Stałam przed zaparowanym lustrem susząc włosy zielonym
ręcznikiem z geometrycznymi wzorkami. Koszula, którą miałam na sobie, należała
do Justina. Była za duża, granatowa z krótkim rękawkiem, który u mnie sięgał do
łokci. Zwisała tak, że wyglądała jak sukienka lub tunika. Moje już trochę suche
włosy spoczęły na barkach. Byłam zmęczona. Powieki same się już zamykały.
Spojrzałam na moją zranioną rękę. Bandaż, który miałam trzymał się mocno. Mój
wzrok przykuły lekko widoczne blizny na nadgarstku. Mimo, że nie były już takie
wyróżniające się, wolałam żeby nie było ich w ogóle widać. Westchnęłam.
Spojrzałam ostatni raz w moje odbicie i wyszłam z łazienki.
Udałam się do sypialni gołą stopą delikatnie kładąc je na
drewnianej podłodze. Stanęłam w progu pokoju. Justin leżał na łóżku rozłożony
po jednej stronie. Na stoliku stała świecąca się lampka nocna, która
rozświetlała całe pomieszczenie.
- Moja koszula ci pasuje- uśmiechnął się, gdy jego wzrok
spoczął na mnie.
Poczułam jak mój policzek staje się gorący i czerwony.
Założyłam kosmyk włosów za ucho i podeszłam z drugiej strony materaca, powoli
wsuwając swoją osobę pod miękką, jedwabną pościel. Odwróciłam się plecami do
chłopaka.
- Tylko uważaj z łapami- ostrzegłam owijając się kołdrą.
- Okej, okej.
- Dobranoc- szepnęłam zamykając swoje powieki.
- Czekaj- przerwał.
Odwróciłam się do niego twarzą. Spojrzałam pytająco.
- Musimy porozmawiać. Chyba chcesz wiedzieć, dlaczego
jesteśmy tu- powiedział poważnie, kładąc nacisk na każde wypowiedziane słowo.
- No chcę, ale teraz? Jest późno- mruknęłam z
niezadowoleniem.
- Tak, teraz.
- Okej, więc czemu tu jesteśmy?- uniosłam głowę wyżej na
poduszce.
On zsunął się ze swojego miejsca i stanął przed łóżkiem
mijając oczami moją osobę.
- Musisz mi pomóc.
- Jak?
- Nie wiesz o mnie wszystkiego- krążył po pokoju, tak
jakby zaraz miał mi powiedzieć, coś co miałoby mnie zabić.
- To mi powiedz.
- Raymund nie jest naszym jedynym problemem. Jest jeszcze
mój drugi szef Worston- odpowiedział nagle zatrzymując się.
„Worston?! Kto to do cholery?!”
- Kto to?
- Worston jest dilerem narkotyków, a raczej głową
wszystkich dilerów. To od niego wychodzi cały towar- wytłumaczył trzymając ton
srogi i poważny.
- Tylko mi nie mów, że ty…- mój głos zaczął się
załamywać.
Nie mogłam przyjąć do wiadomości, że Justin mógłby być
dilerem narkotyków, że sprzedawałby ten cały szajs. Przed moimi oczyma minął
obraz mojej koleżanki Tiny, która w młodym wieku, jeszcze w liceum zażywała to świństwo.
Dziś mogę ją odwiedzać… na cmentarzu.
- Tak Destiny. Jestem dilerem.
„A więc stąd to wszystko. Wiedziałam, że zwykłego
nastolatka nie stać na domy i samochody.”
Zadał mi cios. Znów we mnie coś pękło. Myślałam, że
będzie chociaż trochę spokoju od tego całego świata kryminalnego, ale my
zamiast cofać się, coraz bardziej się w niego zagłębialiśmy.
- Przepraszam- wyjąkał przecierając czoło dłonią.
- Za co ty mnie przepraszasz?!- uniosłam ton.- I w czym
ja ci mam pomóc?! Co mam może sprzedawać to gówno?!
- Destiny!- krzyknął podchodząc do łóżka.- To nie jest
tak, jak ty myślisz.
- To jak jest?- uspokoiłam się, widząc na jego twarzy
smutek i ból.
- Worston ma moją siostrę i może ją zabić w każdej
chwili, jeśli nie dostarczę mu skradzionego towaru.
- To ty masz siostrę?!
- Tak, mam siostrę, która jest jeszcze małą dziewczynką.
Jest to córka mojego taty i macochy. Kocham ją, dlatego proszę ciebie o pomoc-
jego słowa zadawały się być takie prawdziwe.
„A więc, tu chodzi o siostrę. Muszę mu pomóc, ale jak?
Jak?”
- Więc, jak ci mam pomóc?- spytałam po chwili, gdy
wszystko do mnie docierało.
- Destiny, nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczny-
klęknął tuż przy moich stopach.
- Jak mam ci pomóc?- spytałam zaciskając zęby.
- Tu chodzi, o to że Worston’owi skradziono towar, który
przejęły osoby z wyższych sfer, czyli biznesmeni.
- Skąd mam wiedzieć, którzy to?- spytałam unosząc brwi.
- Ja wiem i to powinno wystarczyć. Więc dokończę.
Zazwyczaj wszyscy spotykają się na jakiś nudnych spotkaniach, gdzie wymieniają
się dostawami. Twoim zadaniem będzie zabranie tych narkotyków.
- Myślisz, że jak podejdę i powiem „Hej, masz narkotyki.
A możesz mi je oddać?” to będzie dobrze?- zmarszczyłam czoło.
- Przecież tak nie zrobisz. Wystarczy, że zabajerujesz
takiego jednego, udasz się z nim do hotelu i tam wsypiesz do kieliszka pewien
proszek- wytłumaczył intensywnie patrząc mi się w oczy.
„Proszek, hmm. Może sama powinnam taki wziąć?”
Jego dłoń błądziła po mojej stopie, a ja się co chwila
czerwieniłam.
- A jak będzie chciał coś więcej?
- Nic więcej nie będzie. Jak znam życie zaproponuje ci w
hotelu jeszcze jeden drink i wtedy to wsypiesz, a on pójdzie smacznie spać,
zanim coś mu wpadnie do głowy- powiedział spokojnie.
- Czy oni byliby na tyle głupi, że trzymaliby towar w
hotelu?
- Jak widać, tak. Zazwyczaj chowają go pod łóżkiem, w
szufladach, albo w lodówce. Zależy jaki hotel i gość. Więc jak, zgadzasz się?-
spytał z nadzieją wymalowaną na tej pięknej twarzy.
Nie chciałam powiedzieć „nie”, bo Worston miał jego
siostrę, ale bałam się powiedzieć „tak”.
- Muszę się zastanowić- rzekłam zabierając stopę z pod jego
dłoni chowając ją w pościeli.
- Błagam cię.
Zacisnęłam oczy, zebrałam powietrze i wtedy się
zgodziłam.
- Boże! Nawet nie wiesz, jaki jestem ci wdzięczny- chciał
mnie uściskać, ale ja zatrzymałam go dłonią dotykając jego klaty przez
koszulkę.
- Czekaj, czekaj. Chcę jutro na zakupy. Muszę się ładnie
ubierać, jeśli ma to zadziałać, prawda?- uśmiechnęłam się w głębi duszy, że ja
też miałam z tego jakiś pożytek.
Zaskoczenie?
Super! Tylko tyle mogę powiedzieć
OdpowiedzUsuńZajebiste czekam na następny !!!
OdpowiedzUsuńKiedy oni beda miec spokoj ? Oj biedni ;((zajebisty rozdzial czeeeekam na kolejny /ola
OdpowiedzUsuń