Music

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 10. "Nie boję się ciebie..."

Tydzień później…
Justin nie dawał znaków życia, rozpłynął się. Nie było żadnych smsów, żadnych wizyt w barze ani w moim domu. Zaczęłam się martwić. Coś się musiało stać. Sam z siebie przecież nie zniknął.
Jak zwykle szłam do pracy. Ci sami ludzie, ta sama trawa, inne przeżycia. Moje myśli krążyły ciągle tylko wokół jednego – jego.  
W pracy nie potrafiłam się na niczym skupić. To podałam złe zamówienie, to wylałam kawę, to znowu coś było nie tak. Po prostu nie dawała mi spokoju myśl „Dlaczego on wyszedł? Znowu.”.
- Destiny, co się z tobą dzieje?- usłyszałam głos Markusa.
- Przepraszam, nie umiem się dzisiaj skupić- wydukałam wycierając stolik po kliencie.
- Może wróć do domu i sobie wszystko przemyśl. Nie powiem szefowi- zaproponował uśmiechając się.
Nie miałam nic do stracenia. Potrzebowałam trochę wytchnienia.
- Dzięki, Markus- wysłałam mu serdeczny, lekko zagubiony uśmiech wieszając na wieszaku trochę pobrudzony fartuszek.
Wyszłam z budynku. Niebo było zachmurzone, jakby Bóg wiedział, że nie mam ochoty na najmniejsze promienie słonecznego blasku. Nagle między budynkiem a uliczką minęła znajoma sylwetka. Podążyłam za nią z pośpiechem, nie zastanawiając się nad niczym. Byłam tuż za nim. Dotarliśmy do pobliskiego lasku. Straciłam go z pola widzenia. Śpiew ptaków i szum liści roznosił się wokół. Każdy krok głębiej wydawał się bardziej szalony. Jednak ja wiedziałam, po co idę. Ostrożnie stawiałam stopę za stopą omijając małe dołki wygrzebane przez leśne zwierzęta. Uniosłam głowę do góry i spojrzałam na konary drzew iglastych. Wydawały się takie wielkie. Ja przy nich byłam małym karłem, nic nieznaczącą istotą.
- Gdzie jesteś?! – mój głos odbił się o każde drzewo, więc byłam pewna, że jeśli Justin tu był, to mnie usłyszał. – Wiem, że stoisz gdzieś koło mnie!
- Zgadza się- odezwał się głos za mną.
Natychmiast odwróciłam wzrok w jego stronę. Jego lekko rozwiane włosy sprawiały wrażenie, jakby ich właściciel nie zwracał szczególnej uwagi na ich ułożenie. Czerwona koszula w kratę oraz jeansowe spodnie idealnie komponowały się z białym topem.
- No, czego ode mnie chcesz?- spytał jakbym to teraz ja była tą złą, a on moją ofiarą.
- Dobrze wiesz, czego. Gdzie znikłeś?- odwróciłam głowę nie mogąc patrzeć w jego cudowne iskierki, które w tym świetle wyglądały naprawdę zniewalająco. Spoglądałam w przestrzeń przepełniona świerkami i jodłami.
- Stęskniłaś się za mną? – w jego głosie wyczułam lekko drwiący ton.
- Odpowiedz! – krzyknęłam surowo.
Usłyszałam kroki otaczające mnie od tyłu.
- Musiałem załatwić kilka spraw. Spraw, które należą do mordercy- odpowiedział pewnie.
- Nie wierzę- chciałam się odwrócić, spojrzeć na jego minę, lecz nie mogłam.
- Nie wierzysz mi? Słusznie- zaśmiał się. – Jednak musisz wiedzieć jedno, Dest, że ja w sprawach zabijania, nigdy, a to przenigdy nie żartuję- dodał już poważnym głosem, jakby zaraz miał dopaść swoją nową ofiarę.
- Może i jesteś mordercą i włamywaczem, ale …
- … a psycholem?- przerwał mi.
- Nie jesteś psycholem, jesteś tylko osobą, która się zagubiła- powiedziałam spokojnie utrzymując równomierny poziom wydechów i wdechów.
- Sama nie wierzysz, w to, co mówisz!- wyśmiał mnie.- Ściągnąłem cię tu do tego lasu, nie masz ucieczki, włamałem ci się do domu, śledziłem cię, a ty nadal uważasz, że nie jestem psycholem?- jego głos rozniósł się po całym lesie szczególnie mnie dobijając. Chyba sam sobie wmówił, że jest osobą, za którą wcześniej go uważałam.
- Nie boję się ciebie, Justin- powiedziałam przełykając ślinę. Zachowywałam pozory pewnej mojej odpowiedzi, lecz w środku bałam się, bałam się jak zareaguje. – Nie myśl sobie, że mnie przestraszysz, wiem, że nigdy byś nie skrzywdził bezbronnego- nie wierzyłam, że to powiedziałam.
Przed oczami widział obraz kopanego chłopaka i tą złość w oczach Justina.
- Dest! Rozbawiasz mnie! Nie pamiętasz akcji z tamtym gościem! On nie żyje! Nie żyje przeze mnie! Nie żyje, bo go zabiłem!- wykrzyczał w niebogłosy, ale i tak jedynym odbiornikiem jego wypowiedzi byłam ja i zwierzęta.- Nie boisz się, że cię zabiję?
- Nie zabijesz mnie- rzuciłam pewnie nadal trzymając głowę odwróconą do niego tyłem.
- Skąd masz pewność. Widziałaś, na co mnie stać- próbował mnie przestraszyć.
Faktycznie miałam wątpliwości, co do jego niewinności w sprawie zabójstwa tamtego chłopaka, ale byłam pewna, że mnie nie zabije.
- Nie zabijesz mnie, bo gdybyś chciał, już by mnie tu nie było. Leżałabym w kostnicy, jak tamten chłopak.
- Mogę zrobić to teraz – zbliżył się do mnie.

- To zrób to – powiedziałam odwracając głowę w jego stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz