Music

sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 38. "...skoro mógł mnie zostawić"

Drzewa, które mijały przypomniały straszydła, postacie, których bałam się w dzieciństwie. Podmuch silnego wiatru rozdmuchiwał moje włosy w każdym kierunku. Usłyszałam grzmot pioruna, który uderzył gdzieś daleko. Serce biło mi bardzo szybko, a w głowie szalały tysiące myśli bijących się ze sobą. Omijałam swoim sposobem gałęzie wystające z konarów drzew. Co jakiś czas moje ręce raniły się o igły odpychając je. Moje nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, gdy po lesie rozniósł się donośny głos Justina wołający moje imię. Zatrzymałam się na chwilę i schowałam za potężnym konarem świerka. Próbowałam uspokoić mój oddech, ale błyskające niebo nie pozwalało mi na to strasząc mnie. Oglądałam się dookoła szukając jakiegokolwiek wyjścia z tej sytuacji. Oparłam się plecami o powłokę za mną i co chwila spoglądałam w kierunku dobiegającego dźwięku mego imienia. Byłam zdenerwowana, przestraszona i zła. Wtedy myślałam tylko o tym, żeby znaleźć się w łóżku w moim domu z książką w ręku, lecz to były tylko marzenia. Z jasnego przez pioruny nieba zaczął spadać życiodajny deszcz. To był koszmar. Ja w lesie, w nocy, w burzę, sama, uciekająca – nie mogło się to dobrze skończyć. Kropelki wody zaczęły spływać z zielonych igieł na moją twarz. Błagałam Boga o pomoc. Ściółka zrobiła się w oka mgnieniu mokra, a świergot ptaków zastąpiły uderzenia piorunów i odgłosy odbijających się o podłoże kropel deszczu.
- Destiny! Chodź tu!- znów usłyszałam głos Justina z pewną wściekłością.
Nie! Nie chciałam do niego iść. Zebrałam siły, wzięłam głęboki wdech i zaczęłam biec w niewiadomą stronę coraz bardziej zagłębiając się w las. Pędziłam przez drzewa, co chwila oglądając się za siebie. Widziałam pewne światełka dobiegające z latarek, lecz nie zwróciłam na to uwagi i biegłam dalej. Nagle nie wiedziałam, gdzie jestem, a moje nogi straciły płaskie podłoże. Runęłam ze wzgórza. Toczyłam się przez pochylone pole pszenicy obijając każdą możliwą część mego ciała. Ból był potworny, gdy uderzyłam o ziemię zranionym ramieniem. Bałam się otworzyć oczy i jedyne, co słyszałam to szelest łamiących się pode mną kłosów. Z moich ust wydobył się krzyk, który wyszedł z sam z siebie, gdy bezwładnie toczyłam się. Moje włosy zaczepiały się o każde źdźbło zadając mi dodatkowy ból tym samym. Owinęłam dłonie wokół swojej talii i czekałam aż w końcu się zatrzymam. Poczułam ogarniający na moim zranionym ramieniu, które z tego wszystkiego pulsowało. Po chwili zatrzymałam się wtapiając się w kolejne części pszenicy. Dziękowałam Bogu, że to już koniec. Nie mogłam się ruszyć. Deszcz obmywał moją twarz ścierając kawałki ziemi. Zaczęłam płakać z bólu i bezradności. Nie chciałam już żyć. Straciłam wszystko – dom, spokój, codzienność, normalność, czystość duchową i nadzieję. Zamknęłam oczy i próbowałam zakończyć swój żywot, modląc się o piorun, który może trafiłby we mnie.
- Tam jest!- z zamyśleń wyrwał mnie znajomy głos chłopaka, który tak mnie zranił.
Usłyszałam jak zbiega. Dobiegł do mnie.
- Destiny- powiedział z żalem.
Jego umięśnione ręce podniosły mnie trzymając pod nogami i głową, a ciepły oddech wydawał się ukojeniem dla mojej duszy. Jednak nie zapomniałam jego słów „Myślisz, że ja czasami nie mam ochoty cię zabić?!”. Więc dlaczego mnie uratował?! Dlaczego zbiegł na dół, aby mnie wynieść z tego pola, skoro mógł mnie zostawić?!
- Ju-ju-stin- wymamrotałam ledwo żywa.

- Cii… będzie dobrze- odpowiedział ze spokojem. 

4 komentarze:

  1. Cudny *_* Pierwsza !

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę jesteś świetnaa <3 dodajesz systematycznie rozdziały i bardzo dobrze je tłumaczysz ! Oby tak dalej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za te miłe słowa, naprawdę. To dla mnie wiele znaczy, tylko ja tego nie tłumaczę. Całe opowiadanie jest mojego autorstwa. <3

      Usuń
  3. Szczerze to bałam się o Destiny (nwm jak to się pisze xD ).
    Rozdział jak zawsze ZAJEBISTY... Przepraszam za takie słowo ale nwm jak inaczej opisać twój blog <3

    OdpowiedzUsuń