Music

piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 46. "Jedziemy do Los Angeles"

Obudziłam się z bólem ręki. Nie wiedziałam, co się stało ostatniej nocy. Próbowałam sobie coś przypomnieć. Moja głowa spoczywała na skórzanym siedzeniu w samochodzie, jednak nie był on Justina. Zapach, który się unosił, nie przypomniał zapachu auta chłopaka. Jednak za kierownicą siedział ten brązowooki, z którym się często kłóciłam. Ten, który sprawiał mi przykrość i ten, który był zabójczo przystojny. Uniosłam się na dłoni do pozycji siedzącej. Ręcznie szyty koc, którym owinięte były moje nogi, znalazł się pod siedzeniami. Otarłam oczy ręką i spojrzałam na chłopaka.
- O wstała śpiąca królewna- przywitał mnie radośnie, aż go nie poznawałam.
- Gdzie jestem? Dokąd jedziemy?- pytałam jeszcze zaspana spoglądając przez okno.
Byliśmy na autostradzie, przynajmniej to wynikało z wielkiego ruchu na drodze. Był dzień, a raczej południe, gdyż słońce znajdowało się wysoko na niebie. Kierowało się ku zachodowi.
- Jedziemy do Los Angeles- odpowiedział uśmiechnięty patrząc w lusterko, gdzie odbijała się moja osoba.
- Ale po co?
- Zobaczysz- odpowiedział krótko.
„Zawsze tylko zobaczysz, zobaczysz. Ja chcę wiedzieć, a nie zobaczysz”. Zmarszczyłam brwi z niezadowolenia, bo jego odpowiedz któryś raz się już powtarzała. On zauważył moją minę i szybko rzucił:
- Tam jest mój drugi dom, którego nikt nie zna. Mamy misję.
„Jaką znowu misję?! Ja się czuję, jakby mnie ktoś potrącił, a ty mamy misję!”
- Jaką?- spytałam ze zmrużonymi oczami. Chciałam odpocząć, a nie znów coś zaczynać.
- Zobaczysz- zaśmiał się.
Jego odpowiedź bardzo mnie zdenerwowała.
- Ty zaraz zobaczysz moją pięść- zagroziłam. Nie widziałam w tej sytuacji nic zabawnego, a on wybuchł śmiechem.
- Przecież ją widzę- lekko zsunął okulary ze swojego nosa i uniósł głowę do góry, aby spojrzeć mi na ręce, które momentalnie przykryłam kocem.
Miał dobry humor, w przeciwieństwie do mnie. Najchętniej znalazłabym się w miękkim łóżku u siebie w domku z kochanym kryminałem w dłoni i zaczytywałabym się w nowe przygody pechowej Lori. Ona sama była bardzo podobna do mnie. Zawsze coś się musiało zepsuć, gdy było dobrze. A kto na tym najbardziej cierpiał? Oczywiście ona. Tak jest ze mną, jeśli zauważyłeś.
Przejechałam dłonią po włosach odgarniając je do tyłu. Spojrzałam za okno. Mijaliśmy znak z napisami miast, w tym Los Angeles. Zawsze marzyłam, żeby tam pojechać. Chciałam zwiedzić dzielnicę El Pueblo i przejechać się na rolkach po deptaku, poleżeć na plaży i spokojnie pooddychać świeżą bryzą z oceanu.
Justin skręcił w jedną z rozdwajających się dróg i po chwili znów byliśmy na prostej drodze.
- Daleko jeszcze?- spytałam lekko znudzona. Złapałam się za brzuch, gdy poczułam, jak domaga się jedzenia.
- Widzę, że ktoś tu jest głodny. Do LA zostało nam jeszcze około cztery-pięć godzin- odpowiedział spoglądając na mnie.
Zaczerwieniłam się, gdy mój żołądek nie przestawał dawać znaków o sobie. Chłopak się zaśmiał, a ja znów położyłam głowę na poduszce kuląc nogi.
Zaczęłam sobie wszystko przypominać.
- Justin- odezwałam się nieśmiało jeżdżąc palcem po skórzanym siedzeniu w te i z powrotem.
- Tak?
- Co się stało, że przeżyłam? Uratowałeś mnie?- mój wzrok powędrował na jego osobę. Niestety widziałam tylko jego plecy i kawałek twarzy.
- Można tak powiedzieć. Po prostu dostała tym, czym w ciebie celowała- odpowiedział głęboko wzdychając. Pewnie nie chciał, abym wiedziała więcej, jednak ja musiałam poznać prawdę.
- Ale pamiętam, że ja też dostałam- zaczęłam się zastanawiać, tak naprawdę czy sama w to wierzę.
Oglądałam siebie dokładnie, lecz nic specjalnego nie znalazłam, oprócz tego, że wcześniej zranione ramię strasznie mnie bolało.
- To samo miejsce- zauważył ściszając ton, że omal go nie usłyszałam.
Przejechałam opuszkami palców po bandażu i wiedziałam, że rana została naruszona. Przełknęłam ślinę. Moje myśli krążyły wokół ostatniej nocy. Powoli wszystko do mnie wracało.
- Raymund nie żyje- usłyszałam głos brązowookiego.
„Raymund nie zyje?! Jak to?! Przecież on…on żył. Jak długo spałam?!”
Moje usta utworzyły się literkę „o”. W środku skakałam ze szczęścia, ale i nie wiedziałam, jak on zginął.
- Zabiłeś go?- spytałam po chwili, próbując opanować się ze szczęścia.
- Nie ja. Evan- uśmiechnął się lekko poprawiając ręką swoje już nieidealnie ułożone włosy.
- Ale jak?
- Zastrzelił go. Raymund ostatniej nocy też tam był. Stał za tobą. Resztę opowiem ci przy posiłku- odpowiedział.
Jego dłonie pokierowały kierownicę w prawo, a my skręciliśmy do małej przydrożnej knajpki z wielkim szyldem  „Micki’s Bar”. Budynek na zewnątrz był w kolorze wyblakłej zieleni. Farba odpadała od niektórych części na ścianach. Justin zaparkował auto na parkingu. Stały tam może trzy, cztery samochody zgłodniałych w podróży. Oparłam się ciężko o siedzenie. W aucie było ciepło, że nie miałam ochoty się ruszać. Chłopak wyszedł z auta i otworzył mi drzwi, pokazując teatralnie ręką abym wysiadła. Zebrałam się i po chwili stałam koło niego, gdy karmelooki wyciągał coś z bagażnika. Zaglądnęłam mu przez ramię i zobaczyłam kilka wieszaków z ubraniami oraz trzy wielkie torby.
- Przebierz się- wręczył mi jedną z toreb. Nie powiem, była dość ciężka. Miałam nadzieję, że może jest to kilka ubrań z szafy Louise. Ona miała styl.
Przycisnęłam bagaż do brzucha łapiąc go od dołu i udałam się w stronę szklanych drzwi z napisem „OTWARTE”. Próbowałam stopą otworzyć je, lecz bez skutku. Spojrzałam na Justa z uniesioną brwią czekając na niego. Zaśmiał się i podszedł otwierając drzwi.
- Dziękuję- odpowiedziałam z ironią.

- Proszę- uśmiechnął się wchodząc zaraz za mną. 
_______________________________________________________
Hejka, hejka.  
Pod ostatnim rozdziałem są zaledwie trzy komentarze. Czy przestaliście lubić mojego bloga? T.T
Widzę pod postami dużo wejść, a mało opinii. 
Proszę Was o komentarze, bo mi smutno, jak nie czytam, tego co myślicie o moim blogu. 
Pozdrawiam. 
P.S. 
Ciekawi jesteście jaka to misja, którą Justin znowu ma?

5 komentarzy:

  1. Taa jestem ciekawa i to jak! Więc plis dodaj szybko kolejny rozdział już nie mogę się doczekać! Kocham cb i twój blog moja BFF

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog <3 Ty jesteś świetna ! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział fajny...Tylko rposzę nie pisz tak z tym białym bo źle widać dzięki
    czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie wiem, co sie stalo. Meczylam sie 10 min aby to naprawic. I nic. No ale trudno. Miejmy nadzieję, że przy następnym tak nie będzie.

      Usuń