Promienie słoneczne
delikatnie otulały moją twarz, zmuszając mnie tym samym do wstania. Otworzyłam
jedno oko, potem drugie, a następnie spojrzałam na mały zegarek w kształcie
serduszka, który leżał na nocnej szafce, tuż obok łóżka. Wskazywał 6:29.
- Oh, dzisiaj minutę
wcześniej niż zawsze- powiedziałam sama do siebie poprawiając kosmyk włosów z
mojego czoła. Otrząsnęłam się z wydarzenia z poprzedniego dnia, przynajmniej
próbowałam. Zebrałam się z łóżka kładąc powoli nogę za nogą. Doszłam do
drewnianej szafy. Połyskiwała delikatnie od polerowania. Wyciągnęłam z niej jeansowe
shorty oraz białą bluzkę z napisem „We are young”. http://www.faslook.pl/collection/we-are-young-7/
Przejechałam szczotką po
brązowych włosach i zawiązałam je starannie w kitkę. Spojrzałam za okno. Nie
było śladów po burzy, no może kilka małych kałuż. Wyszłam z pokoju i udałam się
do kuchni. Szybko przekąsiłam śniadanie. Spojrzałam na zegarek na żółtej
ścianie. Zostało mi jeszcze półgodziny do zaczęcia zmiany. Założyłam, więc na
nogi trampki, a pod rękę wzięłam zapinaną, fioletową bluzę z kapturem. Już
zdążyła wyschnąć po wczorajszej ulewie. Otworzyłam drzwi wejściowe i
odetchnęłam świeżym powietrzem. Na trawie było widać odbijające światło
słoneczne kropelki rosy. Wyglądało to tak, jakby ktoś wysypał na nią srebrny brokat.
Zamknęłam drzwi na klucz i powoli szłam tą samą alejką, co zawsze do pracy. Ludzie
z pobliskich mieszkań zaczęli wychodzić z domów. Jedna pani o rudych, krótkich
włosach wyprowadzała swojego małego pieska z długimi uszami. Starszy pan
wyszedł po gazetę. Następna pani tak zwany „uliczny monitoring” jak zwykle
wyglądała przez okno w celu znalezienia nowych ploteczek. Znana była z
fałszywych informacji. Zamknęłam oczy, aby choć na chwilę zatracić się w uroku
pogodnego poranka. Gdy dotarłam do miejscowego baru, bo tam też pracowałam, w
środku już widziałam Markusa – naszego kucharza. Mężczyzna ten ma dziwny nawyk
układania idealnie proporcji dania. Jeśli czegoś jest za dużo, to natychmiast
trafia to do śmietnika. Otworzyłam drzwi, a dzwonek nad nimi rozbrzmiał po
całym pomieszczeniu.
- Cześć Markus –
przywitałam się z kucharzyną.
- Cześć Dest- odpowiedział
miłym głosem. Włożyłam bluzę do schowka i z drewnianego wieszaka zdjęłam fartuszek.
Zawiązałam sznurek wokół talii. Chwyciłam ściereczkę i zaczęłam wycierać
stoliki, aby ładnie wyglądały w ciągu dnia.
- Siódma! Pora otwierać!-
krzyknął mężczyzna z kuchni.
Posłuchałam się go.
Przewróciłam tabliczkę na drugą stronę z napisem „Otwarte”.
- Markus, zrobisz mi kawę?
– zapytałam z miną zbitego szczeniaczka.
Ruszył głową na „tak”. Usiadłam
na czerwonym krześle za blatem i włączyłam telewizor wiszący nad stolikami. Po
chwili rozniósł się dzwonek. Do stolika usiadł nasz stały klient – Tom. Tom to
brodaty mężczyzna o niskim wzroście. Czasami można go porównywać do skrzata,
ponieważ zazwyczaj ma na sobie zieloną część garderoby. Uważa, że przynosi to
szczęście.
- Destiny, jak zwykle to
samo, proszę- nawet nie popatrzył do karty. Znał ją na pamięć. Napisałam na
kartce zamówienie, czyli naleśniki z syropem klonowym. Zaczęło się zbierać
coraz więcej osób. Wszyscy byli znajomi.
- Cii!- krzyknął Tom. –
Destiny daj głośniej! Wiadomości lecą!
Wykonałam prośbę i pogłośniłam
głośniki.
- Wczoraj w godzinach
wieczornych przy klubie „South” został zamordowany młody mężczyzna. Grupa
nastolatków znalazła jego ciało. Chłopak został śmiertelnie pobity. Zgon
nastąpił po godzinie od bójki. Sprawcy jeszcze nie znaleziono. Nie zostawił po
sobie żadnych śladów. Mieszkańcy zaczynają się bać o swoje życie. To już
trzecie morderstwo w tym miesiącu. Czy policja znajdzie winowajcę?- mówiła
kobieta w telewizji. Zobaczyłam ten sam obraz. Moje źrenice natychmiast się powiększyły.
Byłam pewna, że to sprawa tego mężczyzny.
Zaraz po przekazaniu informacji
w pomieszczeniu zaczął się roznosić gwar rozmów o jednym i tym samym – o morderstwie.
- Co jeśli on jest wśród nas?-
zapytała przerażona starsza kobieta przejeżdżając po wszystkich wzrokiem.
- Rita, nie wygadaj głupot!
Przecież wszyscy się znamy!- odezwał się łysy mężczyzna – Simon.
- Nigdy nic nie wiadomo-
odpowiedziała mu wzruszając ramionami.
Zrobiło mi się słabo.
Byłam przy tym zdarzeniu, widziałam jak go kopał. Ale przecież próbowałam go
powstrzymać, chciałam zadzwonić na policję.
„Czy powinnam się zgłosić
i powiedzieć wszystko? Czy może nie ryzykować? W końcu nie mam dowodów, że to
on. Nawet nie wiem jak się nazywa. Jedyne co pamiętam to tylko te hipnotyczne
oczy”- myślałam.
Byłam między młotem a
kowadłem. Odwróciłam się w stronę okna i zobaczyłam chłopaka. Jego iskierki wydawały
się takie znajome. Popatrzył na mnie i otworzył szklane drzwi. Natychmiast nastąpiła
cisza. Wszyscy bali się odezwać, tylko nie wiedziałam, dlaczego. Podszedł pewnie
stąpając po kafelkowej podłodze nie spuszczając ze mnie swego przeszywającego wzroku.
Rozpoznałam go. To był on – mężczyzna, przed którym uciekałam. Rozejrzał się
dookoła siebie i delikatnie uniósł kąciki swoich ust. Wszyscy patrzyli na niego
z przerażeniem. Próbowałam zachować kamienną twarz, jak on poprzedniego
wieczoru. Ruszył w moim kierunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz