Music

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 34. "Poznaj moich przyjaciół"

Odgłosy ćwierkających ptaków, szum drzew – to wszystko przypomniało mi spotkanie, gdy po raz pierwszy Justin mnie pocałował. Niebo wtedy było zachmurzone, a ja wyznałam mu, że się go nie boję.
Promienie słoneczne próbowały przebijać się przez korony drzew, gdy samochód zatrzymał się tuż przed domem na wydeptanej dróżce.
- Wysiadaj- powiedział z uśmiechem Justin odpinając swój pas.
Oglądnęłam się dookoła otwierając ciężkie drzwi. Widok z góry był niesamowity, mimo że prawie całą powierzchnie zajmowały pola oraz samotne drzewa. Chłopak wyjął z bagażnika torby przekładając je za ramię do tyłu. Stałam jak wryta patrząc się w górę.
- Justin!- usłyszałam za sobą dojrzały głos mężczyzny. Natychmiast odwróciłam się w stronę dźwięku i zobaczyłam wysokiego, potężnego, łysego mężczyznę. Miał może czterdzieści lat. Na szyi widniał tatuaż w kształcie wielkiej litery „L”. Pod jego nosem można było zauważyć krótkiego wąsa, a na policzkach i brodzie dwudniowy zarost. Miał zielone oczy i duży uśmiech wymalowany na jego ustach. Justin podszedł do mężczyzny i uściskał go przyjaźnie. Odsunęłam się nieco do tyłu lekko speszona całą sytuacją.
- Destiny to jest Evan, mój przyjaciel- przedstawił nas brązowooki.
Nijaki Evan podszedł do mnie grzecznie z wielkim uśmiechem i podał dłoń wymawiając swoje imię. Zrobiłam to samo. Nagle w drewnianych drzwiach znalazła się kobieta z niebieską chustą na głowie, z której wystawały zwisające kosmyki blond włosów. Wokół pasa miała owiniętą ściereczkę w kratkę i była trochę chudsza od zielonookiego. Jej duże, szare oczy wręcz świeciły. Zbiegła z ganku do nas.
- Witaj Louise- przytulił ją Justin.
- OO Justin- jego ciało pod wpływem jej siły przylgnęło do niej. Mimo swojej dość kruchej budowy była silna.
- A ty jesteś Destiny, prawda?- skierowała się w moją stronę puszczając chłopaka.
Kiwnęłam nieśmiało głową w stronę kobiety. Uśmiechnęła się szeroko i podeszła do mnie. Zdziwiłam się, kiedy mnie przytulia, ale odwzajemniłam to.
- Chodźcie! Pokażę wam, gdzie będzie spali- pociągnęła mnie energicznie w stronę drewnianych drzwi.
Usłyszałam za sobą tylko połączony śmiech Justina i Evana. Po chwili znalazłam się w środku domku. Na środku leżał czerwony dywan w kwiatowe wzorki, wokół niego dwie kanapy w takim samym kolorze wyścielone zieloną narzutką z różami. Naprzeciwko stał mały telewizor oraz regał z pokaźną kolekcją książek, głównie z książkami kucharskimi wykonany z ciemnego drewna. Kobieta zaprowadziła mnie do jednego z pokoi. Był taki sam jak salon, ale oczywiście mniejszy i z akcentami błękitu w dekoracji mebli. Stało tam wielkie, dwuosobowe łóżko, a koło niego wykonany z ciemnego drewna stolik nocny z lampką z osłonką w kwiaty. Było dość przyjemnie. Przy oknie wisiała ręcznie uszyta firanka z białego materiału.
- I jak podoba się?- spytała poprawiając pościel na łóżku.
- Jest ślicznie – uśmiechnęłam się z sympatią nadal rozglądając się po ładnie urządzonym pomieszczeniu.
- Cieszę się. A więc wy śpicie tu. Ręczniki są w łazience, a jakbyś czegoś potrzebowała, to mów. A i mam nadzieję, że lubisz duszonego indyka z pomarańczami- oglądała się w różne strony, jakby chciała mi pokazać, gdzie, co jest, a potem pokazała swoje białe ząbki.
- Dziękuję, proszę pani. Ale chwila, chwila- nagle mnie oświeciło- jak my?!
- Mów do mnie Lou- zaśmiała się- No ty z Justinem- powiedziała unosząc dłonie do swoich bioder z niezrozumieniem.
„Ja z Justinem?! I to jeszcze w jednym łóżku?! O nie! Ale nie mogę narzekać”
- Chyba, że nie chcesz – mruknęła. W jej głosie wyczułam niezadowolenie. Zrobiło mi się jej szkoda, więc się zgodziłam.

- Nie, nie. Jest okej- powiedziałam cicho przejeżdżając palcem po drewnianych meblach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz