Music

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 5. "Mówiłem, że się jeszcze spotkamy..."

Wychodziłam z pracy o około 15:00. Wtedy kończyła się moja zmiana. Odwiesiłam fartuszek, pożegnałam się z Markusem i wyszłam z budynku. Było gorąco, a słońce niemiłosiernie świeciło mi w twarz. Wtedy pożałowałam, że nie wzięłam ze sobą okularów przeciwsłonecznych. Idąc zauważyłam opierającego się plecami i jedną nogą tzw. Justina. Wpatrywał się w prawo i lewo, jakby czegoś szukał, a raczej kogoś. Próbowałam nie zwracać na niego uwagi, gdy przechodziłam prawie koło niego. Jego wzrok zatrzymał się na mojej osobie i przeszył mnie. Po chwili usłyszałam jego krok za mną. Przyśpieszyłam kroku chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu, ale dystans między nami zaczął maleć. Odwróciłam wzrok i był tuż za mną. Serce prawie mi stanęło, poczułam jego dużą dłoń na moim ramieniu. Odwrócił mnie z wielką siłą w jego stronę. Spojrzałam z przerażeniem w jego oczy. Teraz dopiero było widać ich czystą barwę. Wyglądały jakby ktoś zrobił karmelowe cukierki.
- Mówiłem, że się jeszcze spotkamy- powiedział uśmiechając się w sposób, który mnie przerażał.
- Puść mnie!- krzyknęłam, ale zaraz tego pożałowałam. Jego dłoń zatkała mi usta, tym samym nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa. Zaciągnął mnie w ciemną jak na słoneczny dzień uliczkę. Oparł mnie o ceglaną ścianę. Rozglądnął się, czy aby nikt nie usłyszał mojego krzyku. Jak na moje nieszczęście na ulicy zrobiło się pusto, ani żywej duszy.
- Cicho bądź- szepnął mi wprost do ucha.- Destiny- wymówił moje imię nadal trzymając swoją dłoń na moich ustach.- A więc pracujesz w naszym uroczym barze.
Zabrał dłoń, abym mogła odetchnąć. Nabrałam powietrza. Poczułam zapach jego perfum. Były inne niż on, były przyjemne.
- Daj mi spokój!- powiedziałam mierząc go wzrokiem.
- Dlaczego?- zapytał jakby nie rozumiał, co właściwie do niego mówiłam.
- Czego ty ode mnie chcesz?- spytałam patrząc na niego z odrazą.
- Czego chcę? Może sama mi to powiesz- uniósł brwi do góry oczekując ode mnie odpowiedzi. Podniósł swoją rękę nad moją głowę.
Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Był dziwny, ale i ciekawy. Jego oczy odbijały światło słoneczne. Wyglądał jakby miał żarówki w oczach.
- Daj mi spokój, psycholu- fuknęłam odpychając jego rękę. Jednak on złapał mnie za ramię i mocno je ścisnął.
- Możesz nazwać mnie mordercą. Możesz nazwać mnie niebezpiecznym. Możesz nazwać mnie oprawcą- zachowywał w swoim głosie nadzwyczajny spokój. – Ale nigdy nie nazywaj mnie psycholem- warknął tuż przy moim uchu.
- Ale ty nim jesteś- powiedziałam bez żadnych skrupułów. – Zaciągasz mnie do jakiś ciemnych uliczek, zabiłeś człowieka!- wrzasnęłam.
Na zewnątrz czułam się silna, przynajmniej takie wrażenie sprawiałam, ale w środku trzęsłam się jak ciułała w zimę. Wiedziałam, że jest zdolny do morderstwa.
- Na twoim miejscu nie odzywałbym się tak- mruknął zaciskając pięść.
- Bo co mi zrobisz? Zabijesz mnie jak tamtego chłopaka?!- mięśnie na mojej twarzy zacisnęły się pod wpływem złości.
- Oj Destiny, głupia Destiny – jego dłoń powędrowała po moich włosach delikatnie je gładząc.
Obrzydziło mnie to.
- Zostaw mnie, psycholu!- nie zapanowałam nad sobą. Emocje zdominowały moją osobę. Bez ostrzeżenia kopnęłam kolanem go w czułe miejsce. Zwinął się z bólu. Poczułam, że mogę uciec. Zaczęłam biec w stronę zamieszkania. Usłyszałam za sobą pojękiwania z bólu.
„Jak tak dalej pójdzie, to będę miała dobrą kondycję”- próbowałam pocieszyć sama siebie.

Stąpałam po wyłożonym brukową kostką chodnikiem. „Uliczny monitoring” wybałuszył na mnie swoje wielkie gały. Wysłałam jej krzywe spojrzenie i poszłam dalej. W końcu doszłam do lekko odchodzącego już z białej farby domu. To była moja oaza, miejsce, gdzie mogłam skryć się przed światem. Otworzyłam zerdzewianą furtkę i schodami znalazłam się przy białych drzwiach. Weszłam do domu. Od razu skierowałam się do salonu. Rzuciłam się na miękką kanapę. Nagle dostałam wiadomość od nieznajomego numeru „Pożałujesz tego”. Wpatrywałam się w nią i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Oparłam się plecami o leżącą na sofie poduszkę w zielone wzorki. To pewnie był on – Justin. Na pewno nie był zachwycony moją reakcją. Ręce zadrżały, kiedy usłyszałam dobitne pukanie do drzwi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz