Music

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 21. "Chcę ją poznać..."

- Nie powinno cię tu być- powiedział groźnie zbliżając się do mnie.
- Właściwie, to ja już miałam iść- chciałam ruszyć w stronę oświetlonej ulicy, kiedy on szarpnął mnie za ramię. Wylądowałam na plecach na zimnej wręcz odrażającej ziemi.
- Nie zbliżaj się do mnie- zagroziłam osuwając się po ziemi na rękach. Czułam się jakbym robiła raczki na w-f. Zaśmiał się szyderczo i nie zwalniał swoich kroków. Przestraszyłam się, kiedy między nami był może jednometrowy dystans.
- Mała, może się zabawimy?- zaśmiał się.
Zerwałam się na równe nogi zaczęłam biec w stronę światełka, przynajmniej próbowałam. Mężczyzna pociągnął mnie za włosy. Poczułam wielki ból przeszywający moją głowę i odruchowo przestałam się ruszać, tylko cofałam.
- Nie radzę- szepnął mi wprost do ucha. Jego wielkie i zimne dłonie powędrowały na moją talię. Przełknęłam głośno ślinę wiedząc, co się za chwilę wydarzy. Jego ciepły oddech czułam na swojej szyi. Zaciągnęłam się powietrzem zbierając siły i z całą moją mocą uderzyłam mężczyznę swoim łokciem w czułe miejsce. Skulił się i zaczął klnąć pod nosem. Ucieszyłam się w duchu. Zerknęłam za tylnymi drzwiami i zauważyłam cienką, jasną szczelinę wydobywającą się z boku. Natychmiast ruszyłam w jej stronę. Otworzyłam drzwi. Spojrzałam na wijącego się z bólu mężczyzny i zatrzasnęłam metalową powłokę ciągnąc za klamkę. Znalazłam się na różowo-niebieskim korytarzu. Zamknęłam drzwi na górny zamek, aby mężczyzna nie wszedł, gdy ja będę zdezorientowana. Oglądałam się na boki wyszukując, czy ktoś nie wychodzi z drzwi, których było tam pełno na każdej ścianie. Słyszałam bardzo głośną muzykę. Ruszyłam w stronę punktu, z której ona się wydobywała.
***************************Perspektywa Justina*****************
Destiny strasznie mnie zdenerwowała swoim szczeniackim zachowaniem. Nie powinna tego robić. Nienawidziłem, jak ktoś mnie wyzywał, a szczególnie jak ona to robiła. Gdy dotarłem do klubu, przywitałem się ręką z bramkarzem Paul’em, który doskonale mnie tu znał. Wszedłem poza kolejką do środka. Głośna klubowa muzyka roznosiła pomieszczenie. Przebijałem się przez tłum spoconych ludzi próbując wyszukać wzrokiem Raymund’a i jego ludzi. Spojrzałem w górę, tam też znajdowały się stoliki. Natychmiast zobaczyłem jednego potężnego gościa w garniturze i w ciemnych policjantkach na nosie. Spoglądał na mnie badawczym wzrokiem. Kiwnął głową pokazując, abym udał się na górę. Stałem na środku zamieszania. Szukałem oczami schodów. Zauważyłem je w kącie wielkiego pomieszczenia. Natychmiast zacząłem wchodzić po schodkach nie spuszczając wzroku z wielkiego faceta, który mnie mierzył. Gdy dotarłem na piętro, ujrzałem Raymund’a śmiał się pod nosem. Wokół niego siedziało dwóch większych typów ubranych, tak jak tamten, który mnie obserwował.
- Witaj, Justin- przywitał mnie serdecznie wyciągając dłoń w moim kierunku.
- Witaj, Raymund- odpowiedziałem poważnie.
Nie wiedziałem, co mnie czeka. Czy będzie mi kazał zabić Destiny? A może zapyta mnie się o nią?
- Siadaj- pokazał dłonią na czerwoną, zaokrągloną kanapę. Obejrzałem się dookoła i ku mojemu zdziwieniu byliśmy tam jedynie my.
Klapnąłem koło niego zaciągając moją koszulę.
- Nie wiem czy wiesz, po co cię tu ściągnąłem?- zaczął patrząc na mnie z góry.
- No, nie wiem.
- A więc, dowiedziałem się, że załatwiłeś Brad’a, a raczej załatwiła go dziewczyna, niejaka Destiny Williams- wytłumaczył opierając się plecami o kanapę.
„Skąd on wie, jak się nazywa Destiny?!”- pytałem zdenerwowany sam siebie. Zacisnąłem pięści, gdy jego słowa obiły mi się o uszy.
- To nie było do końca tak…- westchnąłem.
Nie chciałem, aby Dest miała jakiekolwiek problemy, mimo że strasznie mnie denerwowała. Przecież byłem za nią odpowiedzialny.
- Nie kłam mnie- powiedział poważnie.- Wiem, jak to było. Ona wzięła pistolet i go zabiła. Wziąłem głęboki wdech powietrza, dla niego była to odpowiedź. – Tak myślałem- westchnął.
- Ona nic złego nie zrobiła. Broniła mnie- wydusiłem z siebie.
- Właśnie broniła. Nie powinna tego robić. Nie masz jaj, żeby dać sobie radę z Brad’em, więc ratowała cię dziewczyna- powiedział poważnie unosząc się.
Nie umiałem z tego wyjść. Nie mogłem mu przecież powiedzieć, że chciałem się poddać, żeby ona była bezpieczna. Wyszedłbym na mięczaka. Raymund nie szanował kobiet. Traktował je raczej jak przedmiot zadowolenia seksualnego. Uważał, że każda dziewczyna jest dz*wką. Przez to gardziłem nim, ale ja nie zachowałem się lepiej. W końcu zamknąłem ją w łazience. Nie wiadomo, co mogła sobie tam zrobić, lecz o tym nie myślałem.
- Chcę ją poznać- wręcz zażądał. 

2 komentarze:

  1. Kolejny rozdział super nie mogę się doczekać następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. COS WSPANIAŁEGO !!! NIESAMOWICIE SIE WCIAGNEŁAM . CZEKAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ. RAYMUND MNIE WKURZA , ZACZYNA SIE COS DZIAC ,CIEKAWE CO BEDZIE JAK JĄ POZNA HAHAHAHA DO NASTEPNEGO /OLA

    OdpowiedzUsuń