„Ku*wa czemu zawsze ja mam takiego pecha?!”- darłam się w
myślach.
Byłam w kropce. Broń, która skierowana była na moją
głowę, całkiem mnie zestresowała. Nie miałam wyjścia, czekałam tylko na decyzję
Justina. Widziałam w jego oczach przerażenie, zapewne tak jak w moich. U niego
coś jeszcze wydało się dziwne. Wydawało mi się, że on woli zabijać niż
odpuszczać sobie kolejne ofiary. Mógłby przecież zastrzelić goryli i wtedy bym
zginęła ja, ale on nie chciał tego, nie chciał abym zginęła. Teraz zaczęłam
żałować, że tak go wcześniej wyzywałam. Okazało się, że jednak ma tam jakieś
serce skryte pod grubą powłoką zła. Mój wzrok spoczął na jego zaciśniętych
wokół pistoletów dłoniach. Bacznie trzymał je przy skroniach każdego z napakowanych
mężczyzn, mimo że był o nich o trochę niższy, to nie bał się.
- Puść broń!- powtórzył Raymund, a w moich uszach od jego
krzyku aż pisnęło.
Justin głęboko odetchnął i wypuścił pistolet z dłoni.
Upadł na ziemię. On kopnął go w stronę mężczyzny z tatuażem. Schylił się po
niego wciąż trzymając broń na mojej osobie. To była jedyna szansa. Wyrwałam
pistolet z jego dłoni i rzuciłam Justin’owi, a on bezbłędnie go złapał. Zaczęła
się szarpanina między chłopakiem a napakowanymi. Raymund chwycił z podłogi broń
i gdy biegłam w stronę chłopaka, aby mu pomóc poczułam przeszywający moją rękę
ból. Trafił mnie w ramię. Kula otarła się o moją skórę pozostawiając na niej
krwawy ślad. Spojrzałam na ranę i wydobywający się z niej czerwony płyn.
Zacisnęłam zęby i wzięłam od Justina broń. Szybkim ruchem wymierzyłam w
Raymunda i strzeliłam go w nogę, kiedy z jego amunicji poleciały kolejne kule.
Zgiął się w pół. Krwawy potok ulatywał z jego kończyny. Justin pokierował kulki
w stronę jednego z mężczyzn, a on trupem legł na podłogę. W pomieszczeniu
leciała bardzo głośna muzyka, ludzie byli pod wpływem alkoholu, więc nie
zdawali sobie sprawy, co się dzieje tuż nad nimi. Drugi z mięśniaków złapał
Justina za gardło i uniósł do góry opierając go o granatową ścianę. Chłopak
wymachiwał nogami i próbował zaczerpnąć powietrza. Raymund czołgał się po
podłodze klnąc i jęcząc z bólu. Złapałam się dłonią za lewe ramię próbując
zatamować krwawienie. Czułam się jak nigdy w życiu. Miałam mętlik w głowie.
Niesamowite cierpienie ogarnęło moją rękę. Upadłam na ziemię. Odwróciłam głowę
w stronę potężnego mężczyzny, który dusił Justina. Koło mnie leżała wcześniej
wypuszczona broń. Złapałam ją ostatnimi siłami w dłonie i skierowałam w stronę
mięśniaka. Nacisnęłam spust. Usłyszałam tylko dźwięk strzału i uderzenie o
podłogę dość masywnego ciała. Widziałam wszystko jak przez mgłę. Moje oczy
zamknęły się.
************************Perspektywa
Justina*******************
Usłyszałem strzał w moją stronę. Ostatnimi siłami brałem
oddechy, gdy zaciśnięta dłoń wokół mojego gardła zaczęła się luzować, aż w
końcu puściła. Mężczyzna upadł trupem na ziemię i ja też. Oparłem się ramionami
o podłogę próbując wyrównać tempo wydechów i wdechów. Po moim czole spłynęłam
kropla potu, a tuż po niej kolejna. Spojrzałem na Raymunda – leżał kwicząc z
bólu. Jego prawa noga krwawiła, co było widać przez jego ciemne spodnie. Następnie
mój wzrok przeniósł się na Destiny. Miała przymrużone oczy, a z jej ręki lała
się krew. Była półżywa. Natychmiast zerwałem się z podłogi i podbiegłem do
niej. Bałem się, że może nie przeżyć. Wziąłem ją na ręce łapiąc pod nogami i
pod karkiem. Wydawała się taka lekka. Jej mina nie wyglądała na zadowoloną.
Usta były lekko rozwarte, a oczy już zamknięte. Moje serce krwawiło, gdy
widziałem ją w takim stanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz