Nie zdawałam sobie sprawy, co właściwie robię. Byłam pod
jednym dachem z zabójcą, lecz ja też się nim stałam.
- Umm- zaczęłam przegryzać nerwowo wargę- możesz mi coś
wytłumaczyć?- spytałam nieśmiało.
Kiwnął głową na „tak” i udawał zaciekawionego.
- Możesz mi powiedzieć, co się wczoraj stało?
Justin westchnął głęboko wylewając z miski zawartość na
rozgrzaną patelnię. Usłyszałam skwierczenie, które po chwili ucichło.
- A więc… - zaczął głęboko oddychając, jakby bał mi się
tego powiedzieć- wczoraj, a w zasadzie jeszcze dzisiaj, byliśmy w klubie i tam…-
zaciął się.
- To pamiętam, ale dlaczego to coś- wskazałam na bandaż-
jest na mojej ręce?
- To przez strzelaninę- odpowiedział wpatrując się w
ramię z zmartwieniem.
„Strzelaninę?!”- powtórzyłam z niedowierzaniem w myślach.
- Raymund strzelił ci w ramię, a ty …- przełknął ślinę. Nie
mógł z siebie wydusić pewnej informacji – a ty uratowałaś mi życie- dokończył.
- Ja ci? Nie pomyliło ci się coś?- zaśmiałam się z lekką pogardą
w głosie.
Coś mi nie grało. To przeważnie on mnie ratował, a nie ja
jego.
- Nie, Destiny- powiedział poważnie wpatrując się hipnotycznie
w moje ślepia- ty uratowałaś mnie. Ty zabiłaś człowieka- jego słowa dobiły
mnie.
Straciłam czucie w nogach. Nie mogłam uwierzyć, w to, co
usłyszałam. Stałam się zabójcą, a raczej zabójczynią. Już moja druga ofiara i
na pewno nie ostatnia.
- Chcesz coś jeszcze wiedzieć?- spytał wracając do
patelni i mieszając jej zawartość drewnianą łyżką.
- Czy Raymund żyje?
- Żyje- odpowiedział.- I na pewno nie odpuści. Musimy
dzisiaj wyjechać z Las Vegas- oznajmił znużony.
„O nie, on żyje! Będzie się mścił! I jeszcze wyjeżdżamy!
Ciekawe gdzie?!- moje myśli toczyły ze sobą zaciętą walkę.
Schowałam moją twarz w dłoniach opierając się łokciami o
stół. Byłam rozbita. Dwie ofiary w ciągu dwóch dni, to dobry wynik jak na
mordercę, a ja nie chciałam nim być.
- Nie bój się- usłyszałam troskliwy głos Justa. – Będzie dobrze.
- Łatwo ci mówić- zadrwiłam- Ty jesteś do tego
przyzwyczajony- prychnęłam.
- Może i tak- zaśmiał się pod nosem, ale mi jakoś nie
było zabawnie. Chłopak wyjął z górnych szafek dwa talerze z brązowymi ozdobami
w kształcie okręgów przy bokach. Nałożył na nie jednakowe porcje jajecznicy.
- Proszę- podłożył mi pod nos pięknie pachnące danie-
Jedz.
Nie wiem czy byłam głodna, Mogłam zjeść, ale mogłam też
nie jeść. Nie miałam jakiegoś sprzyjającego apetytu. Spojrzałam na śniadanie.
Unosząca się nad nim para zapachów zachęciła mnie do spróbowania. Chwyciłam
widelec i nałożyłam na niego kawałek jajka. Moje kubki smakowe były w raju, gdy
jedzenie trafiło do mojej buzi. Mruknęłam z zadowolenia, gdy kawałek dania
ocierał się o moje podniebienie. Justin usiadł naprzeciwko mnie i sam zaczął
jeść. Szybko wsunęłam całą zawartość talerza. Chwyciłam za szklankę wcześniej
wyciśniętego przez chłopaka soku pomarańczowego i umoczyłam w nim usta
dopełniając cały smaczny posiłek. Po śniadaniu pomogłam Justowi posprzątać oraz
podziękowałam za przygotowanie. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
- Kto dzwoni?- zapytałam próbując podpatrzeć ekran.
- Jakaś Sara. Nie możesz odebrać- już chciał schować
telefon z powrotem do kieszeni, gdy chwyciłam jego nadgarstek.
- Daj mi z nią porozmawiać- powiedziałam wręcz błagalnym
głosem wpatrując się w jego karmelowe tęczówki.
- Halo?- rozbrzmiał znajomy głos. Łzy natychmiast zebrały
mi się do oczu. Tęskniłam za nią.- Halo, Dest? Wiem, że nagrywam się po raz
kolejny na pocztę, ale tęsknię za tobą. Nie wiem, tylko dlaczego to zrobiłaś.
Zawsze, gdy dzwonię, czuję, że jesteś gdzieś przy mnie. Cóż, mimo że nie
odsłuchasz tej wiadomości, chcę żebyś wiedziała, że kochałam cię jak prawdziwą
siostrę. Ymm i to chyba tyle- w jej głosie słyszałam smutek, ból i
przygnębienie. Moje serce kroiło się na małe kawałeczki.
- Jestem, Sara- odważyłam się coś powiedzieć.
- Destiny?!- wręcz krzyknęła do słuchawki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz