- Destiny?!- wręcz krzyknęła do słuchawki.
- Sara, to ja Destiny- powiedziałam uspokajającym głosem.
- Kim ty jesteś?!- krzyczała. W jej głosie usłyszałam
płaczliwy ton.
- Uspokój się- ściszyła swój płacz- to ja Destiny. Ta
sama, która była cicha, zamknięta w sobie. Ta sama, która wywaliła się przed PJ’em
Worn’em w pierwszej klasie liceum, ta sama, która tak bardzo za tobą tęskni-
łzy w moich oczach zaczęły się zbierać, powoli wylewając się z oczodołów.
- Boże … Destiny-
zaniemówiła. – Ale ty przecież nie żyjesz. Ty przecież popełniłaś samobójstwo.
„Samobójstwo? Może i tak. Zabiłam dawną siebie”-
zmarszczyłam czoło.
- Jednak nie. Widzisz, to wszystko jest skomplikowane-
westchnęłam głęboko wpatrując się w obwieszoną obrazami ścianę.
- Ale ja… ale …ty – przerywała skupiając myśli- Gdzie ty
jesteś?!
- Sara, gdybym tylko mogła ci powiedzieć- wiedziałam, że
nie powinnam mówić jej ani słowa. Zakryłam twarz przed Justinem odchodząc od
niego.- Jestem w – nie dokończyłam, bo właśnie w tym momencie chłopak wyrwał mi
z dłoni telefon. Spojrzał na mnie ze złością.
- Nie powinnaś tego robić- warknął rozłączając
połączenie.
- Justin, tęsknię za nią- wzrokiem wręcz błagałam, aby
oddał mi telefon.
Musiałam się z nią spotkać. Była dla mnie bardzo ważna,
prawie najważniejsza. To ona w trudnych chwilach była przy mnie, wspierała
mnie.
- Pakuj się- nie zważając na moje słowa zażądał.
- Nie mam czego!- krzyknęłam, gdy on wchodził na górę po
schodach.
Mruknął coś pod nosem. Usłyszałam trzask drzwi od jego
sypialni. Sama udałam się do łazienki, aby się jakoś ogarnąć. Przedtem
zapukałam do pokoju Justina, prosząc go o jakieś świeże ubrania. Podał mi je
wyjmując zestaw z pod łóżka. Zdziwiłam się, że go tam trzymał, ale
podziękowałam i udałam się do łazienki. Stanęłam przed ozdobionym lustrem,
które sprawiało na mnie wielkie wrażenie. Zaczęłam się oglądać. Wyglądałam …
inaczej. Oczy tak jakby stały się ciemniejsze, włosy delikatnie się kręciły,
usta były większe i bardziej czerwone niż zwykle. Coś się ze mną działo. Nie
byłam już taka sama, jak dawniej. Nie bałam się spojrzeć Justinowi w oczy, tak
jak wcześniej. Nie bałam się trzymać broni w dłoniach, jak za pierwszym razem.
Stałam się odważniejsza. Spojrzałam na moje zranione ramię. Wzdrygnęłam się,
gdy materiał zdejmowanej bluzki dotknął bandaża. Przebrałam się w miętowe
spodnie, białą bokserkę i kremową koszulę. Justin nie zapomniał o moim
ramieniu, dlatego dał też tą koszulę. http://www.faslook.pl/collection/beatifuul/
Przeczesałam włosy szczotką zawiązując je
w wysoki kucyk. Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie z kamienną twarzą i
wyszłam.
- Gotowa?- usłyszałam lekko zestresowany głos Justa.
- Gotowa- potwierdziłam.
W dłoni miał dwie torby. Jedna pewnie była z bronią, a
druga z najpotrzebniejszymi rzeczami. Miał na sobie czarną koszulkę, a na to
niebieską koszulę w kratę, czarne spodnie oraz swoje granatowe Supry. Wyglądał
przystojnie. Jego włosy znów były cudnie ułożone, tym razem na żel ustawione ku
górze. Zeszliśmy razem na dół. Chłopak sięgnął do kuchni po owoce na drogę przy
okazji szukając coś w dolnej szufladzie.
- Trzymaj- powiedział podając mi nóż.
- Po co mi to?- zapytałam zdziwiona.
- Po prostu trzymaj, na wszelki wypadek- wzięłam od niego
ostrze. Przewracałam nim w dłoni dokładnie się jemu przyglądając.
- Masz- podał mi pokrowiec na nóż.
Schowałam ostrze w niego i włożyłam w spodnie przy biodrze.
Czułam się może pewniej. Wiedziałam jak go użyć. Wciąż przypominałam sobie
moment z żyletką w mojej łazience, jak to tworzyłam nowe rany, które
pozostawiły po sobie blizny na moich nadgarstkach. Ukrywałam je przed Justinem,
przynajmniej próbowałam. Chłopak ostatni raz rozejrzał się po domu i kazał mi
wyjść i wsiadać do jego czarnego mercedesa. Gdy przekroczyłam próg drzwi, gorące powietrze dmuchnęło mi w twarz. Pogoda była słoneczna, miało się ochotę siedzieć na basenie, a nie jechać samochodem w niewiadomą drogę. Słońce prażyło niemiłosiernie. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do auta. Posadziłam swoją pupę na skórzane
siedzenie koło kierowcy. Spojrzałam przez zaciemnione szyby na Justina, który
wpisywał jakiś kod na elektronicznej tablicy. Odwrócił się i po chwili znalazł
się przy bagażniku chowając torby. Usiadł koło mnie głęboko wydychając
powietrze. Podał mi wiklinowy koszyk, w którym były owoce, a ja położyłam go za
siedzeniem na podłożu.
- Trochę- odpowiedziałam cicho.
Zacisnął usta w cienką linię i przekręcił kluczyk w
stacyjce. Silnik odpalił, a auto zaczęło jechać. Jego dłonie spoczęły na
kierownicy, co jakiś czas kręcąc ją w prawo i lewo.
- Tam jest mapa. Wyszukaj Rootford- wskazał palcem na
schowek przy moim kolanie.
„Rootford – tam mnie zabiera. O nie, nie. Jedziemy do
Wertmund, do Sary. Muszę się z nią spotkać”- wymyślałam sprytny plan.
Nie chciałam do żadnego Rooford, chciałam do mojej
przyjaciółki.
Bardzo fajny mam nadzieję że dodasz dzisiaj jeszcze jeden
OdpowiedzUsuń