Music

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rodział 51. "Musisz mi pomóc"

Stałam przed zaparowanym lustrem susząc włosy zielonym ręcznikiem z geometrycznymi wzorkami. Koszula, którą miałam na sobie, należała do Justina. Była za duża, granatowa z krótkim rękawkiem, który u mnie sięgał do łokci. Zwisała tak, że wyglądała jak sukienka lub tunika. Moje już trochę suche włosy spoczęły na barkach. Byłam zmęczona. Powieki same się już zamykały. Spojrzałam na moją zranioną rękę. Bandaż, który miałam trzymał się mocno. Mój wzrok przykuły lekko widoczne blizny na nadgarstku. Mimo, że nie były już takie wyróżniające się, wolałam żeby nie było ich w ogóle widać. Westchnęłam. Spojrzałam ostatni raz w moje odbicie i wyszłam z łazienki.
Udałam się do sypialni gołą stopą delikatnie kładąc je na drewnianej podłodze. Stanęłam w progu pokoju. Justin leżał na łóżku rozłożony po jednej stronie. Na stoliku stała świecąca się lampka nocna, która rozświetlała całe pomieszczenie.
- Moja koszula ci pasuje- uśmiechnął się, gdy jego wzrok spoczął na mnie.
Poczułam jak mój policzek staje się gorący i czerwony. Założyłam kosmyk włosów za ucho i podeszłam z drugiej strony materaca, powoli wsuwając swoją osobę pod miękką, jedwabną pościel. Odwróciłam się plecami do chłopaka.
- Tylko uważaj z łapami- ostrzegłam owijając się kołdrą.
- Okej, okej.
- Dobranoc- szepnęłam zamykając swoje powieki.
- Czekaj- przerwał.
Odwróciłam się do niego twarzą. Spojrzałam pytająco.
- Musimy porozmawiać. Chyba chcesz wiedzieć, dlaczego jesteśmy tu- powiedział poważnie, kładąc nacisk na każde wypowiedziane słowo.
- No chcę, ale teraz? Jest późno- mruknęłam z niezadowoleniem.
- Tak, teraz.
- Okej, więc czemu tu jesteśmy?- uniosłam głowę wyżej na poduszce.
On zsunął się ze swojego miejsca i stanął przed łóżkiem mijając oczami moją osobę.
- Musisz mi pomóc.
- Jak?
- Nie wiesz o mnie wszystkiego- krążył po pokoju, tak jakby zaraz miał mi powiedzieć, coś co miałoby mnie zabić.
- To mi powiedz.
- Raymund nie jest naszym jedynym problemem. Jest jeszcze mój drugi szef Worston- odpowiedział nagle zatrzymując się.
„Worston?! Kto to do cholery?!”
- Kto to?
- Worston jest dilerem narkotyków, a raczej głową wszystkich dilerów. To od niego wychodzi cały towar- wytłumaczył trzymając ton srogi i poważny.
- Tylko mi nie mów, że ty…- mój głos zaczął się załamywać.
Nie mogłam przyjąć do wiadomości, że Justin mógłby być dilerem narkotyków, że sprzedawałby ten cały szajs. Przed moimi oczyma minął obraz mojej koleżanki Tiny, która w młodym wieku, jeszcze w liceum zażywała to świństwo. Dziś mogę ją odwiedzać… na cmentarzu.
- Tak Destiny. Jestem dilerem.
„A więc stąd to wszystko. Wiedziałam, że zwykłego nastolatka nie stać na domy i samochody.”
Zadał mi cios. Znów we mnie coś pękło. Myślałam, że będzie chociaż trochę spokoju od tego całego świata kryminalnego, ale my zamiast cofać się, coraz bardziej się w niego zagłębialiśmy.
- Przepraszam- wyjąkał przecierając czoło dłonią.
- Za co ty mnie przepraszasz?!- uniosłam ton.- I w czym ja ci mam pomóc?! Co mam może sprzedawać to gówno?!
- Destiny!- krzyknął podchodząc do łóżka.- To nie jest tak, jak ty myślisz.
- To jak jest?- uspokoiłam się, widząc na jego twarzy smutek i ból.
- Worston ma moją siostrę i może ją zabić w każdej chwili, jeśli nie dostarczę mu skradzionego towaru.
- To ty masz siostrę?!
- Tak, mam siostrę, która jest jeszcze małą dziewczynką. Jest to córka mojego taty i macochy. Kocham ją, dlatego proszę ciebie o pomoc- jego słowa zadawały się być takie prawdziwe.
„A więc, tu chodzi o siostrę. Muszę mu pomóc, ale jak? Jak?”
- Więc, jak ci mam pomóc?- spytałam po chwili, gdy wszystko do mnie docierało.
- Destiny, nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczny- klęknął tuż przy moich stopach.
- Jak mam ci pomóc?- spytałam zaciskając zęby.
- Tu chodzi, o to że Worston’owi skradziono towar, który przejęły osoby z wyższych sfer, czyli biznesmeni.
- Skąd mam wiedzieć, którzy to?- spytałam unosząc brwi.
- Ja wiem i to powinno wystarczyć. Więc dokończę. Zazwyczaj wszyscy spotykają się na jakiś nudnych spotkaniach, gdzie wymieniają się dostawami. Twoim zadaniem będzie zabranie tych narkotyków.
- Myślisz, że jak podejdę i powiem „Hej, masz narkotyki. A możesz mi je oddać?” to będzie dobrze?- zmarszczyłam czoło.
- Przecież tak nie zrobisz. Wystarczy, że zabajerujesz takiego jednego, udasz się z nim do hotelu i tam wsypiesz do kieliszka pewien proszek- wytłumaczył intensywnie patrząc mi się w oczy.
„Proszek, hmm. Może sama powinnam taki wziąć?”
Jego dłoń błądziła po mojej stopie, a ja się co chwila czerwieniłam.
- A jak będzie chciał coś więcej?
- Nic więcej nie będzie. Jak znam życie zaproponuje ci w hotelu jeszcze jeden drink i wtedy to wsypiesz, a on pójdzie smacznie spać, zanim coś mu wpadnie do głowy- powiedział spokojnie.
- Czy oni byliby na tyle głupi, że trzymaliby towar w hotelu?
- Jak widać, tak. Zazwyczaj chowają go pod łóżkiem, w szufladach, albo w lodówce. Zależy jaki hotel i gość. Więc jak, zgadzasz się?- spytał z nadzieją wymalowaną na tej pięknej twarzy.
Nie chciałam powiedzieć „nie”, bo Worston miał jego siostrę, ale bałam się powiedzieć „tak”.
- Muszę się zastanowić- rzekłam zabierając stopę z pod jego dłoni chowając ją w pościeli.
- Błagam cię.
Zacisnęłam oczy, zebrałam powietrze i wtedy się zgodziłam.
- Boże! Nawet nie wiesz, jaki jestem ci wdzięczny- chciał mnie uściskać, ale ja zatrzymałam go dłonią dotykając jego klaty przez koszulkę.

- Czekaj, czekaj. Chcę jutro na zakupy. Muszę się ładnie ubierać, jeśli ma to zadziałać, prawda?- uśmiechnęłam się w głębi duszy, że ja też miałam z tego jakiś pożytek.
____________________________________
Zaskoczenie? 

3 komentarze:

  1. Super! Tylko tyle mogę powiedzieć

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebiste czekam na następny !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy oni beda miec spokoj ? Oj biedni ;((zajebisty rozdzial czeeeekam na kolejny /ola

    OdpowiedzUsuń