- Nie wiedziałam, że tak świetnie gotujesz- zajadałam
kolejny kawałek jajecznicy ze szczypiorkiem, którą przygotował Justin.
Po całym pomieszczeniu rozchodził się przyjemny zapach
smażonych jajek.
Siedziałam naprzeciwko chłopaka ciesząc się kolejnym
gryzem posiłku.
- Jeszcze dużo o mnie nie wiesz- uśmiechnął się opierając
się dłońmi o stół.
- Myślę, że kiedyś się dowiem.
- A co się interesuje?- spytał siadając na krześle.
„Jak całujesz? Dziewczyno! Opanuj się!”- krzyczała moja
podświadomość.
- Utrzymujesz kontakt z rodzicami?
Jego mina posmutniała. Zmrużył oczy, jakby nie chciał
odpowiadać na to pytanie albo w ogóle go nie usłyszeć. Zauważyłam, że mu
ciężko. Tylko dlaczego? Nagle przypomniała mi się kobieta ze zdjęć w albumie.
Zapanowała chwila ciszy, ciszy, która mnie wprawiała w
coraz cięższy stan ciekawości.
- Mój tata nie żyje, a mama mieszka z siostrą daleko, daleko
stąd- odpowiedział po chwili na jednym wdechu.
- Nie żyje?
- Nie żyje- potwierdził.- A co z twoją rodziną?- uniósł
wzrok na mnie głęboko wpatrując się w moje oczy.
- Mama nie żyje, a tata mieszka w Westland z macochą-
serce mnie zabolało, gdy mu to powiedziałam.
Z tatą nic nas nie łączyło, oprócz genów. Czułam się
jakbym go nie znała. Był dla mnie obcy. Od liceum i sprawy z moim „odchudzaniem”
nie rozmawialiśmy. Gdy mama zginęła w wypadku on wpadał raz na miesiąc
sprawdzić czy żyję. Przez cały czas radziłam sobie sama bez jego pomocy. W
końcu przestał przyjeżdżać. Brakowało mi tego, że nie miałam się nawet do kogo
przytulić. Byłam sama jak palec. Jedynie Sara mnie wspierała. Josh, bo tak ma
na imię mój tata, pracuje w firmie ochroniarskiej i szczerze to ma mnie gdzieś.
Odkąd skończyłam osiemnaście lat, nie było żadnego telefonu. Na moje urodziny
nawet nie zadzwonił z głupimi życzeniami. Święta spędzałam z Sarą, a moja
rodzina całkowicie się ode mnie odsunęła.
- Przykro mi- powiedział przytłoczony przybliżając się do
mnie.
- Niepotrzebnie. Mój ojciec to dupek.
- Nie możesz tak mówić.
- Ale to prawda. Nie obchodzę go. Gdybym zginęła, on
nawet nic by nie zrobił. A może by się cieszył- zaczęłam się załamywać.
Straciłam jakikolwiek apetyt.
- Ale chociaż go masz.
- Serio? Jakoś tego nie zauważyłam. Czy widzisz go
gdziekolwiek- rozglądnęłam się po całym pokoju- bo ja nie.
- To że go tu nie ma, to nie znaczy, że nie ma go w
ogóle- zesmutniałam. Było mi przykro, ale Justin miał rację.- Ej, Dest, nie
płacz.
Z moich oczu poleciały pojedyncze łzy.
- Ja po…po prostu czuję taką pustkę- wyjąkałam mrużąc
oczy, gdy kolejne słone krople przeleciały mi po policzkach.
- Chodź tu- szepnął.
Przytulił się do mnie. Znów czułam bijące od niego
ciepło, które mnie grzało. Jego ramiona wydawały się najlepszym środkiem
bezpieczeństwa. Wiedziałam, że w nich nic mi się nie stanie. Utuliłam głowę w
jego klatkę i płakałam. Czułam, że zrobi mi się lepiej.
- No już, mała- potarł swoimi dłońmi moje plecy. Nawet
nie zauważyłam, że powiedział do mnie „mała”. Nie zważałam teraz na to.
- Boję się, że mnie zostawisz- wyjąkałam mocniej
obejmując go w pasie.
- Nie musisz się bać. Nie zostawię cię, obiecuję- jego
słowa znów mnie upewniły, że mogę czuć się bezpiecznie i że jest moim oparciem.
*************************Perspektywa
Justina***************
Płacząca Destiny w moich ramionach. Jak się wtedy czułem?
Czułem się jak bohater, który uratował księżniczkę z rąk złej wiedźmy. Ona była
taka wrażliwa. Nie mogłem znieść widoku jej oczu, z których lały się łzy. Była
taka bezbronna. Wiedziałem jednak, że za tą kruchą skorupą kryje się twarda
dziewczyna, gotowa zabić nawet największą szuję. Była stworzona do roli
zabójcy. Przekonałem się o tym już wiele razy, gdy ratowała mi mój zadek. Nigdy
nie zapomnę, gdy dzięki niej przeżyłem. Ona stała się dla mnie prawdziwą
przyjaciółką i czułem, że powoli coś więcej się między nami zaczęło dziać.
Bałem się tylko o to, że mogę złamać jej serce.
W tamtym momencie nie liczyło się nic. Czułem, że muszę
to zrobić, że chcę. Uniosłem delikatnie jej podbródek, aby ujrzeć te piękne,
ciemne oczy. Wyglądały niczym dwa małe, czekoladowe cukierki. Byłem w nią
zapatrzony jak w obrazek. Stała się moim ideałem.
- Destiny, mam wielką ochotę cię pocałować.
Jej iskierki się powiększyły, ale na jej twarzy zagościł
wielki uśmiech.
Zbliżyłem nasze usta i po chwili połączyły się w
pocałunku, który stał się najlepszym w moim życiu. Zamknąłem oczy, aby cieszyć się tą chwilą. Nasze wargi idealnie do
siebie pasowały, niczym puzzle w układance. Po prostu czułem, że to jest to
coś, czego pragnę smakować codziennie. Ponętne i pełne usta Dest coraz bardziej
zdawały się słodkie, gdy odrywałem się od nich i znów smakowałem. Nasze języki
toczyły ze sobą trening, taki jaki ja toczyłem z ciemnooką dziś przez cały
dzień. Chwyciłem jej twarz w swoje dłonie, jakby była najdroższym skarbem na świecie. Niektórzy mogliby pomyśleć, że wykorzystałem jej słabą chwilę, ale ja
tak tego nie odbierałem. Po prostu przy niej byłem innym człowiekiem. W wielu
miastach uznawali mnie za grozę i omijali szerokim łukiem, a gdy ona jest obok
mnie coś się zmienia. Nie mam potrzeby pokazania, kto tu rządzi i sama jej
obecność uspokaja mnie i wiem, że jest bezpieczna.
„Kurwa! Co się ze mną dzieje?!”
_______________________________________________
Yeeeaaaah 60!!!
Czy Wy też na to czekaliście?!
Aww! <3
Następny w piątek!
Proszę o komentarze i udostępnianie tego bloga. Chcę aby jak najwięcej ludzi go czytało!