- Okej!
Jeśli chcesz przeżyć, zaczynamy trening!-krzyknął z ekscytacją. Klasnął w
dłonie i odsunął się ode mnie.
- I znowu
się zaczęło- mruknęłam pod nosem.
On to
usłyszał i zaśmiał się wychodząc z pokoju.
- Więc,
jeśli chcesz unieruchomić przeciwnika, a masz przy sobie nóż, co będzie
oczywiste, to tnij przy nadgarstkach z wewnętrznej strony. Daj rękę.
Bez namysłu
podałam chłopakowi rękę. Przez większość czasu, odkąd mówił mi o jakiś trikach,
nie słuchałam go, a bardziej skupiałam się na tonie jego nieziemskiego głosu,
który z każdym słowem wydawał się być coraz bardziej głębszy.
- Destiny…-
wybudził mnie z transu zdziwiony głos Justina. Jego źrenice powiększyły się,
gdy chwycił w swoją dłoń mój nadgarstek. Całkowicie zapomniałam o moich
bliznach od cięć.
Dopiero wtedy mi się przypomniało. Natychmiast
wyrwałam rękę i schowałam do kieszeni spodni.
- Destiny-
powiedział poważnie. Jego oczy stały się bardziej ciemne niż zwykle- Daj rękę-
wyciągnął swoją dłoń w kierunku mojej kieszeni spodni.
- Justin…-
wymamrotałam lekko wyjmując kończynę. Nie chciałam tego robić. Zawahałam się.
Chłopak był stanowczy i sam wyjął moją dłoń, ukazując tym samym rany. Zaczął je
uważnie oglądać, a ja błądziłam wzrokiem po wszystkich chmurach widocznych na
niebie, aby tylko nie spotkać jego wzroku, przy którym wymiękałam. Z
zdenerwowania zaczęłam przegryzać dolną wargę.
- Dlaczego?
Kiedy? Jak?- spytał po chwili, puszczając moją dłoń ze swojego uścisku.
- To było
dawno.
- Jak dawno?
Czy byłem wtedy obecny w twoim życiu?
- Nie-
skłamałam.
- Nie kłam.
Widzę, że nie mówisz prawdy- mówił spokojnie i poważnie.
„Ten
cholerny instynkt!”
- Mówisz
prawdę?- spytał, jakby chciał abym sama się przyznała. Ufał mi, ale wolał
usłyszeć to z moich ust.
- Nie-
wyjąkałam łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Znów te karmelowe iskry spotkały się z
moimi.
- Byłem
wtedy…- powiedział jakby do siebie. Czułam, że zaczął się martwić.- Pozwoliłem
żebyś sobie zrobiła krzywdę- odwrócił się do mnie plecami i mówił cicho, jakby
chciał, aby tylko on sam siebie słyszał.
- Justin… to
nie tak- lekko pogładziłam go po plecach.
„No Destiny!
Znowu wszystko psujesz!”
- Nie
powinienem. Kiedy to dokładnie się stało i dlaczego to zrobiłaś?- odwrócił się
do mnie, tak że stałam naprzeciwko jego, a dzieliły nas zaledwie centymetry.
- To było
wtedy, kiedy zostawiłeś mnie w lesie, samą- odpowiedziałam z trudem przełykając
ślinę.
Czułam, że
każde moje następne słowo rani go. Nie mogłam temu zaradzić. Chciałam, aby ten
temat w ogóle nie powstał.
-
Przepraszam- wyszeptał przykładając swoje ciepłe usta do blizn. Lekko musnął je
wargami po czym delikatnie pocałował.- Obiecuję, że nigdy więcej nie będziesz
musiała tak robić. Będziesz przy mnie bezpieczna. Ufasz mi?- uniósł wzrok
prosto w moje oczy.
- Ufam-
wydukałam.- Możemy zacząć już trening?- spytałam z entuzjazmem po chwili ciszy.
- Od kiedy
ty taka chętna?- zaśmiał się opuszczając moją dłoń.
- Samej mnie
to dziwi.
- Okej, więc
na czym skończyliśmy?- wydawało mi się, że koniec już rozmowy o ranach.
Poczułam ulgę.
- Na cię…-
zastanowiłam się, czy nadal kontynuować-… miałeś mi pokazać jak unieruchomić
przeciwnika.
- Aa tak.
Jeśli złapie cię od tyłu, kopnij go w krocze, najmocniej jak będziesz mogła-
poinstruował.
- Pokażesz?
Justin
podszedł do mnie od tyłu i owinął swoją rękę wokół mojej szyi. Ja automatycznie
wzdrygnęłam się, ale przypomniałam sobie jego słowa „kopnij go w krocze” i
wtedy moja noga uderzyła go w czułe miejsce. Chłopak padł na ziemię zwijając
się z bólu.
- O mój
Boże! Justin przepraszam!- krzyknęłam schylając się nad cierpiącym chłopakiem.
„To musiało
boleć”
- Bardzo
boli?- spytałam zatroskana.
„Nie!
Swędzi!”- warknęła moja podświadomość.
Co ja za
głupie pytania zadaję?!
- N…nie…nie-
wyjąkał nadal trzymając się za krocze.
-
Przepraszam cię! Wiesz, że nie chciałam. Ale powiedz dobrze mi poszło- powiedziałam
pewnie ostatnie zdanie, jakbym czekała na oklaski.
- Było…
dobrze- wyrwał jedną rękę z pomiędzy uścisku ud i pokazał kciuka uniesionego w
górę.
- Jest!- skoczyłam
z radości.- Teraz nikt mnie nie pokona! Haaaja!- wykonałam kopnięcie w
powietrzu. Byłam szczęśliwa, że w końcu to ja komuś dokopałam.,
„Czekaj!
Justin zwija się z bólu, a ty się cieszysz! Pomóż mu!”- znów odezwała się moja
wewnętrzna „ja”.
- Chodźmy do
domu. Zrobię ci herbaty z lodem i może sam lód też ci dam- lekko się
zawstydziłam. Chwyciłam chłopaka, a raczej pomogłam mu wstać i razem udaliśmy
się do domu.
„Oj, mam
nadzieję, że nie będzie zły…”
________________________________________________________
Siemka, siemka! Co tam u Was?
Mam nadzieję, że rozdział się podoba!
Przypominam, że w zakładce KONTAKT jest mój ask. Możecie tam zadawać pytania dotyczące bohaterów, dalszych przygód i wszystko, co Was nurtuje.
Pooozdrawiam.
P.s. Udostępniajcie bloga!
Haha, świetny :)
OdpowiedzUsuńAHAHAHAHHA :D Brzuch mn boli od śmiechu xD świetny rozdział :D Podziwiam Cię, bo znajdujesz prawie codziennie czas żeby to dla nas pisać :> dziękuję ;*
OdpowiedzUsuńPodoba mi się wątek z cięciem się ♥
OdpowiedzUsuńHahhahaahh końcówka :D