Music

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 23. "Druga ofiara"

Raymund rozpoznał po mojej minie, że to prawda, że uciekająca dziewczyna to Destiny. Uśmiechnął się pod nosem, gdy ja zamartwiałem się w duchu jak głupi. Szepnął coś do ucha jednemu z mięśniaków wpatrując się w tłum na dole, a on kiwnął głową w stronę drugiego i ruszyli w stronę schodów prowadzących na parkiet.
- Dzięki Justin, załatwiłeś nam kolejną osobę do gangu- zaśmiał się Raymund.
W środku myślałem tylko o tym, aby zabrać Destiny i uciec z nią jak najdalej. Przełknąłem z goryczą ślinę i popatrzyłem się na dół. Dest stanęła jak osłupiała, gdy zobaczyła zbliżających się do niej dwóch napakowanych typów. Spojrzała w moją stronę, jakby błagała o pomoc. Nic nie mogłem zrobić. Zamknąłem z żalu oczy. Nie chciałem patrzeć na to jak ją zabierają i prowadzą siłą na górę. Złapali ją za ręce i cichaczem przeprowadzili przez nie zwracający na to uwagi tłum. Próbowała się jakoś im wyślizgnąć, lecz oni nie dali za wygraną. Raymund śmiał się zwycięsko pod nosem. Mnie ogarnęły uczucia żalu, smutku, winy. W końcu to przeze mnie się tu znalazła. Nie wiem, jakim cudem się wydostała z łazienki, ale zaskoczyło mnie to, że się nie poddawała nawet podczas najtrudniejszych sytuacji. Sam bym był zaskoczony i zdenerwowany, gdyby dość, że mnie zamknięto w łazience, to jeszcze potem dwóch napakowanych gości ciągnęłoby mnie za ręce w niewiadomym kierunku na dyskotece.
- Oj Justin, Justin- powiedział tym swoim zawadiackim głosem Ray.
Usiadłem załamany na kanapie chowając twarz w dłoniach. Ręką przejechałem po moich włosach. Nie mogłem uwierzyć, że Raymund zmusi Dest do zabójstw, tak jak było ze mną.
- Witaj, Destiny- usłyszałem szarmancki głos szefa.
*************************Perspektywa Destiny*****************
Jak się czułam, gdy dwóch całkiem nieznanych i napakowanych gości ciągnęło mnie za ręce przez parkiet? Otóż z jednej strony się cieszyłam, że uratowali mnie przed dziwnym typem, który mnie gonił, ale z drugiej strasznie się bałam, dokąd mnie ciągnęli. Spojrzałam na górę na Justina, który oparty był rękoma o barierkę. Poznałam tylko jego twarz, drugiej sylwetki nie mogłam poznać. Było za ciemno, aby się to udało. Wzrok chłopaka był przepełniony żalem i winą. To dało mi jeszcze większe przeczucie, że coś złego się dzieje. Przestraszyłam się, gdy Justin odszedł od barierki i już nie mogłam na niego liczyć. Miałam nadzieję, że mnie uratuje, kolejny raz. Spojrzałam na twarze ciągnących mnie w kierunku schodów facetów – grobowa mina, zero uczuć. Wyglądali jak dwa takie wielkie posągi. Gdy dotarliśmy do schodów, jeden zapytał sarkastycznie:
- Sama wchodzisz, czy mamy cię zanieść?
- Sama wejdę- odparłam szorstko.
Zaczęłam stawiać kroki po schodach. Za mną szedł jeden z goryli, a drugi przede mną. Czułam się otoczona. Spojrzałam ostatni raz na bawiący się tłum ludzi, gdy dotarłam na piętro, gdzie były ustawione stoliki i czerwone kanapy. Na jednej z nich siedział z twarzą w dłoniach Justin. Wyglądał na załamanego. Nie zwrócił uwagi na mnie, bo chyba mnie nie widział, gdy dotarłam.
- Witaj, Destiny- usłyszałam męski głos.
Znajoma sylwetka wyłoniła się z ciemności. Serce mi omal nie stanęło rozpoznałam go. Ten uśmiech, tatuaż w kształcie smoka na szyi i ten zwycięski śmiech. Wszystko wróciło – wypadek mamy, a raczej zabójstwo. To był on, to on zamordował moją mamę. Poczułam, że po moim policzku spływa słona łza. Justin po słowach mężczyzny natychmiast spojrzał na mnie, lecz nie w oczy, tylko na punkt, którego nie mogłam dokładnie opisać.
- Kim p-a-a-n je-e-st?!- wydukałam spoglądając na nieznajomego.
- To raczej ja powinienem się spytać, kim ty jesteś. Kogoś mi przypominasz- zaczął zbierać myśli dokładnie mi się przyglądając- A tak! Tamara Williams!- krzyknął, jakby w zwycięstwie.- Twoja matka. Młoda, urocza i prawie tak samo piękna jak ty- ujął moją twarz w swoje dłonie gładząc kciukiem policzki.
Serce mnie zakuło, kiedy wymówił imię mojej zmarłej mamy. Łzy leciały mi ciurkiem.
- No nie powiem, że Tamara była dobra w te klocki – uśmiechnął się zawadiacko. Wiedziałam, o co mu chodzi. Nie trudno było się domyślić. Nie mogłam uwierzyć, że moja matka robiła TO z nim. Chciało mi się wymiotować.- Zobaczymy, jaka ty będziesz- rzucił poważnie.
Oczy zrobiły mi się wielkie jak pięć złotych, kiedy usłyszałam te słowa. Dwóch gości, którzy stali za mną, złapali mnie za ręce, że nie mogłam się wyrwać.
- Justin, pomóż- powiedziałam wręcz błagalnym tonem.
Uniósł głowę i popatrzył mi się głęboko w oczy. Widziałam w nich bezradność, jednak ufałam, że okaże mi pomoc. Twarz Raymunda w jednej sekundzie znalazła się przy mojej. Czułam jego obrzydliwy oddech na policzkach. Jego brudne łapska powędrowały tam, gdzie nie powinny. Napawał się każdą chwilą. Nie mogłam pozwolić, aby bezkarnie mnie obmacywał i to jeszcze on – morderca mojej matki. W tylnej kieszeni jego spodni poczułam wypukły odcisk broni. Miałam nadzieję, że nie zauważy, kiedy wyjmę ją. Musiałam coś wymyślić. Moja ręka powędrowała na jego pupę z obrzydzeniem. Jęknął cicho w moje ucho, a mi zbierało się na wymioty. Doszłam do kieszeni. Spojrzałam na Justina i dałam mu znak, że coś kombinuję. Rozglądnął się po Raymundzie i skupił wzrok na mojej dłonie krążącej po jego tyłku. Zajarzył, o co mi chodziło. Goryle nie zauważyły niczego.
„Idioci”- pomyślałam w myślach już świętując zwycięstwo.
- Moja matka miała gust, co do mężczyzn- szepnęłam do mężczyzny delikatnie wkładając dłoń do jego kieszeni.
- Tak?- mruknął.
- Tak. Miała fatalny gust!- wyjęłam pośpiesznym ruchem broń z kieszeni i oderwałam się od oblecha.
Skierowałam cel w niego. Justin szybkim krokiem ruszył w stronę goryli i zanim oni wyjęli pistolety ze swoich kieszeni, chłopak miał je przy sobie. Przyłożył im do czaszek broń.
- Justin, ty chyba sobie żartujesz- zaśmiał się sarkastycznie Raymund.
- Zamknij się!- krzyknęłam utrzymując groźny ton.
- Chyba nie dasz jakiejś suce zepsuć naszego gangu. Tyle dzięki mnie osiągnąłeś- skierował się w jego stronę.
Coś się we mnie zagotowało, kiedy nazwał mnie suką. Trzymałam dłoń na spuście i ledwo, co powstrzymywałam się, aby go nie nacisnąć.
- Ona nie jest suką!- obronił mnie.
- Justin, co ona z tobą zrobiła. Może zapomnijmy o wszystkim i niech będzie tak jak zawsze – wiedziałam, że się poddaje. Coś mi jednak nie grało. Podobno był on najgroźniejszym zabójcą, nie zachowywał się tak.
- Zamknij mordę!- krzyknął chłopak. W oczach Raymunda widziałam roześmianie. Bawiło go to, że zaraz może zginąć.
- Nic mi nie zrobisz- powiedział pewnie.
- Nie wydaje mi się- burknęłam mierząc go wzrokiem.

- A mi tak!- krzyknął. Złapał mnie wolną ręką za szyję i obrócił wyrywając z dłoni pistolet. – Puść broń albo ona zginie!

_____________________________________________________________________
I jak się podoba? Jak myślicie Destiny pokona Raymunda czy może zostanie porwana? Ale ona sprytna, nie? Następny jutroo! Piszcie komentarze !

2 komentarze:

  1. Świetny nie mogę się doczekać następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. WAL SIĘ! W TAKICH MOMENTACH ZATRZYMYWAĆ??!<3333333333333333333333333 NA SZCZĘŚĆIE SĄ NASTĘPNE ♥♥♥♥♥♥♥♥♥ ;**************

    OdpowiedzUsuń