Obudziłam się wtulona w lawendową
pościel na łóżku. Dookoła było jasno. Przez okno wpadały promienie wstającego
słońca. Dokładnie czułam każdą część mego ciała. Teraz wiedziałam, jaki ból
czują zapaśnicy, kiedy oberwie im się od przeciwnika. Pachniało świeżością
poranka. Jedyne, co mnie zastanawiał, to sposób w jaki się tu znalazłam oraz
gdzie znów podział się Justin. Z delikatnością w każdym ruchu podniosłam się z
łóżka powoli stąpając po drewnianej podłodze wyłożonej białym dywanem. Czułam
się jak zaćmiona. Miałam na sobie czarną koszulę nocną, chyba Louise. Nic nie
pamiętałam. Jedyne, co przychodziło mi do głowy to albo pobicie, albo jakaś
walka, nic innego. Podeszłam do okna i opuszkami palców przejechałam po
pomalowanym na biało parapecie. Nagle wszystko mi się przypomniało. Kłótnia z
Justinem, ucieczka, deszcz, las, burza, upadek, pole pszenicy i przepełniający
mnie ból. Wzdrygnęłam się na te wszystkie wspomnienia. Znów byłam w punkcie
wyjścia. Stałam tam w pokoju i nadal zastanawiałam się, co mam robić dalej. Kolejna
ucieczka stawała się już monotonna – zawsze przez okno. Jednak nie rozumiałam
Justina. Mówił mi, że ma ochotę czasami mnie zabić, więc dlaczego nie pozwolił mi
umrzeć samej? Miałby przynajmniej miej kłopotów, jakim byłam ja. Nagle klamka w
drzwiach poruszyła się, a zza drzwi wyjrzała postać Louise.
- Boże, Destiny- podeszła do mnie
pełna ulgi.- Nigdy tak nie rób- przytuliła moją obolałą twarz do swojej
delikatnie całując czoło.
Chciałam pisnąć z bólu, gdy
przycisnęła niechcący moje zranione ramię. Dopiero teraz zobaczyłam, jak wyglądałam.
Całe nogi były poobijane i posiniaczone, tak samo ręce. Na każdej części ciała
widniał chociaż jeden ślad po ostatniej ucieczce.
- Przyniosłam ci śniadanie- dodała
wyciągając zza drzwi tackę z posiłkiem.
Pięknie pachnące naleśniki z
truskawkowym dżemem dodały mi apetytu, a zapach unoszący się nad nimi potęgował
go. Ślinka mi ciekła na myśl, że zaraz ten apetyczny kąsek miał trafić do mojej
buzi. Usiadłam ostrożnie na krańcu łóżka i tackę położyłam obok.
- Wiem, że to wina Justina-
powiedziała ciepło rozsławiając firanki z okna.
Na początku nie zważyłam na te słowa,
zbyt byłam głodna.
- Co?- odpowiedziałam zdezorientowana przełykając
kolejny kawałek naleśnika.
- Mówię, że wiem, że to wina Justina,
ale on myśli inaczeeeej- przeciągnęła ostatnie słowo tak, że zabrzmiało to jak
krótka nuta.
- Jak inaczej? Co on myśli?-
odwróciłam wzrok na kobietę, która poprawiała poduszki.
Nie wiedziałam, o co chodzi. To była
jego wina. To przecież on mnie pocałował, a potem zniknął, a następnie to przez
niego uciekłam, bo nie mogłam wytrzymać tych wszystkich wahań humorów i uczuć
do mnie.
- On uważa, że to twoja wina, że już z
tobą nie wytrzymuje- rzekła jakby nigdy nic. Usiadła obok mnie i objęła
ramieniem.- Powiedział mi nawet, że najchętniej zostawiłby cię tu na pożarcie
dzikom- te słowa mnie dobiły, a moje oczy zrobiły się wilgotne. Znów mnie
zranił i znów go nie rozumiałam.
- To po co mnie ratował?!- krzyknęłam
zdenerwowana. Nie mogłam już się opanować. Apetyt natychmiast ucichł, a ja nie
miałam ochoty na nic.
- Nie chciał, abyś zginęła w taki sposób-
uśmiechnęła się, ale mi nie było do śmiechu.
Odłożyłam tackę na kolana kobiety i
pełna buzujących we mnie uczuć nienawiści ruszyłam w stronę salonu, gdzie na
kanapie siedział Evan i Justin.
Suuupeeer! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńKOCHANIE, JESTEŚ WIELKA, NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ CO BĘDZIE DALEJ ! <3
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJE ŻE TAK CZĘSTO DODAJESZ ROZDZIAŁY :*
KOCHAM CIĘ SIOSTRO ;3
Wspanialy ,cudowny ,juz chce kolejny! Ciagle mi mało i mało ale co poradzic ze twoje opowoadanie uzaleznia ?
OdpowiedzUsuńDo kolejnego ;*
Jestes wspaniala
uhuhuhuh będzie się działo <3
OdpowiedzUsuńczekam na nn :*