Music

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 65. "Instynkt"

- Okej! Jeśli chcesz przeżyć, zaczynamy trening!-krzyknął z ekscytacją. Klasnął w dłonie i odsunął się ode mnie.
- I znowu się zaczęło- mruknęłam pod nosem.
On to usłyszał i zaśmiał się wychodząc z pokoju.
- Więc, jeśli chcesz unieruchomić przeciwnika, a masz przy sobie nóż, co będzie oczywiste, to tnij przy nadgarstkach z wewnętrznej strony. Daj rękę.
Bez namysłu podałam chłopakowi rękę. Przez większość czasu, odkąd mówił mi o jakiś trikach, nie słuchałam go, a bardziej skupiałam się na tonie jego nieziemskiego głosu, który z każdym słowem wydawał się być coraz bardziej głębszy.
- Destiny…- wybudził mnie z transu zdziwiony głos Justina. Jego źrenice powiększyły się, gdy chwycił w swoją dłoń mój nadgarstek. Całkowicie zapomniałam o moich bliznach od cięć.
 Dopiero wtedy mi się przypomniało. Natychmiast wyrwałam rękę i schowałam do kieszeni spodni.
- Destiny- powiedział poważnie. Jego oczy stały się bardziej ciemne niż zwykle- Daj rękę- wyciągnął swoją dłoń w kierunku mojej kieszeni spodni.
- Justin…- wymamrotałam lekko wyjmując kończynę. Nie chciałam tego robić. Zawahałam się. Chłopak był stanowczy i sam wyjął moją dłoń, ukazując tym samym rany. Zaczął je uważnie oglądać, a ja błądziłam wzrokiem po wszystkich chmurach widocznych na niebie, aby tylko nie spotkać jego wzroku, przy którym wymiękałam. Z zdenerwowania zaczęłam przegryzać dolną wargę.
- Dlaczego? Kiedy? Jak?- spytał po chwili, puszczając moją dłoń ze swojego uścisku.
- To było dawno.
- Jak dawno? Czy byłem wtedy obecny w twoim życiu?
- Nie- skłamałam.
- Nie kłam. Widzę, że nie mówisz prawdy- mówił spokojnie i poważnie.
„Ten cholerny instynkt!”
- Mówisz prawdę?- spytał, jakby chciał abym sama się przyznała. Ufał mi, ale wolał usłyszeć to z moich ust.
- Nie- wyjąkałam łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Znów te karmelowe iskry spotkały się z moimi.
- Byłem wtedy…- powiedział jakby do siebie. Czułam, że zaczął się martwić.- Pozwoliłem żebyś sobie zrobiła krzywdę- odwrócił się do mnie plecami i mówił cicho, jakby chciał, aby tylko on sam siebie słyszał.
- Justin… to nie tak- lekko pogładziłam go po plecach.
„No Destiny! Znowu wszystko psujesz!”
- Nie powinienem. Kiedy to dokładnie się stało i dlaczego to zrobiłaś?- odwrócił się do mnie, tak że stałam naprzeciwko jego, a dzieliły nas zaledwie centymetry.
- To było wtedy, kiedy zostawiłeś mnie w lesie, samą- odpowiedziałam z trudem przełykając ślinę.
Czułam, że każde moje następne słowo rani go. Nie mogłam temu zaradzić. Chciałam, aby ten temat w ogóle nie powstał.
- Przepraszam- wyszeptał przykładając swoje ciepłe usta do blizn. Lekko musnął je wargami po czym delikatnie pocałował.- Obiecuję, że nigdy więcej nie będziesz musiała tak robić. Będziesz przy mnie bezpieczna. Ufasz mi?- uniósł wzrok prosto w moje oczy.
- Ufam- wydukałam.- Możemy zacząć już trening?- spytałam z entuzjazmem po chwili ciszy.
- Od kiedy ty taka chętna?- zaśmiał się opuszczając moją dłoń.
- Samej mnie to dziwi.
- Okej, więc na czym skończyliśmy?- wydawało mi się, że koniec już rozmowy o ranach. Poczułam ulgę.
- Na cię…- zastanowiłam się, czy nadal kontynuować-… miałeś mi pokazać jak unieruchomić przeciwnika.
- Aa tak. Jeśli złapie cię od tyłu, kopnij go w krocze, najmocniej jak będziesz mogła- poinstruował.
- Pokażesz?
Justin podszedł do mnie od tyłu i owinął swoją rękę wokół mojej szyi. Ja automatycznie wzdrygnęłam się, ale przypomniałam sobie jego słowa „kopnij go w krocze” i wtedy moja noga uderzyła go w czułe miejsce. Chłopak padł na ziemię zwijając się z bólu.
- O mój Boże! Justin przepraszam!- krzyknęłam schylając się nad cierpiącym chłopakiem.
„To musiało boleć”
- Bardzo boli?- spytałam zatroskana.
„Nie! Swędzi!”- warknęła moja podświadomość.
Co ja za głupie pytania zadaję?!
- N…nie…nie- wyjąkał nadal trzymając się za krocze.
- Przepraszam cię! Wiesz, że nie chciałam. Ale powiedz dobrze mi poszło- powiedziałam pewnie ostatnie zdanie, jakbym czekała na oklaski.
- Było… dobrze- wyrwał jedną rękę z pomiędzy uścisku ud i pokazał kciuka uniesionego w górę.
- Jest!- skoczyłam z radości.- Teraz nikt mnie nie pokona! Haaaja!- wykonałam kopnięcie w powietrzu. Byłam szczęśliwa, że w końcu to ja komuś dokopałam.,
„Czekaj! Justin zwija się z bólu, a ty się cieszysz! Pomóż mu!”- znów odezwała się moja wewnętrzna „ja”.
- Chodźmy do domu. Zrobię ci herbaty z lodem i może sam lód też ci dam- lekko się zawstydziłam. Chwyciłam chłopaka, a raczej pomogłam mu wstać i razem udaliśmy się do domu.

„Oj, mam nadzieję, że nie będzie zły…”

________________________________________________________
Siemka, siemka! Co tam u Was?
Mam nadzieję, że rozdział się podoba! 

Przypominam, że w zakładce KONTAKT jest mój ask. Możecie tam zadawać pytania dotyczące bohaterów, dalszych przygód i wszystko, co Was nurtuje. 
 Pooozdrawiam. 
P.s. Udostępniajcie bloga! 

3 komentarze:

  1. Haha, świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. AHAHAHAHHA :D Brzuch mn boli od śmiechu xD świetny rozdział :D Podziwiam Cię, bo znajdujesz prawie codziennie czas żeby to dla nas pisać :> dziękuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się wątek z cięciem się ♥
    Hahhahaahh końcówka :D

    OdpowiedzUsuń