Na miejsce dotarliśmy
dosyć szybko. Evan to świetny kierowca. Gdy auto zatrzymało się, moim oczom
ukazał się wielki, wysoki, podświetlany hotel. Można powiedzieć, że wyglądał jak
posypany złotym pyłem. Byłam nim oczarowana. Wpatrywałam się w budynek z
zachwytem i zszokowaniem. Zastanawiałam się jak osoby, które handlują
narkotykami, mogą spotykać się w takich luksusach. Evan zatrzymał się na ulicy.
Wysiadł z auta i zręcznym ruchem ręki otworzył moje drzwi, kłaniając się tym
samym. Czułam się jak gwiazda filmowa idąca po czerwonym dywanie.
- Wysiądź z auta i
spokojnie wejdź do środka. Zaraz będę- usłyszałam głos Justina w słuchawce.
Zrobiłam jak kazał. Gdy
moje szpilki dotknęły podłoża, cała reszta zaraz była poza pojazdem.
- Dasz radę- szepnął
Evan, tak że tylko ja go usłyszałam.
Dumnym krokiem
skierowałam się do wejścia. Chciałam wyglądać jakbym robiła to już setny raz, ale
nie umiałam. Mój wzrok co chwila znajdował jakiś obiekt, który mnie zachwycał.
Czy to był pięknie wystrzyżony żywopłot umieszczony w złotej donicy w różne
wzory, czy może srebrne auta najwyższej klasy podjeżdżające pod to samo
miejsce, gdzie znajdowałam się ja. Przy złotych drzwiach wejściowych stał
starszy mężczyzna ubrany w zielony kombinezon roboczy. Uśmiechnął się do mnie,
kłaniając się głową. Odwzajemniłam gest i spokojnym, choć dygocącym krokiem
przeszłam przez wejście. W tamtym momencie szczęka omal mi nie opadła. Wielka
sala przypominająca kształtem kwadrat, cała świeciła. Wielki, kryształowy
żyrandol zwisający z wysoko położonego sufitu dodawał blasku całemu pomieszczeniu.
Ściany pokoju pomalowane były na złoto-zielono. Zieleń była ciemniejsza,
bardziej szmaragdowa. Z zachwytem oglądałam całą przestrzeń. Po bokach
znajdowały się okrągłe stoły, przy których mogło się zmieścić po pięć osób.
Ciemnozielone obrusy zwisały ze stolików, a złote krzesła były do nich
przysunięte. Na środku znajdowała się scena, a na niej podium, zapewne na różne
wypowiedzi bogatych mieszkańców. To wszystko wyglądało jak zaczarowane.
- Ocknij się- obudził
mnie głos Justina w słuchawce.
- Co mam robić?-
spytałam, kierując głos do małego mikrofonu przyczepionego do mojego stanika.
- Zachowuj się
naturalnie. Cały czas cię widzę. Podejdź do stolika i po prostu usiądź.
Zrobiłam jak kazał.
Jednym ruchem odsunęłam krzesło, a moja pupa usadowiła się na nim.
Czekałam na następną
wskazówkę Justina. Cisza. Czułam się trochę niekomfortowo, gdy siedziałam tak
sama. Ludzie zaczęli się zbierać i rozmawiać ze sobą. Nagle cała sala wypełniła
się, a koło mnie usiadły kolejne osoby. Uśmiechałam się lekko, gdy ktoś gestem
mnie powitał. To było jak pierwszy dzień w nowej szkole. Nie znasz nikogo, a
musisz się dostosować. Po chwili światła w całym pomieszczeniu zgasły, a
jedynym źródłem jasności stała się zwisająca lampa, oświetlająca podium. Przy
nim stał starszy mężczyzna ubrany w garnitur, jak wszystkie osoby płci silnej.
Kobiety nosiły cudowne suknie wieczorowe, a ich szyje obwieszano brylantami.
Zapewne były to żony zebranych tu biznesmenów.
- Witam państwa bardzo
serdecznie- przemówił mężczyzna, na którego padało światło.- Miło mi to państwa
znów widzieć. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić. Niestety nie ma
dzisiaj z nami pana Bruce’a Orte, ale za to możemy powitać tu jego syna. James
pokaż nam się- oznajmił z wielkim uśmiechem.
Z tłumu wyłonił się
młody mężczyzna. Jego garnitur idealnie leżał na dobrze zbudowanej sylwetce. Skłonił
się w każdą stronę. Nasze oczy spotkały się. Mimo tego, że nie sala nie była
idealnie oświetlona, ja zobaczyłam ten blask w oczach. Szmaragdowy kolor odbił
się o moje źrenice. Czułam jak się czerwienię, gdy uśmiechnął się w moją
stronę.
„Dziewczyno! Opanuj się!
Ale czekaj! Skoro jego starego ojca nie ma, a jest za to ten przystojniak, to
co ty masz robić?!”- krzyczała moja wewnętrzna „ja” doprowadzając mnie do
porządku.
Mężczyzna usiadł, ale
znów czułam na sobie jego spojrzenie. Próbowałam nie spoglądać w jego stronę i
skupić wzrok na przemawiającym. Nagle przypomniałam sobie, że gdzieś tu jest
Justin. Zaczęłam się oglądać do tyłu w jego poszukiwaniu. Stał oparty o ścianę.
Widać było, że zadowolony to on nie był, gdy zobaczył, że uśmiechnęłam się do
innego mężczyzny. Może był zazdrosny? Patrzył na mnie przeszywającym wzrokiem. Wróciłam
do dawnej pozycji, znów wpatrując się w przemawiającego. Nie słuchałam go. Po
mojej głowie chodziła jedna myśl „Zrobić to, czy nie?”.
- Bawcie się dobrze i
dziękuję- to były ostatnie słowa stojącego na scenie mężczyzny.
Wielki, kryształowy żyrandol
znów oświecił całą salę. Mój wzrok od razu powędrował w stronę Justina. Kiwnął
głową, przywołując mnie do siebie. Wstałam ostrożnie z krzesła i udałam się w
jego stronę, przeciskając się przez tłum ludzi.
- Zmiana planów-
oznajmił. Widziałam jak jego szczęka zaciska się z wściekłości- twoim celem
jest James Orte- wykrztusił.
Ucieszyłam się w środku
jak małe dziecko, które dostało lizaka. Nie musiałam męczyć się z jakimś
staruszkiem, a mogłam zaszaleć z młodym i bardzo przystojnym szmaragdookim.
- Pamiętaj, obserwuję
cię- dokończył szepcząc mi do ucha. – A teraz idź i uważaj na każdy swój ruch.
Zmarszczyłam brwi. Czy
on mi zagroził? Postanowiłam zrobić wszystko, by misja się udała, tylko że tym
razem chciałam zrobić też sobie przyjemność i trochę podenerwować Justina. Uznajmy
to za moją zemstę.
____________________________________________________________
Przepraszam Was najmocniej, że tak długo czekaliście na nowy rozdział.
Po prostu wena mnie na chwilę opuściła, ale wróciła.
Następny w czwartek.
Jeśli chcecie być powiadamiani na bieżąco o nowych rozdziałach i planach na nie, obserwujcie mnie na TT. @Gaaabi1918
Komentujcie !