Czułam w sobie tylko strach i przerażenie.
Jego oczy stały się czarne jak węgiel. Był wściekły. Nigdy go takiego nie
widziałam. Odsunęłam się, gdy zauważyłam, jak jego pięści się zaciskają wokół
noża. Zaczęłam się obawiać, że mnie skrzywdzi.
Ze złością wbił go czubkiem w dół w drewnianą deskę. Odszedł od blatu z
groźną miną zbliżając się coraz bliżej mojej osoby.
- Nie podchodź do mnie- zaczęłam się cofać,
gdy on napierał swoją posturą w moją stronę.
Warknął nie zważając na słowa, które
wypowiedziałam. Potknęłam się o stojący stolik i wylądowałam z hukiem na
podłogę. Mój wzrok zatrzymał się na wściekłym Justinie, który nie przestawał
iść w wiadomą stronę. Chciałam rzucić się do ucieczki, kiedy złapał moją nogę i
zaczął ciągnąc po pokoju.
- Puść mnie!- krzyczałam łapiąc się za bolącą
kończynę. Próbowałam oderwać jego silną dłoń od niej, lecz nie dało się. Ciągnął
mnie w kierunku schodów. Jedną ręką złapał mnie za zraniony nadgarstek i
podniósł bez żadnych problemów. Chwycił za biodra i przerzucił
za ramię. Zaczęłam uderzać w jego plecy zaciśniętymi pięściami. Krzyczałam i
wierciłam się.
- Puść mnie!
Nic nie odpowiedział. W jego szybkim tempie wyczuwałam
niebezpieczeństwo. Uniosłam głowę, aby zobaczyć, gdzie podąża. Minęliśmy ścianę
z obrazami i ujrzałam drzwi od łazienki. Otworzył je na rozcież i wrzucił do
środka. Uderzyłam „plackiem” o kafelki. Szybko się zebrałam i ruszyłam w stronę
zamykających się drzwi. Zamek od zewnątrz przekręcił się. Próbowałam otworzyć
go od mojej strony, lecz nic to nie dawało. Waliłam rękami o powłokę, aby tylko mnie
wypuścił.
- A to twoja kara. Posiedzisz tu dopóki nie wrócę-
usłyszałam szorstki głos zza drzwi.
- Justin…- szepnęłam z rozpaczą, lecz wiedziałam, że mnie
usłyszał- nie zostawiaj mnie tu samej…
Usłyszałam tylko odchodzące kroki w stronę schodów. Zmartwiłam
się. Dość, że burczało mi w brzuchu, bo od kilkunastu godzin nic nie jadłam, to
jeszcze zostałam zamknięta w łazience. Odeszłam od drzwi oddychając głęboko.
Jego wzrok mnie przeraził. Cieszyłam się, że od niego nie oberwałam, przecież
mógł to zrobić. Mógł nawet mnie zabić. Jednak nadal słyszałam jego słowa „Nie
jestem damskim bokserem”. Miałam szczęście, że nim nie był, bo dawno przez moje
wybryki leżałabym już w kostnicy. Usiadłam na podłodze i oparłam się plecami o
wannę. Wyszukiwałam jakiegokolwiek wyjścia ucieczki. Spojrzałam na okno. Wstałam
natychmiast, aby zobaczyć, jaki kryje się za nim widok. Ujrzałam drogę przed
domem oraz inne budynki mieszkalne. Musiałam tylko poczekać, aż Justin wyjdzie
i wtedy mogłam działać. Podeszłam do umywalki i odkręciłam wodę dotykając
srebrnego przekrętła. Otarłam sobie nią twarz. Jedną ręką rozmasowywałam bolący
kark, a drugą jeździłam po mojej rance na policzku. Wydawała się taka mała, a
jednak szpetna. Zakręciłam wodę spoglądając uważnie w lustro. Dziewczyna w nim
była zmartwiona i smutna, a nawet lekko zdenerwowana. Usłyszałam z dołu trzask
naczyń, a raczej patelni, która pewnie upadła chłopakowi.
- Ku*wa!- głos Justina był zdenerwowany i bardzo głośny.
Pewnie rozniósł się po całym domu.
„Dobrze mu tak”- pomyślałam chichocząc pod nosem. Należało
mu się to za moje ciągnięcie po podłodze.
Siedziałam tak w tej łazience chyba z dwie godziny krążąc
po niej z nudów. Słońce na niebie już zaszło i panowała pusta ciemność. Co
jakiś czas przeglądałam się w lustrze lub patrzyłam na okno widząc w nim
ostatnią deskę ratunku. Serce zaczęło mi bić szybciej, gdy usłyszałam
zbliżający się głos Justina.
- Tak, tak za 10 minut będę. A jaki to klub?- rozmawiał z
kimś przez telefon.
„Jaki znowu klub?”- zastanawiałam się marszcząc czoło. „Tych
klubów trochę tu dużo”.
- Ibiza?- zapytał do słuchawki, jakby nie rozumiał
rozmówcy.
„Klub Ibiza. Justin. Godzina wieczorna. Pewnie idzie z
kolegami na panienki”- zaczęłam składać wszystko w całość.
Usłyszałam dźwięk spadających na podłogę kluczy, a po
chwili kroki po schodach.
-No idź już sobie- mówiłam cicho pod nosem z
niecierpliwienia wystukując stopą o podłogę pewien rodzaj rytmu.
Chciałam jak najszybciej wydostać się z tego więzienia. Trzask
drzwi dał informację, że chłopak wyszedł, a dźwięk silnika tylko to upewnił. Natychmiast
zerwałam się z podłogi i z zdenerwowaniem zaczęłam grzebać po szafkach w
poszukiwaniu czegoś, po czym mogłabym zjechać z pierwszego piętra.
- Oho, mam!- powiedziałam zadowolona. Uśmiechnęłam się,
gdy znalazłam ręczniki i szlafroki chłopaka. Aż szkoda mi ich było, kiedy
rwałam pewne części, aby je wszystkie ze sobą związać. Połączyłam ze sobą
cztery mega duże ręczniki, które były trochę mniejsze niż koc i trzy brązowe
okrycia. Sama się zdziwiłam, gdy zobaczyłam, jak to wygląda.
- Trzeba było mnie nie zamykać w łazience- zaśmiałam się
wrogo pod nosem. Otworzyłam okno na rozcież i przerzuciłam jedną część
materiałów przez nie. Drugą zaś obwiązałam porządnie srebrny kran. Modliłam się
tylko, aby moja konstrukcja nie pękła. Resztę zbędnego materiału przerzuciłam
przez moją deskę ratunku. Przejrzałam przez nią, aby zobaczyć czy moja „lina”
sięga chociaż do połowy parteru. Zbliżała się noc. Niebo praktycznie było
ciemne, więc niewiele widziałam. Zaufałam swojemu instynktowi, który mówił „Dasz
radę, młoda”. Przełożyłam nogę przez okno, a potem drugą chwytając się „liny”. Serce
waliło mi jak opętane. Takie rzeczy robiły tylko super bohaterki lub główne role
kryminałów chętnie kiedyś czytanych przeze mnie. Ręce oplotły materiał i lekko
puszczały, kiedy zbliżałam się do końca pierwszego piętra. Czułam ekscytację.
Robiłam to pierwszy raz w moim życiu. Nie wiedziałam, że pójdzie mi to tak
łatwo. Nagle „lina” się skończyła, a do ziemi brakowało jeszcze z dwóch metrów.
Zacisnęłam zęby i mięśnie. Popatrzyłam się na dół. Zwisałam rękami u góry
modląc się tylko, aby najmniej bolało. Zamknęłam oczy i puściłam się. Poczułam
lekki ból w kolanie, lecz było dobrze. Wylądowałam na czterech łapach, jak kot.
Otarłam się i spojrzałam na mój „wynalazek”. Zdumiewała mnie jego prostota, ale
i funkcjonalność. „Justin na pewno nie będzie zadowolony, gdy zobaczy jego
związane szlafroki i ręczniki”- pomyślałam śmiejąc się pod nosem. Stałam tuż
przed drogą wolności. Brakowało mi tylko telefonu i pieniędzy. Ostatni raz
zerknęłam na okno, z którego zwisała moja „lina” i świeciło się światło. Obrałam
kierunek – dom.
___________________________________________________________________
I jak podoba się? Oh ta nasz pomysłowa Destiny. Jak myślicie wróci do domu?
Następny jutro, a może nawet i dwa . :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz