Music

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 14. "Pierwsza ofiara"



 Czytając włącz to: piosenka
________________________________________________________________
- Puść ją!- usłyszałam znajomy głos.
Łysy mężczyzna odwrócił się w stronę dźwięku, który miał mnie uratować. Spojrzałam na niego. Stał pewnie, z odwagą w oczach. Jego włosy jak zwykle wyglądały świetnie, a czarna bluza z kapturem dodawała mu mroczności. W duszy ucieszyłam się, że go zobaczyłam, że może miał być moją ostatnią nadzieją. Mężczyzna zaśmiał się drwiąco.
- Kogo my tu mamy! Sam Justin Bieber w swojej osobie!- skierował się do chłopaka.
- Powiedziałem puść ją!- powiedział dobitnie nie zwracając uwagi na wyśmianie.
- Od kiedy ty taki bohaterski jesteś? Wcześniej zabijałeś bez skrupułów, a teraz chcesz mi zabrać moją ofiarę?- nóż z gardła znalazł się na moich policzkach. – Oj Justin, Justin. I Ty jesteś chodzącą grozą, której wszyscy się boją?! Haha, jesteś żałosny!- myślałam, że Justin jakoś zareaguje na te słowa, ale on tylko przełknął ślinę i popatrzył na niego zabójczo.
- Puść ją! Ty chcesz mnie, nie ją- nie mogłam uwierzyć, że to powiedział. Poddał się.
Mężczyzna puścił mnie. Zaczęłam gwałtownie łapać powietrze upadając na ziemię. Spojrzałam błagalnie na Justina. Jego mina była kamienna, nic go nie ruszyło.
- Skoro tak mówisz- mężczyzna ruszył biegiem w stronę Justina. Przeraziłam się. Zaczęli się bić. Chłopak oberwał pięścią twarz, pisnęłam.
- Zostaw go!- krzyczałam przez łzy. Podbiegłam do ich bijących się i zaczęłam szarpać łysego za kurtkę, gdy złapał Justina za koszulkę i uderzał go pięścią w twarz, powodując to nowe rany.
- Odwal się!- wrzasnął uderzając mnie ręką w policzek. Upadłam na ziemię. Poczułam ból. Objęłam dłonią miejsce pieczenia i zobaczyłam krew. Zdenerwowałam się, kiedy chłopak dostawał ciosy. Zaglądnęłam przez ramię mężczyzny. Spojrzałam na twarz Justina. Był cały w krwi, ale nadal przytomny. Wyglądał jakby nie chciał walczyć, jakby robił to dla mnie. Mój wzrok przeniósł się na jeden punkt. Zauważyłam w kieszeni okładającego przedmiot na wzór pistoletu. Bez wahania chwyciłam po niego. Zarośnięty nie zauważył tego. Był zbyt zajęty okładaniem mojego wybawcy. Ręce mi drżały, ale nie mogłam pozwolić, aby Justin zginął. Mój palec znajdował się na spuście. Wymierzyłam w mężczyznę i zamknęłam oczy. Broń trzymałam po raz pierwszy raz w moim życiu. Gdy usłyszałam śmiech oprawcy, coś się we mnie zagotowało i nacisnęłam spust. Usłyszałam huk od strzału, który rozniósł się po uliczce. Natychmiast wszystko ucichło. Otworzyłam oczy i serce omal mi nie stanęło. Mężczyzna leżał na Justinie … martwy.
„O mój Boże! Zabiłam człowieka”- krzyczałam w środku, nie mogąc uwierzyć w mój czyn. Chłopak o hipnotycznych oczach zwalił z siebie trupa. Popatrzył na mnie z podziwem, ale i z zdziwieniem. Upuściłam broń na ziemię. Trzęsłam się cała. Justin podbiegł do mnie i złapał za rękę zabierając ze sobą broń. Spojrzał mi głęboko w oczy. Pociągnął mnie bez słowa w stronę parkingu. Nie mogłam wymówić z siebie ani słowa. Martwy człowiek pozostał na ulicy. Na końcu postoju stał czarny mercedes Justina. Wskazał mi go. Szybko wsiadłam do środka. Moja pupa klapnęła na przednim fotelu tuż koło kierowcy. Czarne wykończenia wyglądały elegancko, całkiem inaczej wyobrażałam sobie auto Justina. Chłopak bez wahania odpalił silnik i z wielką prędkością wyjechał z parkingu. Pędził w kierunku końca miasteczka.
- Nie wierzę, że to zrobiłam- wydukałam z łzami w oczach. Widziałam przed sobą jego martwe ciało bezwładnie leżące na mokrej podłodze.
- Też w to nie wierzę. Uratowałaś mi życie- spojrzał na mnie lekko się uśmiechając.- Teraz zmieni się całe twoje życie.
- Ale jak to zmieni?- mój wzrok skierował się na jego osobę.
- Jeszcze zobaczysz- mrugnął do mnie.
Po chwili zobaczyłam tabliczkę z napisem miasteczka. Wyjechaliśmy z niego. Oparłam zmęczoną głowę na szybie.
- Czeka nas długa droga. Idź połóż się na tylnich siedzeniach. Tam jest koc- wskazał wzrokiem na tył samochodu.
- Ale czekaj jak „długa droga”? Ja tu mieszkam. Gdzie ty mnie wywozisz?- uniosłam ton.


- Mówiłem, że zmieni się całe twoje życie. Jeśli zostaniesz w mieście, to w końcu dowiedzą się, że ty go zabiłaś i pójdziesz do więzienia- wytłumaczył znów utrzymując swój spokojny ton.

- Ale ja tam mam ubrania, wszystko.

- O to się nie martw. Myślę, że starczy nam pieniędzy na każdy ciuch- zaśmiał się. – To co kładziesz się?- zapytał troskliwie.
Miał rację. Jeśli bym została, w końcu wygadałabym się. Nie umiałam kłamać, to była jedyna moja słabość. Może i to było wyjście? Może warto było zaryzykować? Musiałam zostawić swoje całe życie.
- Ale czekaj, przecież coś będzie nie tak, jeśli naglę zniknę- powiedziałam zastanawiając się.
- Spokojnie. Mam znajomości. Upozorujemy twoją śmierć. Właściwie to już nie żyjesz- zacisnął swoją dłoń wokół kierownicy, gdy wypowiedział słowa „już nie żyjesz”.
- Nie żyję?- próbowałam się przyzwyczaić do nowej informacji.
- Nie żyjesz- powtórzył.
- To ja wolę iść spać- powiedziałam zmartwiona. – Ale nie z tyłu. Boję się tyłów- sięgnęłam ręką za miękkim, czarnym kocem, który prawie wtapiał się w tło. Justin zaśmiał się.
- A tak właściwie to gdzie mnie wieziesz?- odwróciłam jeszcze na chwilę wzrok na niego.
- Las Vegas- odpowiedział nie odrywając wzroku od drogi.
„Las Vegas?! Czy go do końca pogrzało?! Takie wielkie miasto?! Stolica grzechu?! Ale skoro je wybrał, to musiał mieć w tym jakiś interes”- przykryłam się kocem. Skuliłam nogi. Lekko odchyliłam siedzenie, tak że wyglądało jak leżak. Skierowałam głowę w stronę szyby.
- Dobranoc i witamy w nowym życiu- powiedział słodko Justin.
Zamknęłam oczy i rozmyślałam, co oznacza „nowe życie”. Czy na serio się ono tak zmieni? Nie potrafiłam na to odpowiedzieć. Po chwili zasnęłam. Miałam nadzieję, że „nowe życie” będzie lepsze, choć miałam, co do tego pewne wątpliwości.
 

1 komentarz: