Wychodziłam z pracy o
około 15:00. Wtedy kończyła się moja zmiana. Odwiesiłam fartuszek, pożegnałam
się z Markusem i wyszłam z budynku. Było gorąco, a słońce niemiłosiernie
świeciło mi w twarz. Wtedy pożałowałam, że nie wzięłam ze sobą okularów
przeciwsłonecznych. Idąc zauważyłam opierającego się plecami i jedną nogą tzw.
Justina. Wpatrywał się w prawo i lewo, jakby czegoś szukał, a raczej kogoś.
Próbowałam nie zwracać na niego uwagi, gdy przechodziłam prawie koło niego.
Jego wzrok zatrzymał się na mojej osobie i przeszył mnie. Po chwili usłyszałam
jego krok za mną. Przyśpieszyłam kroku chcąc jak najszybciej znaleźć się w
domu, ale dystans między nami zaczął maleć. Odwróciłam wzrok i był tuż za mną.
Serce prawie mi stanęło, poczułam jego dużą dłoń na moim ramieniu. Odwrócił
mnie z wielką siłą w jego stronę. Spojrzałam z przerażeniem w jego oczy. Teraz
dopiero było widać ich czystą barwę. Wyglądały jakby ktoś zrobił karmelowe
cukierki.
- Mówiłem, że się jeszcze
spotkamy- powiedział uśmiechając się w sposób, który mnie przerażał.
- Puść mnie!- krzyknęłam,
ale zaraz tego pożałowałam. Jego dłoń zatkała mi usta, tym samym nie mogłam
wydobyć z siebie ani słowa. Zaciągnął mnie w ciemną jak na słoneczny dzień
uliczkę. Oparł mnie o ceglaną ścianę. Rozglądnął się, czy aby nikt nie usłyszał
mojego krzyku. Jak na moje nieszczęście na ulicy zrobiło się pusto, ani żywej
duszy.
- Cicho bądź- szepnął mi
wprost do ucha.- Destiny- wymówił moje imię nadal trzymając swoją dłoń na moich
ustach.- A więc pracujesz w naszym uroczym barze.
Zabrał dłoń, abym mogła odetchnąć.
Nabrałam powietrza. Poczułam zapach jego perfum. Były inne niż on, były
przyjemne.
- Daj mi spokój!-
powiedziałam mierząc go wzrokiem.
- Dlaczego?- zapytał jakby
nie rozumiał, co właściwie do niego mówiłam.
- Czego ty ode mnie
chcesz?- spytałam patrząc na niego z odrazą.
- Czego chcę? Może sama mi
to powiesz- uniósł brwi do góry oczekując ode mnie odpowiedzi. Podniósł swoją
rękę nad moją głowę.
Nie wiedziałam, o co mu
chodzi. Był dziwny, ale i ciekawy. Jego oczy odbijały światło słoneczne. Wyglądał
jakby miał żarówki w oczach.
- Daj mi spokój, psycholu-
fuknęłam odpychając jego rękę. Jednak on złapał mnie za ramię i mocno je
ścisnął.
- Możesz nazwać mnie
mordercą. Możesz nazwać mnie niebezpiecznym. Możesz nazwać mnie oprawcą-
zachowywał w swoim głosie nadzwyczajny spokój. – Ale nigdy nie nazywaj mnie
psycholem- warknął tuż przy moim uchu.
- Ale ty nim jesteś-
powiedziałam bez żadnych skrupułów. – Zaciągasz mnie do jakiś ciemnych uliczek,
zabiłeś człowieka!- wrzasnęłam.
Na zewnątrz czułam się
silna, przynajmniej takie wrażenie sprawiałam, ale w środku trzęsłam się jak
ciułała w zimę. Wiedziałam, że jest zdolny do morderstwa.
- Na twoim miejscu nie
odzywałbym się tak- mruknął zaciskając pięść.
- Bo co mi zrobisz?
Zabijesz mnie jak tamtego chłopaka?!- mięśnie na mojej twarzy zacisnęły się pod
wpływem złości.
- Oj Destiny, głupia
Destiny – jego dłoń powędrowała po moich włosach delikatnie je gładząc.
Obrzydziło mnie to.
- Zostaw mnie, psycholu!-
nie zapanowałam nad sobą. Emocje zdominowały moją osobę. Bez ostrzeżenia
kopnęłam kolanem go w czułe miejsce. Zwinął się z bólu. Poczułam, że mogę
uciec. Zaczęłam biec w stronę zamieszkania. Usłyszałam za sobą pojękiwania z
bólu.
„Jak tak dalej pójdzie, to
będę miała dobrą kondycję”- próbowałam pocieszyć sama siebie.
Stąpałam po wyłożonym
brukową kostką chodnikiem. „Uliczny monitoring” wybałuszył na mnie swoje
wielkie gały. Wysłałam jej krzywe spojrzenie i poszłam dalej. W końcu doszłam
do lekko odchodzącego już z białej farby domu. To była moja oaza, miejsce,
gdzie mogłam skryć się przed światem. Otworzyłam zerdzewianą furtkę i schodami
znalazłam się przy białych drzwiach. Weszłam do domu. Od razu skierowałam się
do salonu. Rzuciłam się na miękką kanapę. Nagle dostałam wiadomość od
nieznajomego numeru „Pożałujesz tego”. Wpatrywałam się w nią i nie mogłam
uwierzyć w to, co widzę. Oparłam się plecami o leżącą na sofie poduszkę w
zielone wzorki. To pewnie był on – Justin. Na pewno nie był zachwycony moją
reakcją. Ręce zadrżały, kiedy usłyszałam dobitne pukanie do drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz