Music

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 70. "Zmiana planów"

Na miejsce dotarliśmy dosyć szybko. Evan to świetny kierowca. Gdy auto zatrzymało się, moim oczom ukazał się wielki, wysoki, podświetlany hotel. Można powiedzieć, że wyglądał jak posypany złotym pyłem. Byłam nim oczarowana. Wpatrywałam się w budynek z zachwytem i zszokowaniem. Zastanawiałam się jak osoby, które handlują narkotykami, mogą spotykać się w takich luksusach. Evan zatrzymał się na ulicy. Wysiadł z auta i zręcznym ruchem ręki otworzył moje drzwi, kłaniając się tym samym. Czułam się jak gwiazda filmowa idąca po czerwonym dywanie.
- Wysiądź z auta i spokojnie wejdź do środka. Zaraz będę- usłyszałam głos Justina w słuchawce.
Zrobiłam jak kazał. Gdy moje szpilki dotknęły podłoża, cała reszta zaraz była poza pojazdem.
- Dasz radę- szepnął Evan, tak że tylko ja go usłyszałam.
Dumnym krokiem skierowałam się do wejścia. Chciałam wyglądać jakbym robiła to już setny raz, ale nie umiałam. Mój wzrok co chwila znajdował jakiś obiekt, który mnie zachwycał. Czy to był pięknie wystrzyżony żywopłot umieszczony w złotej donicy w różne wzory, czy może srebrne auta najwyższej klasy podjeżdżające pod to samo miejsce, gdzie znajdowałam się ja. Przy złotych drzwiach wejściowych stał starszy mężczyzna ubrany w zielony kombinezon roboczy. Uśmiechnął się do mnie, kłaniając się głową. Odwzajemniłam gest i spokojnym, choć dygocącym krokiem przeszłam przez wejście. W tamtym momencie szczęka omal mi nie opadła. Wielka sala przypominająca kształtem kwadrat, cała świeciła. Wielki, kryształowy żyrandol zwisający z wysoko położonego sufitu dodawał blasku całemu pomieszczeniu. Ściany pokoju pomalowane były na złoto-zielono. Zieleń była ciemniejsza, bardziej szmaragdowa. Z zachwytem oglądałam całą przestrzeń. Po bokach znajdowały się okrągłe stoły, przy których mogło się zmieścić po pięć osób. Ciemnozielone obrusy zwisały ze stolików, a złote krzesła były do nich przysunięte. Na środku znajdowała się scena, a na niej podium, zapewne na różne wypowiedzi bogatych mieszkańców. To wszystko wyglądało jak zaczarowane.
- Ocknij się- obudził mnie głos Justina w słuchawce.
- Co mam robić?- spytałam, kierując głos do małego mikrofonu przyczepionego do mojego stanika.
- Zachowuj się naturalnie. Cały czas cię widzę. Podejdź do stolika i po prostu usiądź.
Zrobiłam jak kazał. Jednym ruchem odsunęłam krzesło, a moja pupa usadowiła się na nim.
Czekałam na następną wskazówkę Justina. Cisza. Czułam się trochę niekomfortowo, gdy siedziałam tak sama. Ludzie zaczęli się zbierać i rozmawiać ze sobą. Nagle cała sala wypełniła się, a koło mnie usiadły kolejne osoby. Uśmiechałam się lekko, gdy ktoś gestem mnie powitał. To było jak pierwszy dzień w nowej szkole. Nie znasz nikogo, a musisz się dostosować. Po chwili światła w całym pomieszczeniu zgasły, a jedynym źródłem jasności stała się zwisająca lampa, oświetlająca podium. Przy nim stał starszy mężczyzna ubrany w garnitur, jak wszystkie osoby płci silnej. Kobiety nosiły cudowne suknie wieczorowe, a ich szyje obwieszano brylantami. Zapewne były to żony zebranych tu biznesmenów.
- Witam państwa bardzo serdecznie- przemówił mężczyzna, na którego padało światło.- Miło mi to państwa znów widzieć. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić. Niestety nie ma dzisiaj z nami pana Bruce’a Orte, ale za to możemy powitać tu jego syna. James pokaż nam się- oznajmił z wielkim uśmiechem.
Z tłumu wyłonił się młody mężczyzna. Jego garnitur idealnie leżał na dobrze zbudowanej sylwetce. Skłonił się w każdą stronę. Nasze oczy spotkały się. Mimo tego, że nie sala nie była idealnie oświetlona, ja zobaczyłam ten blask w oczach. Szmaragdowy kolor odbił się o moje źrenice. Czułam jak się czerwienię, gdy uśmiechnął się w moją stronę.
„Dziewczyno! Opanuj się! Ale czekaj! Skoro jego starego ojca nie ma, a jest za to ten przystojniak, to co ty masz robić?!”- krzyczała moja wewnętrzna „ja” doprowadzając mnie do porządku.
Mężczyzna usiadł, ale znów czułam na sobie jego spojrzenie. Próbowałam nie spoglądać w jego stronę i skupić wzrok na przemawiającym. Nagle przypomniałam sobie, że gdzieś tu jest Justin. Zaczęłam się oglądać do tyłu w jego poszukiwaniu. Stał oparty o ścianę. Widać było, że zadowolony to on nie był, gdy zobaczył, że uśmiechnęłam się do innego mężczyzny. Może był zazdrosny? Patrzył na mnie przeszywającym wzrokiem. Wróciłam do dawnej pozycji, znów wpatrując się w przemawiającego. Nie słuchałam go. Po mojej głowie chodziła jedna myśl „Zrobić to, czy nie?”.
- Bawcie się dobrze i dziękuję- to były ostatnie słowa stojącego na scenie mężczyzny.
Wielki, kryształowy żyrandol znów oświecił całą salę. Mój wzrok od razu powędrował w stronę Justina. Kiwnął głową, przywołując mnie do siebie. Wstałam ostrożnie z krzesła i udałam się w jego stronę, przeciskając się przez tłum ludzi.
- Zmiana planów- oznajmił. Widziałam jak jego szczęka zaciska się z wściekłości- twoim celem jest James Orte- wykrztusił.
Ucieszyłam się w środku jak małe dziecko, które dostało lizaka. Nie musiałam męczyć się z jakimś staruszkiem, a mogłam zaszaleć z młodym i bardzo przystojnym szmaragdookim.
- Pamiętaj, obserwuję cię- dokończył szepcząc mi do ucha. – A teraz idź i uważaj na każdy swój ruch.

Zmarszczyłam brwi. Czy on mi zagroził? Postanowiłam zrobić wszystko, by misja się udała, tylko że tym razem chciałam zrobić też sobie przyjemność i trochę podenerwować Justina. Uznajmy to za moją zemstę.

____________________________________________________________
Przepraszam Was najmocniej, że tak długo czekaliście na nowy rozdział. 
Po prostu wena mnie na chwilę opuściła, ale wróciła. 
Następny w czwartek. 
Jeśli chcecie być powiadamiani na bieżąco o nowych rozdziałach i planach na nie, obserwujcie mnie na TT. 

Komentujcie ! 

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 69. "Sobota"

Dwa dni później…
Sobota. Dzień, w którym moje życie mogło się skończyć. Ostatnie dni poświęciłam na dopracowanie moich nowych umiejętności pod okiem Evan’a i Justina. A co do zemsty, zostawiłam sobie ją na dni, kiedy nie będę czuła tego narastającego stresu związanego z moją misją. Chłopcy przez cały czas chodzili jak w zegarku. Wiedzieli, co ich może czekać. Żaden nie podskoczył mi. Bali się jeść moje posiłki, więc gotowali sami. Evan pomógł mi się udoskonalić. Od samego rana chodziłam zestresowana. Wyuczyłam się wszystkiego o biznesmen’ie, którym miałam się dzisiaj zająć.
W karcie pisało wiele informacji.
Imię : Bruce
Nazwisko : Orte
Wiek : 56 lat
Zainteresowania : Dziwki, auta, narkotyki
Te hobby pojawiały się dosyć często przy innych osobach. Najbardziej obrzydzał mnie fakt, że był aż taki stary. Musiałam to zrobić dla Justina i jego siostry.
- I jak wyglądam?- spytałam wychodząc niepewnym krokiem do sypialni w nowej sukience, którą kupiłam wcześniej. Szpilki spoczywające na moich stopach dodawały mi kilka centymetrów wzwyż. Justin stał przy lustrze poprawiając muszkę w garniturze. On miał iść ze mną. Znał tamtych gości, ale oni nie mogli się dowiedzieć, że my się znamy. Wtedy wyszłoby wszystko na jaw.
- Jest prawie idealnie. Musisz założyć jeszcze to- z kieszeni spodni wyjął małe urządzenie składające się z pudełeczka i słuchawki.
Wiedziałam, co to jest – podsłuch.
- Po co mi to?
- Muszę wiedzieć, co się będzie działo. Co jeśli coś nie pójdzie z planem?- odpowiedział.- Odwróć się.
Stanął za mną. Jego dłonie wsunęły małe pudełko pod moją prawą łopatkę. Było mi trochę nie wygodnie. Świadomość, że jakaś rzecz przyczepiona jest do mojego ciała, sprawiała, że czułam się niekomfortowo.
- Nie można gdzie indziej tego wsadzić?- zmarszczyłam brwi z niezadowolenia.
- Nie- jego ton był surowy i poważny. Przypominał tego dawnego Justina, który tak mnie przerażał. – Schowaj to do ucha- podał mi słuchawkę- i załóż to- dodał wyjmując z szafy czarny żakiet ozdobiony złotą nitką.
Nałożyłam na siebie część garderoby. Faktycznie, dzięki niej nie było widać kabelka wystającego z moich pleców. Słuchawkę zakryłam wyprostowanymi włosami.
- Justin…- mruknęłam.- Boję się.
- Pamiętaj- stanął naprzeciwko mnie. Czułam w moich nozdrzach zapach jego cudnych perfum- wystarczy jedno słowo, a wpadam do pokoju. Przez to  urządzenie nie tylko mogę się z tobą skontaktować, ale i cię namierzyć. Będziesz bezpieczna.
Uspokoiłam się, choć nadal wiedziałam, że jestem w niebezpieczeństwie. W tamtym momencie bardziej zależało mi na siostrze Justina niż na własnym życiu.
- Nie martw się- przejechał swoją dłonią po mojej twarzy, delikatnie ją gładząc- Dasz radę.
- Przytul mnie- zażądałam.
Objął mnie swoimi ramionami. Nie chciałam, aby ta chwila się kończyła. Mogłam tak zostać, aż do chwili, w której umrę, czyli długo bym nie czekała.
- Gołąbeczki! Chodźcie już!- krzyknął Evan.
Oderwałam się od Justina, zabrałam torebkę, poprawiłam włosy i makijaż.
Kazano mi wsiąść do auta mężczyzny, gdy Justin miał jechać swoim. W końcu się nie znaliśmy, prawda? Usiadłam na tylnych siedzeniach obłożonych skórą w czarnym jak smoła samochodzie, który bardziej przypominał limuzynę niż zwykły wóz. Ręce mi się trzęsły, a serce biło bardzo, bardzo mocno. Stresowałam się i bałam.
- Spokojnie, młoda- usłyszałam wyluzowany głos Evana. Spojrzałam w górne lusterko i zobaczyłam jak się uśmiecha. Na głowie miał kapelusz szofera, a na sobie garnitur. – Będzie dobrze. Wierzymy w ciebie.
Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam przez pociemnianą szybę, w której widziałam auto Justina. Siedział za kierownicą, mocno ściskając ją palcami. Wyglądał na zdenerwowanego. Kostki u jego dłoni pobielały, mocno zaciskał usta. Odwrócił się i spojrzał w moją szybę. Jego wzrok przepełniony był bólem, jakby nie chciał, abym znajdowała się w tym aucie. Czułam, że najchętniej zabrałby mnie stamtąd, zaprowadził w bezpieczne miejsce i utulił.
- No to jedziemy- odezwał się zielonooki, przekręcając klucz w stacyjce.

Silnik w aucie się uruchomił, a ja poczułam wibracje przechodzące przez całe moje ciało. Bałam się tego, co miał przynieść ten wieczór. Co jeśli miał się stać ostatnim spokojnym wieczorem w moim życiu?
___________________________________________
 AAAA rozdziaaał 69 !! Jak to szybko mija! 
 69 - Jerry czuwa . Hahahah ! 
I co myślicie?
Zostawiajcie komentarze!!! 
Następny w sobotę. 
Będzie się dziaaaaało . !!!!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 68. "Obawy"

Już od rana planowałam moją zemstę, tylko nie wiedziałam jeszcze, kiedy ją wykorzystam. Evan spał na kanapie w salonie, Justin w łóżku, a ja popijałam zieloną herbatę w kuchni. W mojej głowie pojawiały się różne scenariusze, kiedy to oboje dostają za swój ostatni wybryk. Zepsuty ser w sałatce? Piekący sos chili w bułce? Nie! To by było słabe. Musiałam wymyślić coś lepszego.
Zaczęłam nakładać gotową już jajecznicę, gdy do kuchni weszli Just i jego przyjaciel.
- Co tu tak pachnie?- spytał wdychając powietrze mężczyzna.
- Zrobiłam wam jajecznicę. Siadajcie.
Mój ton głosu był milszy niż zwykle. Nałożyłam ostatnią porcję dania na talerz i odeszłam zabierając ze sobą kubek chłodnej już herbaty.
- Wygląda pysznie. Stary, ty to masz szczęście- usłyszałam Evana, gdy wchodziłam do łazienki.
*************************Perspektywa Justina*********
- Wiem- odrzekłem, siadając przy stole.
Para unosząca się nad ciepłymi jajkami sprawiła, że zapach rozniósł się po całej kuchni. Nałożyłem na widelec kawałek posiłku. Już miałem zacząć kosztować, kiedy przypomniałem sobie słowa Destiny „Ja też mam dla ciebie niespodziankę”, co oznaczało bardziej zemstę niż prezent. Zamyśliłem się chwilę. Evan usiadł koło mnie i również nabrał na sztućca kawałek śniadania.
- Nie rób tego!- krzyknąłem ciszej, tak aby Destiny nie usłyszała.
Wyrwałem widelec z jego dłoni, a on z hukiem uderzył o stół.
- Co ci jest?- spytał zdezorientowany wpatrując się we mnie.
- Wydaje mi się, że Dest coś tutaj dodała- szepnąłem.
To mogła być prawda. Ona nigdy sama nie wstałaby tak wcześnie rano i nie zrobiłaby nam śniadania. Zawsze to ja ją budziłem, a teraz miała idealny powód, aby się zemścić.
- Co niby? Myślisz, że chce nas otruć?
- Otruć może nie, ale mogła tutaj dać jakiś środek przeczyszczający czy coś. Ona jest cwana.
Zapadła cisza, podczas której obserwowaliśmy jajecznicę.
- Może chcesz tosta?- spytałem odrywając wzrok od dania.
- Tak będzie bezpieczniej. A co z tym?- spojrzał wskazując brodą przygotowany przez Dest posiłek.
- Trzeba się tego pozbyć. Wyrzucę to- szepnąłem biorąc w dłonie talerze. Jednym ruchem cała ich zawartość wylądowała w śmietniku, a naczynia w zlewie. W tamtym momencie zacząłem się bać o każdy ruch dziewczyny.
Co jeszcze mogła wymyślić?
 __________________________________________________

Dokładnie wiedziałam, że oni zaczynają się bać. Od śniadania chodzili zestresowani, oglądali się za wszystkim. Bali się mojej zemsty. Ja mogłam to wykorzystać.
- Robimy dzisiaj trening?- spytałam przysiadając się brązowookiego i Evana na kanapie.
- Dzisiaj? Może lepiej nie- w jego głosie wyczułam lęk.
„Wygrywasz”- szepnęła moja wewnętrzna ja- „Oby tak dalej, mała”.
- Dlaczego?- wydęłam wargi.
- Nadal bolą mnie genitalia po wczorajszym.
- Co ona ci zrobiła?- wtrącił się zaskoczony Evan.
- Pokazywałem jej, jak ma się bronić i udało się- odpowiedział Just.
- Także lepiej na mnie uważajcie- zasmiałam się.
Zapadła grobowa cisza. Znów zaczęli się bać. Spojrzeli na siebie z kamienną miną, która według mnie wyrażała lęk.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, wiedząc jak na nich wpływam.
- Evan, tak właściwie, co tu robisz?- w końcu musiałam zadać to pytanie.
- Przyjechałem w tu, bo chciałem was ostrzec. Gang Raymunda wydał na was wyrok. Na razie nie wiedzą, gdzie jesteście. Szukają was gdzieś w Las Vegas. Myślą, że wróciliście tam. Przynajmniej tak mi powiedział Sam.
„Gang Raymunda wydał na was wyrok”- te słowa odbijały się w mojej głowie niczym kauczuk.
- Czekaj, czekaj- wtrąciłam- Mówisz, że oni chcą się zemścić?
Justin oparł głowę na łokciach, a twarz zatopił w dłoniach. Wyglądał na przerażonego.
- W końcu załatwiliście przywódcę.
- Ty go załatwiłeś- rzekłam.
- Ale to Justin się mu sprzeciwił i teraz myślą, że to właśnie ty go zabiłaś, skoro udało ci się z Brad’em- oznajmił.
- Dostałam wyrok za to, czego nie zrobiłam?- spytałam lekko oszołomiona informacjami, które dostarczył mi mężczyzna.
On tylko kiwnął głową na „tak”.
- Jesteś w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jeśli cię znajdą, to nie licz na szansę- moje serce zaczęło mocniej bić.- Justin, musisz ją chronić- skierował się w jego stronę.
Chłopak wrócił do prostej pozycji i mocno mnie przytulił, całując w głowę.
- Obiecuję, że zrobię wszystko, aby cię nie dostali- wyszeptał.

„Mam nadzieję…”

____________________________________
Przepraszam, że rozdział nie pojawił się wczoraj, tak jak mówiłam, ale miałam doła, co nie sprzyjało mojemu pisaniu. 
Jak myślicie, co Dest wymyśli?
Czytasz =  komentujesz

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 67."Niespodzianka"

Strach wydawał się coraz bardziej większy z każdym krokiem przemierzonym przez korytarz.
- Justin- szepnęłam, szukając go.
Rozglądałam się wokół. Raz do tyłu, za siebie, w prawo, lewo. Cisza. Doszłam do drzwi od salonu. Były lekko uchylone.
- Destiny- odpowiedział równie cicho znajomy głos. Justin. Moje imię wypowiadane przez niego wywołało u mnie przyśpieszenie tętna. Czułam, że jest zły, że nie posłuchałam się go i nie zostałam w pokoju.
- Mówiłem, żebyś została w sypialni- nagle poczułam jego obecność tuż przy mnie. Ciepły oddech odbijał się od moich barków, kiedy stanął za mną. – Nigdy się mnie nie słuchasz- powiedział poważnie. Jego dłoń odgarnęła kosmyk moich włosów, odsłaniając kawałek szyi.- Zawsze robisz wszystko po swojemu- teraz ton brązowookiego był bardziej seksowny niż straszny.
Gęsia skórka pojawiła się na moim ciele, a mnie przeszły ciarki od stóp do głowy. Mój oddech przyśpieszył.
- Taka już jestem- wyjąkałam urywanie, starając się uspokoić wydychanie powietrza.
- Nie wiem czy uznawać to za wadę, czy za zaletę- szepnął muskając moją szyję swoimi miękkimi ustami.
„Czy on zwariował?! Ktoś może być w domu, kto będzie chciał nas zabić, a ten chce się do mnie dobrać?! Nie ma mowy! Nie do póki mam rozum! A może go nie mam?”
- Przestań- sprzeciwiłam się odpychając jego głowę.- Idź do przodu i mnie nie denerwuj- kiwnęłam głową, wskazując mu dalszą część korytarzu prowadzącą do kuchni.- Ja sprawdzę salon.
- Jaka poważna- droczył się oplatając mnie dłońmi w talii.
- Oj, idź- szepnęłam odrywając się od niego.
Czy on zawsze w takich sytuacjach musiał się tak zachowywać? Tak nieodpowiedzialnie?!
„Boże, gadasz jak jakaś stara, zakompleksiona baba”- odezwała się wewnętrzna „ja” tym razem mnie ochrzaniając.
Justin posłuchał się, lekko chichocząc pod nosem. Ruszył do przodu, badając pustą przestrzeń. Palce wokół broni mocniej się zacisnęły, gdy weszłam do salonu. Był … taki sam jak zawsze. Żadnej niepożądanej osoby. Odetchnęłam z ulgą i oparłam się plecami o drewnianą powłokę, próbując opanować oddech.
„Może ten ktoś uciekł? Ale po co miał by przychodzić tu? Zwiedzanie?”
- Ręce do góry!- krzyk Justina rozniósł się po całym domu. Dobiegł dokładnie z kuchni.
„Ha! A jednak! Miałam rację! Czekaj… miałam rację! Ktoś jest w domu!”
Natychmiast ruszyłam do pomieszczenia, z którego dochodziły krzyki. Jedynym źródłem światła było wnętrze uchylonej lodówki. Przy niej stała obca sylwetka, którą jakbym już gdzieś widziała. Justin jakby nigdy nic, oparł się plecami o ścianę i obserwował nieznajomego. Myślałam, że źle widzę, gdy brązowooki uśmiechał się pod nosem. Uniosłam broń w stronę tajemniczej postaci.
- Ręce do góry!- krzyknęłam, a Justin zaśmiał się.
„O co ci chodzi?!”
- Z czego się śmiejesz?!- warknęłam spoglądając na chłopaka z miną, jakbym chciała go zastrzelić. W tym momencie chciałam.
- Cześć Destiny- znajomy, chrypliwy głos dobiegał od osoby stojącej przy lodówce.
I wtedy zobaczyłam go, gdy mój „współlokator” machnął jednym palcem uderzając w włącznik światła. Myślałam, że jestem w innym świecie, że to nie dzieje się naprawdę.
- Evan?- spytałam lekko uchylając głowę w bok.
Co wtedy czułam? Złość, zdziwienie, zaskoczenie, niedowierzenie.
Justin wybuchł śmiechem, łapiąc się za brzuch.
- Niespodzianka- powiedział starszy mężczyzna, unosząc ręce do góry i machając nimi.
Kogo jak kogo, ale go bym się nie spodziewała.
- Ale…ale ty…ty- sama nie wiedziałam, co chcę powiedzieć. Po prostu zabrakło mi słów w mojej buzi. Spojrzałam pytająco na Justina, który ledwo opanowywał swój wybuch śmiechu.
Coś do mnie dotarło. Chłopak doskonale wiedział, że Evan nas odwiedzi. Miałam ochotę go udusić.
- Czekaj!- odwróciłam się w stronę chłopaka.- Ty o wszystkim wiedziałeś! Ty to uknułeś!- krzyknęłam zaciskając palce wokół broni.
Byłam wściekła. Czułam jak złość mnie roznosi.
- Kochanie, może lepiej odłóż tą broń- próbował mnie uspokoić. Jego dłonie powędrowały do moich, chcąc zabrać mi pistolet. Ha! Przestraszył się mnie!
- Kochanie, ja też mam dla ciebie niespodziankę- wyszeptałam rozluźniając uścisk wokół trzymanego przedmiotu.
Zobaczyłam, że odetchnął z ulgą, ale to jeszcze nie był koniec.
„Ja ci dam kochanie taką niespodziankę, której nigdy nie zapomnisz”- już obmyślałam plan, jak zemścić się i na jednym i na drugim.

„Cóż, zemsta jest słodka, a szczególnie, gdy masz do wykorzystania dwie osoby. Dajesz mała!”
___________________________________ 
Taki tam niespodziewany gość.
Ciekawi, co Destiny wymyśli w ramach zemsty?
Następny w poniedziałek, bo jutro wracam do domu, a w niedzielę będę odsypiać i z przyjaciółką.

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 66. "Ktoś w domu"

- Proszę- podałam torebkę z lodem leżącemu na kanapie Justinowi.
„Biedaczek, co ty mu zrobiłaś? Masz chłopaka jeden dzień i już coś się dzieje. Czekaj! Czekaj! Ty masz chłopaka! I to jeszcze takiego!”- krzyczała moja wewnętrzna „ja”.
Ciągle wiadomość, że Justin stał się moim chłopakiem z trudem przechodziła mi przez mózgownicę. Jakbym nie chciała albo nie mogła w to uwierzyć.
- Dzięki.
- Wiesz, że ja nie chciałam. Wyobraziłam sobie, że ty to jakiś stary typ, który chce mnie zabić. Zrozum, musiałam to zrobić- broniłam się.
Brązowooki zachichotał jak małe dziecko. W tamtej chwili czułam się jak jego opiekunka. Jakbym zajmowała się zranionym chłopczykiem, który gdzieś zgubił mamę.
Usiadłam koło chłopaka, który przyłożył sobie lód do bolącego miejsca. W duchu śmiałam się z tego widoku. Wyglądało to przekomicznie, choć wiedziałam, że mu tak do śmiechu nie jest.
- Dobrze ci poszło. Oby tak dalej, ale nie na mnie- wspierał mnie mimo swego bólu.
- Okej, obiecuję- przysunęłam się do niego bliżej lekko rozbawiona.
On chyba załapał, o co mi chodzi i odłożył torebkę z zimną substancją obejmując mnie jedną ręką. Jego dotyk dodawał mi otuchy i mimo tego, że kiedyś dałabym wszystko, aby tylko mnie nie tknął, cieszyłam się, że go mam przy sobie.
- No chodź tu. Nie gniewam się- wtuliłam się w jego ramię jak w poduszkę. Jego słowa znów sprawiły, że się uśmiechnęłam.
Światło lamp ulicznych delikatnie przebijało się przez ciemne zasłony sypialni. Bijące ciepło od klatki Justina sprawiało, że czułam się bezpiecznie i nie myślałam o żadnych problemach oraz o zbliżającym się dniu, w którym mogłam zginąć. Moje powieki same się uniosły, nie wiedząc czemu. Może chciałam się upewnić, że Justin jest koło mnie i że nie obudzę się sama w swoim starym łóżku otumaniona przez sen.
Śpiąc przytulona plecami do lekko chrapiącego chłopaka, usłyszałam trzask dochodzący jakby z salonu. Moje serce zaczęło mocniej bić, a puls przyśpieszył. Przypomniałam sobie, jak to w moim starym domu, włamywaczem okazał się Justin. Wszystko wróciło - rozbite lustro, stłuczony wazon, krzyk i nagła ucieczka. Zrzuciłam z siebie wcześniej obejmującą mnie rękę Justina i uniosłam się na łokciach. Wsłuchiwałam się w dźwięki dobiegające z pokoju obok. Może mi się zdawało, że coś słyszałam? Nagle znów to usłyszałam, ale tym razem to brzmiało bardziej jak „Ku*wa” powiedziane przez wkurzonego mężczyzna. W mojej głowie utworzył się obraz wielkiego faceta z nożem, pistoletem, który chce nas zabić.
- Justin..- lekko go szturchnęłam, lecz nie odpowiadał. Przewrócił się na drugi bok , zarzucając na siebie kołdrę.
- Justin- powtórzyłam mocniej go szturchając. W końcu się obudził.
- Co się stało?- spytał zaspanym głosem. Ciemność panująca w sypialni sprawiała, że bałam się bardziej, wiedząc, że ktoś może chodzić po naszym domu.
- Ktoś chyba jest w domu- szepnęłam drżąc. – Słyszałam jakiś huk.
-Pewnie ci się zdawało- odpowiedziała spokojnie, jakby nic.
Zapanowała cisza, a po chwili słychać było kroki. Wiedziałam, że nie zdawało mi się.
- Dobra, to jest dziwne- przyznał. Odkrył kołdrę ze swojego ciała i wstał, ukazując tym samym wyrzeźbioną klatę, do której jeszcze przed chwilą byłam przytulona.  
Czułam jak mój puls przyśpiesza, gdy chłopak stawiał powoli kroki w stronę szafy. Otworzył ją i zaczął jedną ręką przeszukiwać dolną półkę z ubraniami. Idealnie ułożone spodnie, zostały wymiętolone. Zastanawiałam się, po co on to robi. Czy szukał jakiegoś stroju właśnie wtedy?!
- Jest- wyszeptał sam do siebie. Moim oczom ukazał czarny jak smoła pistolet.
- Gdzie jeszcze trzymasz broń?- spytałam z sarkazmem.
- Spójrz pod swoją poduszkę- nie spojrzał na mnie, gdyż był zajęty oglądaniem przedmiotu.
Odwróciłam się, sięgnęłam ręką pod poduszkę i wyczułam coś twardego. Ostrożnie wyciągnęłam nieznaną mi rzecz i ujrzałam taki sam pistolet, który w dłoni trzymał Just.
- Mój Boże- wyjąkałam z odrazą odrzucając przedmiot na swoje miejsce.
- Zostań tutaj. Idę się rozglądnąć. Słyszysz?- spytał dobitnie, dając mi do zrozumienia, że mam siedzieć na dupie, kiedy on będzie się błąkał po domu, w którym mógł być nieproszony gość.
„O nie! Co to, to nie!”
Nie odpowiedziałam nic. Jedynie było słychać głośne bicie naszych serc. Chyba oboje baliśmy się, tego co może czekać za drzwiami. Chociaż on zdawał się być opanowany jak zwykle. Jego spojrzenie oczekiwało ode mnie odpowiedzi. Podszedł do mnie pewnym krokiem i nachylił się nade mną, opierając się dłońmi o materac łóżka.
- Słyszałaś?- powtórzył całkiem poważnie.
- Słyszałam.
- Zostań tu- złożył na mych ustach pocałunek lekki jak motyl. Nasze usta tylko się musnęły. Odepchnął się rękoma o podłoże i odszedł, zostawiając mnie samą w pokoju.
Czułam, że nie mogę tu siedzieć bezczynnie. Zawahałam się, ale chwyciłam do swoich dłoni broń. Cała się trzęsłam na myśl, że znowu będę musiała jej użyć. Ciemny przedmiot idealnie układał się w mojej dłoni, kiedy palcami wyszukiwałam wypukłości na nim. Był trochę ciężki. Wstałam bez szmeru z łóżka i cichym krokiem podeszłam do drzwi, lekko je uchylając prawą nogą. Zajrzałam jednym okiem na pustą przestrzeń nazywaną korytarzem, który prowadził do pozostałych pokoi. Egipska ciemność nie pozwalała na zobaczenie wielu rzeczy. Ścisnęłam broń w dłoni i ruszyłam przed siebie, trzymając się ścian jak najbardziej mogłam. Nauczyłam się tego z różnych filmów akcji.

„Czyli telewizja czasami się opłaca...”
____________________________________________________________
Ciąg dalszy nastąpi za 2 dni. 
Ciekawi, kto wpadł do domu?
Czytasz = komentujesz 
^^

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 65. "Instynkt"

- Okej! Jeśli chcesz przeżyć, zaczynamy trening!-krzyknął z ekscytacją. Klasnął w dłonie i odsunął się ode mnie.
- I znowu się zaczęło- mruknęłam pod nosem.
On to usłyszał i zaśmiał się wychodząc z pokoju.
- Więc, jeśli chcesz unieruchomić przeciwnika, a masz przy sobie nóż, co będzie oczywiste, to tnij przy nadgarstkach z wewnętrznej strony. Daj rękę.
Bez namysłu podałam chłopakowi rękę. Przez większość czasu, odkąd mówił mi o jakiś trikach, nie słuchałam go, a bardziej skupiałam się na tonie jego nieziemskiego głosu, który z każdym słowem wydawał się być coraz bardziej głębszy.
- Destiny…- wybudził mnie z transu zdziwiony głos Justina. Jego źrenice powiększyły się, gdy chwycił w swoją dłoń mój nadgarstek. Całkowicie zapomniałam o moich bliznach od cięć.
 Dopiero wtedy mi się przypomniało. Natychmiast wyrwałam rękę i schowałam do kieszeni spodni.
- Destiny- powiedział poważnie. Jego oczy stały się bardziej ciemne niż zwykle- Daj rękę- wyciągnął swoją dłoń w kierunku mojej kieszeni spodni.
- Justin…- wymamrotałam lekko wyjmując kończynę. Nie chciałam tego robić. Zawahałam się. Chłopak był stanowczy i sam wyjął moją dłoń, ukazując tym samym rany. Zaczął je uważnie oglądać, a ja błądziłam wzrokiem po wszystkich chmurach widocznych na niebie, aby tylko nie spotkać jego wzroku, przy którym wymiękałam. Z zdenerwowania zaczęłam przegryzać dolną wargę.
- Dlaczego? Kiedy? Jak?- spytał po chwili, puszczając moją dłoń ze swojego uścisku.
- To było dawno.
- Jak dawno? Czy byłem wtedy obecny w twoim życiu?
- Nie- skłamałam.
- Nie kłam. Widzę, że nie mówisz prawdy- mówił spokojnie i poważnie.
„Ten cholerny instynkt!”
- Mówisz prawdę?- spytał, jakby chciał abym sama się przyznała. Ufał mi, ale wolał usłyszeć to z moich ust.
- Nie- wyjąkałam łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Znów te karmelowe iskry spotkały się z moimi.
- Byłem wtedy…- powiedział jakby do siebie. Czułam, że zaczął się martwić.- Pozwoliłem żebyś sobie zrobiła krzywdę- odwrócił się do mnie plecami i mówił cicho, jakby chciał, aby tylko on sam siebie słyszał.
- Justin… to nie tak- lekko pogładziłam go po plecach.
„No Destiny! Znowu wszystko psujesz!”
- Nie powinienem. Kiedy to dokładnie się stało i dlaczego to zrobiłaś?- odwrócił się do mnie, tak że stałam naprzeciwko jego, a dzieliły nas zaledwie centymetry.
- To było wtedy, kiedy zostawiłeś mnie w lesie, samą- odpowiedziałam z trudem przełykając ślinę.
Czułam, że każde moje następne słowo rani go. Nie mogłam temu zaradzić. Chciałam, aby ten temat w ogóle nie powstał.
- Przepraszam- wyszeptał przykładając swoje ciepłe usta do blizn. Lekko musnął je wargami po czym delikatnie pocałował.- Obiecuję, że nigdy więcej nie będziesz musiała tak robić. Będziesz przy mnie bezpieczna. Ufasz mi?- uniósł wzrok prosto w moje oczy.
- Ufam- wydukałam.- Możemy zacząć już trening?- spytałam z entuzjazmem po chwili ciszy.
- Od kiedy ty taka chętna?- zaśmiał się opuszczając moją dłoń.
- Samej mnie to dziwi.
- Okej, więc na czym skończyliśmy?- wydawało mi się, że koniec już rozmowy o ranach. Poczułam ulgę.
- Na cię…- zastanowiłam się, czy nadal kontynuować-… miałeś mi pokazać jak unieruchomić przeciwnika.
- Aa tak. Jeśli złapie cię od tyłu, kopnij go w krocze, najmocniej jak będziesz mogła- poinstruował.
- Pokażesz?
Justin podszedł do mnie od tyłu i owinął swoją rękę wokół mojej szyi. Ja automatycznie wzdrygnęłam się, ale przypomniałam sobie jego słowa „kopnij go w krocze” i wtedy moja noga uderzyła go w czułe miejsce. Chłopak padł na ziemię zwijając się z bólu.
- O mój Boże! Justin przepraszam!- krzyknęłam schylając się nad cierpiącym chłopakiem.
„To musiało boleć”
- Bardzo boli?- spytałam zatroskana.
„Nie! Swędzi!”- warknęła moja podświadomość.
Co ja za głupie pytania zadaję?!
- N…nie…nie- wyjąkał nadal trzymając się za krocze.
- Przepraszam cię! Wiesz, że nie chciałam. Ale powiedz dobrze mi poszło- powiedziałam pewnie ostatnie zdanie, jakbym czekała na oklaski.
- Było… dobrze- wyrwał jedną rękę z pomiędzy uścisku ud i pokazał kciuka uniesionego w górę.
- Jest!- skoczyłam z radości.- Teraz nikt mnie nie pokona! Haaaja!- wykonałam kopnięcie w powietrzu. Byłam szczęśliwa, że w końcu to ja komuś dokopałam.,
„Czekaj! Justin zwija się z bólu, a ty się cieszysz! Pomóż mu!”- znów odezwała się moja wewnętrzna „ja”.
- Chodźmy do domu. Zrobię ci herbaty z lodem i może sam lód też ci dam- lekko się zawstydziłam. Chwyciłam chłopaka, a raczej pomogłam mu wstać i razem udaliśmy się do domu.

„Oj, mam nadzieję, że nie będzie zły…”

________________________________________________________
Siemka, siemka! Co tam u Was?
Mam nadzieję, że rozdział się podoba! 

Przypominam, że w zakładce KONTAKT jest mój ask. Możecie tam zadawać pytania dotyczące bohaterów, dalszych przygód i wszystko, co Was nurtuje. 
 Pooozdrawiam. 
P.s. Udostępniajcie bloga! 

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 64. "Moja jedyna"

- I co wierzysz mi?- zapytał, gdy jego usta oderwały się od moich. Jego ton był tak słodki, że ledwo trzymałam się na nogach.
- Wydaje mi się, że tak- zachichotałam, nadal będąc w jego objęciach.- Tylko nadal mam jedno pytanie.
- Czy jestem żonaty?- zaśmiał się, wpatrując się w moje oczy. Czułam, że zaraz odpłynę.
- Powiedz mi, czy my no wiesz…- zastanawiałam się czy powiedzieć mu to prosto w oczy-… czy my jesteśmy razem?- spytałam zawstydzona. Czułam jak moją twarz oblewa rumieniec.
Lekko odwróciłam głowę, gdyż zażenowanie przejęło nade mną kontrolę.
Justin chyba wyczuł, że się zawstydziłam, iż chwycił w dłonie moją twarz i głęboko spojrzał w moje oczy. Pewna iskierka w jego źrenicach zaświeciła i poczułam się, jakbym była jedyną dziewczyną na świecie. To on sprawiał, że wpadałam w taki stan. Wtedy stawałam się kimś innym, nie zwykłą Destiny, ale taką prawdziwą i piękną kobietą. Dzięki niemu czułam się wyjątkowa.
- Kochanie, tak nie powinno być- odpowiedział odrywając się ode mnie.
„Wiedziałam! Zepsułam! Ale dlaczego?! Co zrobiłam?!”
Strach i dezorientacja ogarnęły mnie całą. Nie wiedziałam, o co chodzi. Czy znów wykorzystał chwilę mojej słabości?
- Ym… ja już pójdę- łza zakręciła mi się w oku i czułam, że wszystko straciłam. Że nie powinnam go pytać o nic.
Już chciałam się obrócić i odejść w zażenowaniu, gdy czyjaś dłoń złapała moją i przyciągnęła do czegoś twardego, co było ścianą.
Oparta plecami o brązową powłokę, zastanawiałam się, o co chodzi.
Spojrzałam w te oczy, które teraz przepełnione były pożądaniem i uśmiechem, który widniał na twarzy Justina.
- To ja powinienem się ciebie o to zapytać- wyszeptał łapiąc mnie za nadgarstki, które zaraz znalazły się nad moją głową.
Ulżyło mi. Kamień spadł mi z serca. W duchu zaczęłam skakać ze szczęścia jak oszalała.
- Zgadzasz się?- zapytał po chwili napierając na mnie swoim ciałem. Między nami nie została nawet najmniejsza przestrzeń. Teraz liczyliśmy się tylko my.
- Na co?
Justin nagle puścił moje nadgarstki i niespodziewanie klęknął na jednym kolanie.
Moje źrenice otworzyły się ze zdziwienia. Nie mogłam uwierzyć, że to ten sam chłopak, którego niedawno tak się bałam. Stałam jak wryta oglądając jego poczynania. Just sięgnął dłonią na komodę chwytając w palce małego, żółtego narcyza, który wolno stał w szklanym wazonie. Przyciągnął roślinę bliżej siebie, mocno nadal ją trzymając.
- Destiny Williams, czy zostaniesz moją jedyną?- spytał.
Rozpłynęłam się. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, jakbym wypiła przynajmniej pięć mocnych energetyków z dodatkową porcją kofeiny.
„Zgódź się! Zgódź się! Kochasz go!”- krzyczała moja podświadomość.
Tak, kochałam go. Był dla mnie bardzo ważny, a jego prośba została zapamiętana przez wszystkie komórki mego ciała, od stóp do głowy i przez wszystkie narządy, głównie w sercu.
- Tak- wyszeptałam zatrzymując w oczach łzy szczęścia.
- Coś mówiłaś? Bo nie usłyszałem?- podniósł swoją wolną dłoń do ucha.
- Powiedziałam TAK!- wykrzyczałam cała w skowronkach.
Chłopak odrzucił w kąt kwiatek i natychmiast przytulił mnie do siebie bardzo, bardzo mocno.
Nasze usta znów się połączyły. Byłam wtedy najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.

************************Perspektywa Justina***************

Teraz byłem pewny, że to jest to, że ona jest jedyną. Potrzebowałem ją. Czułem, że ona też mnie kocha. Nie mogłem jej stracić! Stała się moim skarbem i najdroższym kwiatem, o którego musiałem dbać. Od kiedy stała się moją, strach przed straceniem jej ogarniał mnie całego. Ani jeden włos z jej głowy nie mógł spaść. Teraz zacząłem się bać o całą misję. Może nie powinienem pozwalać jej w niej uczestniczyć? Może powinniśmy uciec? Ale co wtedy z moją siostrą?

______________________________________________________________
Wiem, rozdział miał być wczoraj, ale nie dałam rady, bo późno wróciłam. I'm sorry. 
Ale dzisiaj jest! 
Mam nadzieję, że Wam się spodoba! 
Czytasz = komentujesz <3

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 63. "Ciekawa informacja"

„Młoda, ładna, chuda. Ach!”
W duchu kipiałam ze złości, ale na zewnątrz lekko się uśmiechałam.
- Coś nie tak?- spytała kobieta patrząc, jak zaciskam swoją dłoń wokół drewnianej kulki przy oparciu fotela.
- Nie, wszystko okej- odpowiedziałam wypuszczając powietrze. Czułam jak z moich uszu wydostaje się para, która zbierała się we mnie odkąd usłyszałam słowa „młoda, chuda, wysoka kobieta”.
„Czy ja jestem o niego zazdrosna?!”
- Czy oni no wie pani…- próbowałam jakoś zapytać się Melisy o szczegóły, które może znała-… czy oni byli razem- w końcu udało mi się to wypowiedzieć.
W duchu walnęłam się ręką w czoło. Jak to w ogóle mogło zabrzmieć?
„Ohh, ale ja jestem głupia! Co ona sobie o mnie pomyśli?!”
- Nie wydaje mi się. Zawsze jak wychodziła stąd, nie uśmiechała się, a wręcz miała poważną minę.
Ulżyło mi. A może ona była przygodą na jedną noc? Co jeśli Justin płacił jej za TE usługi? Co jeśli ona była prostytutką, która miała tylko zaspokoić mojego Justina?
„Czy ja powiedziałam MOJEGO?! Boże! Ja wariuję!”
- Myśli pani, że ona była…?- nie dokończyłam, bo kobieta przerwała mi, jakby czytała w moich myślach.
- Prostytutką? Możliwe.
„Brawo dla ciebie Destiny! Zakochałaś się w chłopaku, który zabawia się z pierwszą lepszą dziwką”- mówiła moja podświadomość.
Zaczęłam się obawiać, że ma rację. Co jeśli faktycznie miała?
„Muszę z nim porozmawiać”
- Meliso, ja muszę już iść- powiedziałam nagle, zrywając się z siedzenia.
Moim celem stał się dom Justina, dopaście go i przesłuchanie.
- Dziecko, nie denerwuj się tak- powiedziała swoim łagodnym głosem, przywołując mnie do porządku. Ręką pogładziła moje ramię.
- Co się stało? Aż tak bardzo martwisz się o swojego kuzyna? Jestem pewna, że on wie, co robi.
„A żebyś się nie zdziwiła”
- Martwię, martwię. Jest dla mnie ważny, nawet pani nie wie jak bardzo. To ja już pójdę- zaczęłam odchodzić od Melisy w kierunku wyjściowych drzwi przez korytarz.- Dziękuję za bułki i herbatę i w ogóle za wszystkie informacje.
- Ale kochanie- powiedziała zdziwiona, gdy ja już podążałam szybkim tempem do domu brązowookiego.
Wparowałam przez drewniane drzwi, od razu krzycząc na głos:
- Justin! Justin!
- Tutaj jestem!- usłyszałam głos chłopaka z sypialni.
Natychmiast skierowałam się w stronę pokoju, przy szafie stał Just wybierając między koszulą niebieską w kratkę a zieloną w pionowe paski.
- Coś się stało?- zapytał zdziwiony, gdy zauważył moją złość w oczach.
- Musimy sobie coś wyjaśnić- powiedziałam ostro z każdym krokiem przybliżając się do niego.
- Dobra to ja pierwszy. Gdzie byłaś? Gdzie bułki?
- Umawiałeś się z prostytutką?- zapytałam, nawet nie zważając na jego pytanie, które w tamtej chwili mnie w ogóle nie obchodziło.
- Co?- zapytał zdziwiony, marszcząc brwi.
- Pieprzyłeś się z jakąś dziwką na tym łóżku?!- krzyknęłam.
Widać było, że trochę się przeraził.
- Jaką dziwką? O co ci chodzi? Skąd te pytania?
- Odpowiedz!
- Destiny, uspokój się- powiedział z lekkością jak do małego dziecka, delikatnie gładząc moje ramię.
- Chcę znać prawdę!
- Dest, ciii- szepnął obejmując mnie w talii.
Nagle cała złość minęła, gdy spojrzałam w te pełne namiętności i spokoju iskierki, które aż kipiały seksapilem.
- Powiesz mi?- już się opanowałam.
- Oczywiście. Skarbie, nie spałem z żadną dziwką- lekko pochylił się ku mojej twarzy, aby zapewne mnie pocałować.
Te słowa mnie uspokoiły i dały całkowitą pewność, że mówi prawdę i nie mam się co obawiać.
- Mogę ci wierzyć?- spytałam lekko onieśmielona jego urokiem.
- A czy mam cię teraz ochotę pocałować?- jego głos był tak seksowny.
- Nie wiem- uśmiechnęłam się.- Musisz mi pokazać.
Wtedy nasze usta złączyły się w długim i namiętnym pocałunku, który upewnił mnie, że moje podejrzenia były bezsensowne.

„Boże! Co ty te mną robisz!”

__________________________________________________________
No więc rozdział pojawił się dzisiaj, a nie jutro jak mówiłam. 
Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza.
Następny sobotę. <3
Jak się podoba taki romantyczny Justin? Bo mi BARDZO!

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 62. "Melisa"

Szłam uliczką omijając kolejne domki. Moim celem było dojście do piekarni. Chciałam się jakoś odwdzięczyć Justinowi za to, że mnie wspierał, więc miałam zamiar zrobić mu śniadanie, ale do tego było potrzebne świeże pieczywo. Idąc brukową dróżką, ciągle myślałam i wczorajszym zdarzeniu. Nasz pocałunek znów był magiczny. Nie wiem, co by się stało, gdyby nie zadzwonił ten telefon. Może wylądowalibyśmy w łóżku? O nie! Nawet nie chcę o tym słyszeć! Nie byłam na to gotowa. Za dużo się działo. Justin stał się taki miły, opiekuńczy, kochany i troskliwy. Jego słowa były ukojeniem i lały miód na me serce. Coś się między nami zmieniło. On nie uciekł. Był tam ze mną i mnie wspierał. Może w końcu zmienił swoje postępowanie wobec mnie? Wiedziałam, że został zapamiętany w moim sercu, a rozum poszedł w odstawkę, gdy byłam przy nim.
- Dzień dobry!- z rozmyślań wyrwał mnie głos kobiety.
Gdy się odwróciłam, zobaczyłam małą staruszkę z białymi, krótkimi włosami, upiętymi w kok. Miała może około 65 lat.
- Dzień dobry- odpowiedziałam lekko zaskoczona, ponieważ nawet jej nie znałam.
- Przepraszam, że się zapytam, ale czy mieszka pani w tym domu?- wskazała swoim pomarszczonym palcem na dom Justina.
- Tak, a coś się stało?
- Czyli pan Justin już wrócił z tych wakacji?
„Fajne mi określenie wakacji…”
- Tak, już tydzień temu- potwierdziłam trochę zdezorientowana.
- A ty, panienko, jesteś…przepraszam, że się zapytam, ale czy jest pani i pan Justin jesteście razem?- to pytanie strasznie mnie zaskoczyło.
Nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć. Tak naprawdę nie miałam pojęcia na czym stoję. Czy może jesteśmy razem, czy nie.
- Nie, nie!- lekko się zaśmiałam.- Jesteśmy kuzynostwem- z moich ust wyleciały słowa, które same mnie zdziwiły, gdy je usłyszałam.
- A mogę wiedzieć, jak ma pani na imię?
- Nie jestem pani. Po prostu Destiny- podałam dłoń kobiecie, a ona ją uścisnęła mówiąc:
- Melisa, miło mi. Destiny, może wpadniesz do mnie na świeże bułeczki z czekoladą?
Pokazała w swojej dłoni woreczek z pieczywem.
„Właśnie! Pieczywo! A Justin?”
Zawahałam się. Brązowooki zacząłby się pewnie martwić, gdybym tylko poszła po bułki, a wróciła po dwóch godzinach.
- No dobrze-zgodziłam się.
- Zapraszam- pokierowała mnie z uśmiechem w stronę jej małego, różowego domku z kwiatowym ogrodem.
Siedziałam na fotelu w różane wzory przy zestawie ciemnych, wykonanych w stylu lat pięćdziesiątych meblach. Kobieta siedziała naprzeciwko mnie, popijając malinową herbatę z porcelanowego kubka. Na stoliku stał talerz z ładnie pachnącymi bułkami z czekoladą.
- Więc mówi pani, że Justin często wyjeżdża?
- Tak, tak. Pana Justina widuję dwa-trzy razy na rok. Zazwyczaj jest tu w porze letnio-jesiennej, tak jak teraz. W święta dom stoi pusty- odpowiedziała biorąc kolejny łyk napoju.- A ty dlaczego tu jesteś?
- Wie pani…- zastanawiałam się- Justin zaoferował się, abym u niego zamieszkała, póki sama sobie czegoś nie znajdę.
- Hmm…-zdziwiła się- Nie wiedziałam, że pan Justin ma w ogóle rodzinę. Zawsze wydawał się takim samotnikiem.
- Samotnikiem? Nigdy tu nikogo nie było? Nikogo nie przyprowadzał? Żadnej no nie wiem… dziewczyny? Kobiety?-sama się zaciekawiłam.
Zainteresowało mnie dawne życie mojego „kuzyna”. Zastanawiałam się, czy może ma kogoś na „boku”. Miałam nadzieję, że nie i w głębi duszy modliłam się o to.
- Kobietę?- zastanowiła się- Nie wydaje mi się…chociaż- zapanowała chwila ciszy.
Moje serce zaczęło szybciej bić, a ja traciłam nadzieję. Kobieta przypominała sobie fakty, które teraz były dla mnie najważniejsze.
- Więc?- pogoniłam ją.
- Przypomniało mi się, że tu była kiedyś jakaś kobieta. Taka młoda, długie, ciemne włosy, wysoka, chuda.

„Teraz wszystko jasne”- pomyślałam załamana.
__________________________________________________________
 Przepraszam Was bardzo, bardzo, że nie dodawałam, ale nie miałam czasu. Cały czas, coś się tutaj robi. Jak nie zakupy, to wycieczki. 
Postaram się pojutrze dodać. 
Proszę Was o komentarze.

piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 61. "Cholerny telefon"

Nie chciałem tego przerwać. Moim pragnieniem było być przy niej coraz bliżej i bliżej, aby nasze ciała stały się jednością. Całowałem ją namiętnie, starając się o więcej. Przestrzeń między nami zniknęła. Ułożyłem ją pod sobą, nachylając się nad nią. Jej głowa była pomiędzy moimi dłońmi opartymi o kanapę. Nasze usta trwały w złączeniu, gdy sięgnąłem posuwistym ruchem palców pod jej bluzkę, idąc wyżej i wyżej. Spojrzałem w te cudowne, ciemne oczy, prosząc o pozwolenie o dalsze działanie. Uśmiechnęła się, przez co w moim brzuchu poczułem motylki i motywację na więcej. Wydawała się taka pewna swoich czynów, ale jednocześnie wyczułem jej lęk i niepokój. Czy ufała mi na tyle żeby chcieć mi się oddać? Nie byłem pewny, czy ona pragnie tego samego, co ja. Widziałem po jej ruchach, że jeszcze tego nie robiła. Miałem świadomość, że mogłem zostać jej pierwszym i miałem nadzieję, że ostatnim. Czułem w sobie ekscytację i chęć do działania. Wsunąłem rękę pod jej plecy tym samym dostając się do zapięcia jej stanika. Wydawał się w tej chwili niepotrzebny, a wręcz był przeszkodą. Wyobrażenia o jej nagim ciele pode mną - tylko o tym teraz marzyłem, ale nie wiedziałem czy ona tego chce. Cóż trzeba zaryzykować. Powoli zacząłem podciągać jej bluzkę do góry i gdy już miałem odkryć jej piękne i pełne piersi, zadzwonił telefon. Zignorowałem go, kontynuując swoje czynności, jednak Destiny odezwała się swoim nadzwyczaj podnieconym głosem.
- Justin- wyjąkała- Odbierz.
- Nie- odpowiedziałem może zbyt oschle i kontynuowałem pocałunki zatracając się w jej szyi.
- Odbierz- powtórzyła.
Powoli zacząłem się podnosić, ukazując tym samym swój mrożący krew w żyłach wzrok. Miałem ochotę rzucić dzwoniącym przedmiotem o ścianę. Zerwałem się z kanapy, której wtedy nie chciałem opuszczać i podbiegłem do telefonu, któremu zawdzięczałem przerwanie tego momentu.
„Cholerny telefon!”
- Halo?! – krzyknąłem do słuchawki. Byłem strasznie zdenerwowany i pewny, że osoba po drugiej stronie mogła się nieco przestraszyć.
- Dzień dobry- odpowiedział niepewnie głos kobiety w słuchawce.- Czy mogę przeprowadzić z panem ankietę na temat problemu z anoreksją?
- Nic o tym nie wiem! – krzyknąłem z pogardą.
- A może ktoś z domowników…? - zapytała niepewnie, jakby w ogóle nie miała zamiaru skończyć tej rozmowy.
- Ja z nikim nie... chwila. Destiny, wiesz coś o jakiejś anoreksji? – skierowałem się w stronę ogarniętej już dziewczyny, która zmieniła swoją pozycję z leżącą na siedzącą. Opuściła swoją bluzkę i odgarnęła swoje włosy do tyłu. Nagle zobaczyłem jak jej uniesione jeszcze przed chwilą kąciki ust powoli zaczęły opadać. Wysłałem jej pytający wzrok, gdy nagle Dest wstała i wyrwała mi telefon z ręki. Wkrótce usłyszałem jej cieniutki głosik w oddali.
**********************Perspektywa Destiny***************
Kiedy usłyszałam słowo ANOREKSJA, wszystkie wspomnienia nagle wróciły.
Głodowanie, oszukiwanie, szpital. Postanowiłam się jednak nie załamywać, więc szybko podeszłam do Justina i zabrałam mu telefon.
- Halo… chce pani porozmawiać o anoreksji…więc jestem gotowa.
- Super, więc czy ktoś z pani rodziny chorował lub może choruje na tą straszną chorobę?
- yyy…. Nie, znaczy nic mi nie wiadomo.
- Dooobrze, a co pani wie na jej temat?
- Bardzo dużo. Ulega niej bardzo dużo nastolatek, które chcąc być chude, posuwają się do głodowania.
- Doobrze, a czy będąc w tak młodym wieku myślała pani może o aż tak przesadnym odchudzaniu?
Nie wiem, dlaczego wtedy się rozłączyłam, ale już nie mogłam. Im więcej słuchałam tego wesołego głosu kobiety, która tak naprawdę nigdy nawet nie wiedziała jak ciężkie życie mają anorektyczki. Uważała to pewnie za głupotę, której ulegają nastolatki. Nie wiedziała, co czują wszystkie dziewczyny, które przez to przechodzą. Nic nie rozumiała. Nie wiem nawet, kiedy wybuchłam płaczem. Na moje nieszczęście zauważył to Justin i zanim się obejrzałam już był u mojego boku. Kiedy na niego spojrzałam, ujrzałam pytający wzrok, przepełniony bólem, jakby… martwił się?
- Co się stało? – zapytał nagle swym pięknym głosem otulając mnie swoim ramieniem.
- Nic. Po prostu…- sama nie wiedziałam, czy chcę powiedzieć to jemu. Bałam się jego reakcji.
Znów spojrzał na mnie pytająco, wyczekując mojej odpowiedzi. Czy on udawał, czy naprawdę się przejął?
- Po prostu, ciężko mi słuchać o takich dziewczynach, które chorują na tą chorobą- skłamałam.
Postanowiłam, że nic nie powiem mu o tym, co kiedyś przechodziłam. To miało zostać moją tajemnicą, której nawet on miał nie poznać. To było zbyt osobiste.
- A co to w ogóle za choroba?- uwierzył. Ulżyło mi z jednej strony, ale z drugiej musiałam mu wytłumaczyć, co w ogóle znaczyło słowo „anoreksja”.
Wspomnienia znów wróciły. Chciałam, aby odeszły, gdzieś daleko ode mnie, najlepiej na Alaskę.
- Anoreksja to choroba psychiczna- przełknęłam głośno ślinę- i polega na tym, że się nie je.
- Nie je? Ale że w ogóle?- zapytał zaskoczony lekko się odchylając.
Pokiwałam głową z aprobatą, a on uniósł brwi na znak zszokowania.
„Gdybyś wiedział coś jeszcze.”
- Dziwne. Dlaczego ludzie tak robią?
- Chcą schudnąć- odpowiedziałam opierając głowę na dłoni.
- Takim sposobem? To chore- podrapał się z zaskoczenia po czole.- Jak tak można?! Pewnie sami idioci tak robią.
- Justin, nie mów tak- naskoczyłam nagle, jakbym chciała bronić samą siebie.
- Ale to prawda. Przecież lepiej chyba mieć jakąś rozsądną dietę i ćwiczyć- odpowiedział.
Nic nie wiedział.
- Ale nie możesz nazywać tych ludzi idiotami- wyjąkałam spoglądając na niego.
Czułam jak moje oczy znów robią się wilgotne.
- Dlaczego? Przecież głodówka jest głupotą, a ludzie, którzy się na nią decydują to totalni idioci!
- Przestań!- krzyknęłam z łzami w oczach.
- O co chodzi? Przecież…- nie dokończył, bo mu przerwałam.
- Ja też byłam tą idiotką!
Zamurowało go. Zapanowała między nami cisza. Wpatrywał się we mnie z szokiem wypisanym na twarzy. Zobaczyłam w jego oczach przejęcie i ból.
- Tak, ja też byłam anorektyczką- wyszeptałam chowając głowę w dłoniach.
Z moich gałek ocznych zaczął lecieć strumień słonych kropel.
- Ale…ale- wyjąkał wciąż nie mogąc nic powiedzieć.- Przecież ty…
- Tak, ja na nią chorowałam. Nie widziałeś, jak wyglądałam wcześniej. Byłam idiotką, która się głodowała.
- Destiny…
- Co? Nie możesz uwierzyć, nie?- spytałam uszczypliwie.

- No, tak trochę, ale dlaczego to robiłaś?
- Byłam głupia i gruba. Potrzebowałam schudnąć. Nie mówmy o tym- wyjąkałam wstając z kanapy, na której wcześniej siedziałam.- Przytul mnie.
Justin wstał natychmiast i mocno mnie przytulił. Tego potrzebowałam. Wtuliłam głowę z jego klatkę piersiową i płakałam. 
- Cii... już dobrze. Nie musimy o tym mówić, skarbie- pogłaskał moją głowę jeszcze bardziej mnie otulając.
Czułam jego ciepło i wsparcie. Mogłabym umrzeć w tym uścisku. 

___________________________________________________________

Taramtamta!! 
Hahah, Justin i ten jego popęd seksualny! 
Co myślicie o tej sprawie?
P.s. Wyjeżdżam do Niemczech i rozdziały będą się pojawiać co 2-3 dni. 
Ufff na szczęście mam tam neta. 
Zostawiajcie komentarze i udostępniajcie blooga! <3


Polecam stonkę! Bardzo fajna!! <3 https://www.facebook.com/pages/Justin-Bieber-Tak-to-on-udowodnil-%C5%BCe-marzenia-si%C4%99-spelniaj%C4%85/504172686286696

Polubcie <3