Przestałam mimowolnie ciąć
następne kreski. Odrzuciłam zakrwawioną żyletkę w kąt łazienki. Podeszłam do
umywalki opierając się prawą ręką o brzeg. Odkręciłam zimną wodę. Wydawała się
ukojeniem na moje pulsujące rany. Lekko jęknęłam kiedy życiodajny płyn otulił
moje cięcia. Otarłam łzy przedramieniem i czekałam aż krew przestanie cieknąć.
Spojrzałam na miejsce koło wanny. Na podłodze była plama pulsującego w moich
żyłach płynu. Nie dawałam sobie rady.
***************************Perspektywa
Justina********************
Pocałowałem ją. To był
błąd. Musiałem pamiętać, kim jestem. Jeśli ktoś dowiedziałby się o naszym
zbliżeniu, ona była by w niebezpieczeństwie. Jeden z gości Raymunda na pewno by
ją załatwił. Odszedłem. Wiedziałem, że tym ją ranię. Musiałem o niej zapomnieć.
Musiałem wyjechać.
**************************Perspektywa
Destiny********************
Miesiąc później …
Przez cały czas nie
dostawałam żadnych znaków życia od Justina. Rozpłynął się. Znów. Poddałam się.
Chciałam o nim zapomnieć i powoli udawało mi się to. Nie widziałam go, nie
słyszałam jego głosu, lecz miałam pustkę w sercu. Pocałował mnie i zniknął.
Okazał się tchórzem. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Rany po
okaleczeniach zamieniły się w blizny, które ukrywałam. Wstydziłam się, że
zrobiłam to przez niego. Byłam taka głupia.
Szykując się do pracy ubrałam białą tunikę w
czarne paski z rękawem ¾, jeansy i czarne trampki oraz jeansową kurtkę. ubranie Pogoda
nie zapowiadała się słonecznie. Niebo było biało-szare. A z chmur leciały
pojedyncze krople deszczu. Zaczęłam iść w stronę baru omijając kałuże. Po
dziesięciu minutach mojego sprintu znalazłam się przed budynkiem. Nikogo w
środku nie było oprócz Markusa. Siedział z gazetą na moim miejscu.
- Cześć Markus-
powiedziałam łapiąc oddech.
- Cześć Destiny- nie
oderwał wzroku od kartek.
- Co tu tak pusto?-
zapytałam zawieszając kurtkę na wieszaku. Oglądnęłam się po pomieszczeniu.
- Nie ma ruchu od wczoraj.
To przez to morderstwo. Ludzie boją się wychodzić z domu- wytłumaczył.
Zdziwiłam się. Faktycznie
nikogo nie było widać zza szyb. Gdy szłam też ani żywej duszy.
- Ja się zbieram. Nie ma,
po co siedzieć. Idziesz też?- wstał z krzesła odkładając gazetę na blat.
- Nie. Jak już przyszłam
to posprzątam. Może ktoś jeszcze wpadnie- rzuciłam biorąc do rąk szmatkę w
kratkę.
- To pa. Powodzenia-
powiedział wychodząc.
Zostałam sama. Zaczęłam
wycierać stoliki, a potem sprzątać naczynia. Pomieszczenie nie było zbytnio
przepełnione światłem. Usiadłam na chwilę na swoim czerwonym krześle i
włączyłam telewizor. Leciały wiadomości. Kolejne morderstwo w naszym mieście.
Zastanawiałam się, kogo może to być sprawka. Justina nie było. A może był? Może
ukrywał się przede mną? Wszystko wydawało się takie dziwne, nienormalne.
Tęskniłam za swoim starym miastem. Tam był spokój, cisza, zero problemów.
Dlaczego wyjechałam? Chciałam nowego życia. Chciałam być samodzielna.
Zbliżała się 20:00. Nikt
nie przyszedł do baru. Zamknęłam budynek, wzięłam kurtkę i wyszłam. Na ulicy
nie było ani żywej duszy. Niebo pociemniało, a lampy delikatnie oświetlały
drogę. Przechodząc koło ciemnej uliczki zauważyłam obcą postać. Opierała się
plecami o ścianę. Spojrzałam na nią i szybkim krokiem minęłam. Usłyszałam jak
idzie za mną. Jego niespokojny oddech obijał mi się o uszy. Przestraszyłam się.
Zastanawiałam się, dlaczego zawsze tylko ja wpadam na jakiś świrów.
Obejrzałam się za siebie i zauważyłam chłopaka, a raczej mężczyznę. Był łysy z lekkim zarostem na brodzie. Miał na sobie czarną skórę. Patrzył się na mnie lekko unosząc kąciki swoich ust. Przeszywał mnie wzrokiem. Omijając publiczną pralnię, poczułam czyjąś dłoń na moich ustach.
- Cii- szepnął mi od tyłu do
ucha.- Wolisz śmierć wolną w cierpieniach czy szybką i bezbolesną? Ja sam wolę
to drugie- zaśmiał mi się do ucha. Poczułam jak jego dłoń powędrowała do
kieszeni w kurtce. Wyjął z niej nóż. Przyłożył mi go do gardła. Czułam jak
przyciska ostrzę. Moje serce zaczęło szybciej bić. Byłam przerażona. Nie mogłam
uwierzyć, że tak miałabym skończyć. Całe życie minęło mi przed oczami. Moje
urodziny, pierwsza miłość, matura, rodzice i na końcu twarz Justina. Ale to
ostanie minęło na prawdę między uliczkami.
Obejrzałam się za siebie i zauważyłam chłopaka, a raczej mężczyznę. Był łysy z lekkim zarostem na brodzie. Miał na sobie czarną skórę. Patrzył się na mnie lekko unosząc kąciki swoich ust. Przeszywał mnie wzrokiem. Omijając publiczną pralnię, poczułam czyjąś dłoń na moich ustach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz