- Nic się nie stało- odpowiedział łagodnie Justin, choć
ja wiedziałam, że trochę go uraziłam.
- To zaczynamy? Pokażesz mi ten ruch!- zmieniłam temat.
Im szybciej mieliśmy zacząć, tym szybciej mieliśmy
skończyć.
- Jasne!- krzyknął z entuzjazmem. Widać było, że mu
zależy.- To ty bądź… sobą, a ja nadal będę złym, wściekłym biznesmenem z
ogromnym brzuchem, który chce cię zaatakować- stanął w lekkim rozkroku i
pochylił się do przodu wyciągając ręce w moją stronę.
- Atakuj mnie!- krzyczał.
Nie wiedziałam, co mam zrobić. Ruszył w moją stronę i
objął swoimi długimi, umięśnionymi rękoma, mocno ściskając. Spowodował, że
straciłam oddech. Próbowałam się wyrwa, machając nogami. Chciałam uderzyć go
nimi w czuły punkt, gdy on jeszcze bardziej zacieśnił uścisk. Gdyby zamiast
Justina był zezłoszczony gość – zginęłabym, udusiłby mnie.
Z jednej strony czułam się bardzo dobrze w ramionach
brązowookiego. Mogłabym się do tego przyzwyczaić. Takie uściski mimo siły
ścisku były nawet miłe.
- Broń się!- krzyknął, widząc jak „świetnie” sobie radzę.
- Jesteś za silny!
- Wiesz, co masz zrobić?- spytał puszczając mnie.
Moje nogi znów dotykały ziemi, a ja zaczęłam łapać
powietrze.
- Ani trochę- przyznałam, gdy się już trochę opanowałam.
- Pierwsze: Nie możesz dać się złapać. Drugie: Jeśli ten
gość złapie cię tak samo jak ja, to spróbuj go nawet ugryźć, a jak nie to chwyć
dłońmi za jego szyję mocno ściskając prawą stronę, tam gdzie jest żyła główna. Pamiętaj
tylko mocno. Wtedy odetniesz dopływ krwi- tłumaczył wszystko, jakby miał to
wykute w pamięci- Jeśli oderwiesz się od niego, wtedy wyjmiesz broń i po prostu
strzelisz mu kulkę prosto w łeb.
„Strzelisz mu kulkę prosto w łeb?!”
- Mam go zabić?!- krzyknęłam przerażona.
Nie mogłabym znów tego zrobić. Tamte dwa przypadki były
wyjątkowe, ale ten też mógł być.
- No tak- dla niego to była oczywista odpowiedź.
- Ale ja… ja- jąkałam sama nie wiedząc, co mam
powiedzieć.
- Spokojnie do strzelenia też dojdziemy. Jutro jedziemy
do strzelnicy mojego kumpla. Poćwiczysz.
- O mój Boże- westchnęłam na samą myśl o pracy, jaka mnie
czeka.
- Tu ci Bóg nie pomoże-
poklepał mnie po plecach.
Do końca dnia Justin pokazywał mi różne chwyty, które
wręcz wydawały się nie do wykonania, przynajmniej dla mnie. Zachowywał spokojną
twarz, gdy coś mi się nie udawało, ale ja wiedziałam, że w środku wybucha ze
złości. Był cierpliwy, od dziwo. Naprawdę się starałam jak tylko mogłam, ale to
już nie moja wina, że Bóg nie obdarował mnie talentem sportowym. Moim jedyną umiejętnością
było wpadanie w tarapaty.
Leżałam padnięta na kanapie. Jedyną moją zachcianką w
tamtej chwili był prysznic, długi i zimny, a potem spanie. Justin mnie
wykończył swoim treningiem.
- Zmęczona?- spytał lekko roześmiany niosąc w szklankach
sok pomarańczowy z lodem.
- Jak cholera!
- Ohh- zaśmiał się- proszę- podał mi napój.
Wróciłam do pozycji siedzącej i od razu pochłonęłam całą
zawartość kubka.
- Wiesz, że to dopiero początek- spoważniał.
- Liczę się z tym. Justin, nie wiem czy dam radę-
spojrzałam głęboko w jego brązowe oczy, które teraz pojaśniały przez oświetlenie
pokoju.
- Nawet tak nie mów. Dasz radę. Wierzę w ciebie- objął
mnie jedną ręką.
Poczułam, że mam w nim wsparcie. Przytuliłam się do
niego, przykładając głowę do jego klatki piersiowej. Usłyszałam bicie serce.
Wolny rytm, który koił moje zmysły. Wtedy czułam, jakby biło dla mnie.
- Jutro już będzie lepiej- pogłaskał dłonią moje włosy.-
Głodna?- spojrzał na mnie z uśmiechem. Wiedziałam, że chce odgonić ode mnie złe
myśli, ale one nadal siedziały w mojej głowie. Martwiłam się, że nie dam rady.
Może i powinnam zagrać w komedii, ale nie w dramacie lub kryminale, jakim było
moje życie. Ja w nim miałam główną rolę, a wszystkie niebezpieczeństwa stawały
się już pierwszoplanowym scenariuszem. W tym wszystkim brakowało tylko
reżysera, który jakimś cudem by mnie uratował od zepsucia czegokolwiek.
- Bardzo- uśmiechnęłam się.
Oderwałam się od jego klatki.
- To co? Jajecznica?- wstał z kanapy i klasnął w dłonie.
- Okej.
___________________________________________________________
Tak, wiem. Rozdział miał być jutro, ale jakoś dzisiaj naszła mnie ochota, aby napisać kolejny i TARAMATAMA jest!
Jutro 60!!!!!
Co myślicie o założeniu blogu o zdrowym odżywianiu i odchudzaniu?
Super rozdział <3 już nie mg doczekać się 60! xD a co do tego bloga, to możesz założyć, ja chętnie poczytam, może dowiem się czegoś ciekawego ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nn <3