Evan stał nad zranionym Raymund’em.
Teraz to my mieliśmy całkowitą władzę i mogliśmy decydować o jego życiu. Przyjaciel
postanowił - przywódca gangu miał zginąć. Wymierzył bronią w łysego i
przytrzymał palec na spuście.
- Nie, nie. Błagam- prosił o życie
Raymund. To było żałosne. Teraz to on miał strach w oczach.
- Zamknij się. Teraz zapłacisz nam za
wszystko!- krzyknął Evan.
I po chwili po całej okolicy rozniósł
się dźwięk strzału, a martwy Ray padł na ziemię. Ulżyło mi i na pewno nie tylko
mnie. Przyjaciel mimo swej poważnej miny wyrażał spokój. W końcu nie musieliśmy
się już przejmować tym zabójcą. Mogliśmy żyć spokojnie, przynajmniej dopóki
jego ludzie nas nie znajdą.
- I po sprawie- westchnął zielonooki
podchodząc do mnie i Dest. – I jak z nią? Żyje?- również klęknął.
- Żyje, ale jest zraniona-
odpowiedziałem wskazując głową na krwawiący bandaż.
- Weź ją do domu- powiedział całkiem
poważnie wstając.
Wziąłem Destiny na ręce. Jej jedna
dłoń ułożyła się na moim ramieniu, a druga zwisała bezwładnie. Znów ją
trzymałem w moich objęciach. Powiem szczerze, że zaczęło mi się to podobać. Te
czekoladowe oczy powoli się otwierały. Uśmiechnęła się lekko.
- Dziękuję- wyszeptała półprzytomna.
- Nie ma za co- odpowiedziałem
kierując się w stronę domu.
Wszedłem ostrożnie po schodach, aby
nie trząść spoczywającą w moich rękach dziewczyną. Gdy otworzyłem drzwi,
dotarło do mnie, co musiała przeżyć Destiny.
Wszystko było poprzewracane do góry
nogami. Na ścianach widniały ślady odciśniętych dłoń, a w kuchni szuflady były
pootwierane. Evan’a również zaskoczyła cała sytuacja. Oglądał się po pokojach
zatrzymując się w łazience. Trzymając cały czas dziewczynę wszedłem do tego
pomieszczenia. Tu było jeszcze gorzej. Ślady krwi, porozwalane dekoracje, jakby
przeszło tornado.
„Silna dziewczyna. Oj Dest, dlaczego
ty zawsze wpakujesz się w jakieś tarapaty”. W głębi duszy lekko się zaśmiałem.
Jednak szybko przestałem, gdy spojrzałem na jej twarz. Teraz idealnie było
widać liczne, ale niegłębokie rany spowodowane bójką.
- Połóż ją tu!- usłyszałem głos
przyjaciela z salonu, a po chwili trzask szkła.
Podążyłem do pokoju. Tak jak myślałem.
Zielonooki zwalił wszystkie ozdóbki z ławy naprzeciwko kanapy, a wazon stał się
jedną wielką kupą kolorowego szkła. Opatrzyłem jej ranę. Nie wyglądało to za
dobrze, ale na szczęście miałem doświadczenie z medycyną. Nałożyłem kilka
plastrów na ranki na twarzy. One powinny się szybko zagoić. Owinąłem skaleczone
ramię nowym bandażem. Ona była naprawdę silna.
- Zadzwonię do kolegi. On się nimi
zajmie- odpowiedział jakby nigdy nic.- Nie możecie tu zostać dłużej. Musisz się
nią zająć. Dam Wam moje auto. Spokojnie, nikt z gangu nigdy nie widział go na
oczy- kiwnął głową, abym poszedł za nim. Zostawiłem Dest odpoczywającą na
kanapie, ale przedtem przykryłem ją ręcznie szytym kocem.
Udałem się z przyjacielem przez białe,
drewniane drzwi. Mężczyzna wpisał jakiś kod na elektronicznym zamku i
dotarliśmy do garażu. Moim oczom ukazał się cudny wóz- Audi R8*. Ten
połyskujący, czarny lakier, wyczyszczone światła i obłożone wnętrze wysokiej jakości
skórą. Miałem ochotę usłyszeć dźwięk jego silnika.
- Jesteś pewien?- spojrzałem pytająco
na przyjaciela.
- Jestem. Dla mnie jest bezużyteczny,
a wam będzie potrzebny- odpowiedział.
Przejechał dłonią po masce samochodu,
jakby się z nim żegnał.
- Dzięki, Evan- uścisnąłem go.
Nie mogłem uwierzyć, że miałem wejść w
posiadanie takiego cuda. Natychmiast pobiegłem po dziewczynę. Wziąłem ją na
ręce i zaniosłem do garażu kładąc ją na tylnych siedzeniach samochodu. Potem
udałem się do naszej dawnej sypialni i spakowałem wszystkie rzeczy do toreb,
które zaniosłem do bagażnika.
- Czekaj chwilę!- krzyknął Ev
wybiegając z pomieszczenia.

- Mi i tak się to nie przyda- mruknął
uśmiechając się.
Wziąłem od niego wszystkie pakunki i
wepchałem do bagażnika. Podziękowałem Evan’owi za pomoc. Zająłem miejsce
kierowcy na bardzo wygodnym siedzeniu. Czułem ten przyjemny zapach i
ekscytację. Brama za mną się otworzyła. Wziąłem głęboki oddech. Odpaliłem wóz,
czując przyjemne wibracje przy pracy silnika. Spojrzałem do tyłu na Destiny.
Słodko spała oparta głową o poduszkę ze skulonymi nogami owiniętymi kocem. Mój
wzrok popadł na przestrzeń za nami. Wyjechałem z garażu i po chwili znalazłem
się na drodze wyłożonej ściółką leśną. Słońce powoli wstawało, a niebo nabrało
koloru opalu z lekką poświatą pomarańczowego i czerwonego. Założyłem na nos
moje czarne okulary przeciwsłoneczne i ruszyliśmy w stronę słońca.
___________________________________________________________________
I jak? Cieszycie się, że Destiny przeżyła? Teraz zacznie się przygoda, która zmieni ich życie!
Jak zwykle zajebistee <3
OdpowiedzUsuńZajebiste dajesz następne a kiedy będzie ???!!!
OdpowiedzUsuńkocham <3
OdpowiedzUsuńRozdział jest mega ;*
czekam na nn. dodawaj szybko