko, aby cię nie dostali- wyszeptał.

„Mam nadzieję…”

____________________________________
Przepraszam, że rozdział nie pojawił się wczoraj, tak jak mówiłam, ale miałam doła, co nie sprzyjało mojemu pisaniu. 
Jak myślicie, co Dest wymyśli?
Czytasz =  komentujesz